Hej wszystkim, po dwóch tygodniach wahań stwierdziłam, że (nie zapeszając) dołączę do Waszego grona
Krótko o mnie,
28lat, szcześliwa mama 6letniego łobuza, żona, po 3 latach walki o ciążę.
Synka ledwo donosiłam, od 8tc poronienie zagrażające, co i rusz w szpitalu, skończyło się CC w 37t4d z powodu za małej ilości wód płodowych i ułożenia pośladkowego.
Obecnie jestem po 3 poronieniach w ciągu dwóch ostatnich lat.
07.04 odważyłam się zrobić test ciążowy. POZYTYWNY!!
Ale były brązowe upławy, w sumie już od ponad tygodnia przed zrobieniem testu. Dwa tygodnie wcześniej było lekkie plamienie, zgaduję, że implantacyjne.
Ach, zapomniałam dodać, że od ponad 3 lat żyję w UK, więc, jak łatwo można się domyślić sprawdzenie zdrowia zarodka kosztowało mnie sporo walki. Ale wywalczyłam USG w dniu 10.04, na którym stwierdzono pęcherzyk z widocznym zarodkiem i bijącym sercem, 2.8mm, ciąża na początku 5tc. Na plamienia nic nie dostałam, nie zalecono uważania na siebie itd. Jak stwierdziłam lekarka " wszystko w rękach Boga".
Bez obrazy dla wierzących, ale wolałam jednak Mu dopomóc, więc skontaktowałam się z ginekologiem z rodzinnego miasta, wyprosiłam receptę na Duphaston, w moim mieście znalazłam mamuśkę mającą trzy opakowania na zbyciu, więc jestem na Duphastonie 3x1 plus magnes + witaminy + leżę.
Upławy ustały. Jutro kolejne USG. trzymajcie kciuki, że maleństwo będzie rosło zdrowo i bez komplikacji...
termin wedlug OM na 5.12