Ja w sumie cieszę się z uporu mojego męża w tym temacie. Ogółem w każdym aspekcie tej ciąży.
Nie powiem, wkurza mnie nie raz do granic wytrzymałości, ale jak jest między nami dobrze i usiądę sobie i pomyślę to w sumie dobry z niego chłop.
Wytrzymały.
I kiedy trzeba to zaprze się rękami i nogami i mnie utrzyma nad ziemią, choćbym na własnych nogach już nie umiała ustac.
Także nie wyobrazam sobie tych wszystkich usg przy poronieniach bez niego... Tych dni kiedy organizm się oczyszczal, a ja ryczalam i krzyczała że jaka że mnie kobieta skoro najbardziej podstawowego kobiecego zadania nie umieć zaliczyć....
I teraz kiedy swiruje co chwila, kiedy za dużo czytam i nadinterpretuje, kiedy czuje ruchy I cieszę się jak głupia, przy każdym usg, kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy serduszko, kiedy po wielkich plamienia h gnal że mną na usg i to on wpatrywał żyjącego maleństwa na ekranie, bo ja odmówiłam patrzenia....
Na prenatalnych to on zadawał and pytania, które mieliśmy wspólnie przygotowane, bo jedyne co JA byłam wstanie zrobić to gapic się w ekran i suszyć zęby że szczęścia. I przy porodzie będzie tak samo, wiem że będzie podawał mi wodę, będzie mi masowa plecy, pomoże wejść do basenu, a jak zmienię zdanie to wyciągnie mnie z niego, wytrze, ubierze i będzie że mną męczyć Cie i cierpieć i pewnie wraz ze mną będzie ukradkiem płakać kiedy w końcu maluch pojawi się na świecie.
Będzie latać po nakładki na skutki, nawet w środku nocy, jeśli stwierdze, że te są złe, a nie moge inaczej karmić, będzie niewyspany chodzić do pracy, żebym ja się chwilkę zdrzemnela, będzie dobrym tata i dobrym mężem.
Wsparciem.
A wiem, że tak będzie bo już teraz mogę na własne I czy zobaczyć to zaangażowanie.