reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

GRUDNIOWE MAMY 2010 :) wątek główny!

reklama
Dzien doberek:-)
U nas dzis zas slonko ale nawet jak wieje lub pada to i tak musze wychodzic by zaprowadzic Adasia do szkoly, pozniej odebrac no i zakupy zrobic.Tak wiec u mnie pogoda nie gra roli.Trzeba codziennie wychodzic kilka razy:tak:
Ale wykancza mnie to myslenie codziennie co na obiad:confused2: Ostatnio znalazlam fajny przepis na zapiekanke z piersi indyka wiec dzis to chyba zaserwuje.
Ja tu gadu gadu a czas ucieka.
Milego dnia;-)
 
a też jestem trochę uzależniona od C. bo nie wytacham wózka na 4 piętro, stelaż mam w piwnicy, gondolę w domu, gondolę z Zuzią zniosę, ale musiałabym ja zostawić żeby wejść po stelaż do piwnicy, udupiona jest... muszę coś z tym wózkiem wymyślić, bo mam dość mądrości mojego męża co do spacerów...

Ja zostawiam Franka w gondoli w mieszkaniu, ubranego, przy otwartym oknie - on sobie wtedy ładnie zasypia, bo świeże powietrze go wciąż zabija na miejscu. No i znoszę stelaż na sam dół - zostawiam w klatce pod drzwiami. Wracam po Franka, zakładam gondolę i wyjeżdżamy. Powrót taki sam tylko wszystko na odwrót ;) A mieszkam na trzecim piętrze, więc niewiele niżej :)
Czasem spotykam jakiegoś sąsiada na klatce, ale na razie tylko raz mi ktoś pomógł wnieść cały wózek na górę. A ja się nie umiem i nie lubię prosić, więc targam sama.

Franolek jadł śniadanie o 8 i śpi do tej pory, więc udało mi się ogarnąć mały pokój. Cała jestem w kurzu. Zostało jeszcze "tylko" wyniesienie paru pudeł do kosza i kilku rzeczy do piwnicy. Ale za to się już nie biorę - nie będę młodego na tak długo zostawiać. Mąż wieczorem to załatwi. Teraz mam dylemat, bo słonko TAKIE piękne... A przede mnie korekta i robienie obiadu. Albo może zrezygnuję z obiadu, zrobię spagetti ze słoika i zabiorę dziecko na pole. O! To jest myśl :)
 
hehe mówiłaś :) trochę szkoda, ale krzywdy nie ma. Nie będę się biczować :)

:) też to wiem- a mimo wszystko gdzieś tam w sercu, przykro mi i pojawia się gdybanie- a gdybym poświęciła tych kilka dni na ściąganie i przegotowywanie mleka to i Mikiemu spadłaby bili i byłby nadal cycuchem ...ehh Dokonałam wyboru
 
cwietka - uważaj, mnie takie zastępowanie laktatora sztucznym mlekiem doprowadziło to zakończenia karmienia piersią. Życzę, żeby u Ciebie tak nie było :)

Na szczęście wychodzić będę tylko 2 razy w tygodniu. I laktatora nie zamierzam całkiem odstawić. Ale udaje mi się odciągnąć maksymalnie 100 ml i to tylko pod warunkiem, że przez dwa karmienia podaję Idzie jedną pierś, a druga się napełnia - mam wrażenie, że to bardziej rozregulowuje laktację :zawstydzona/y:

Ewa - ja bym olała obiad i poszła na spacer. Lubię to Twoje "na pole" :tak: Kojarzy mi się z wakacjami u babci. Kuzyni tak do mnie mówili, a ja byłam w szoku o jakie pole chodzi ;-)
 
ewa chyba też tak zacznę robić, choć małż znalazł mieszkanie inne na 2 piętrze, tańsze, ale gorszy standard:-( no ale chyba nie wiele mam do gadania...:-(

werandowanie się nie udało bo jak chciałam Zuzulkę ubrać to zaczęła wrzeszczeć strasznie i nie chciała się uspokoić więc dałam jej na razie spokój, zasnęła znów, więc ją nakryłam kocem i uchyliłam okno...

asia mnie się też już odechciewa robić codziennie obiadu, dziś chyba zrobię na szybko warzywa z ryżem i tyle... bo myśleć i robić mi się nie chce, chlew mam w mieszkaniu więc wolę posprzątać...
 
:D
Bo ja południowiec jestem :)
To tak jak mój mąż - tylko on z Podkarpacia: "pole", "śpiki" z nosa (to mnie wyjątkowo bawiło ;-D). Ale jak zamieszkał w Łodzi to szybko się przestawił i jeszcze rodzicom zaczął zwracać uwagę ;-)
A ja mówisz na zepsute jajo?? Bo jak mi mąż powiedział to rechotałam 3 dni :-D
 
To tak jak mój mąż - tylko on z Podkarpacia: "pole", "śpiki" z nosa (to mnie wyjątkowo bawiło ;-D). Ale jak zamieszkał w Łodzi to szybko się przestawił i jeszcze rodzicom zaczął zwracać uwagę ;-)
A ja mówisz na zepsute jajo?? Bo jak mi mąż powiedział to rechotałam 3 dni :-D

Ja też z podkarpacia :) Wychowałam się w Rzeszowie, dopiero na studia wyjechałam do Krakowa i już zostałam.

Zepsute jajko to zbuk :)
Śpiki to też małe dzieci ;) Ewentualnie gady ;)
Przyrząd do ostrzenia ołówków to zastrugiwaczka.
Jak się woda w szklance przeleje, to znaczy, że przewirzchowała.
A uderzyć czymś w coś, np. autem w krawężnik, to wyniutać :D

Więcej nie pamiętam :)
 
reklama
Ja też z podkarpacia :) Wychowałam się w Rzeszowie, dopiero na studia wyjechałam do Krakowa i już zostałam.

Zepsute jajko to zbuk :)
Śpiki to też małe dzieci ;) Ewentualnie gady ;)
Przyrząd do ostrzenia ołówków to zastrugiwaczka.
Jak się woda w szklance przeleje, to znaczy, że przewirzchowała.
A uderzyć czymś w coś, np. autem w krawężnik, to wyniutać :D

Więcej nie pamiętam :)

Śpiki i zbuka też znam, ale ja z obecnego łódzkiego, a dawnego częstochowskiego jestem. I tak się mówiło nie u mnie w domu (bo tata z "Pagór" - jak nazywałam okolice Tuchowa), tylko "na wsi".
 
Do góry