BlackWizard
Fanka BB :)
Dziś rano znów pojechaliśmy do szpitala. Mieliśmy nadzieje, że będzie już inna zmiana i inna położna, ale trafiliśmy na tą samą. Stwierdziła, że jestem "za delikatna i zawracam jej głowe" ale podłączyła do ktg, a później kazała czekać na lekarza. No to czekaliśmy od 8 do 10.45 aż w końcu łaskawie ktoś się zjawił. Ale lekarz był kompetentny, zbadał, zrobił USG i wszystko wyjaśnił. A więc: szyjka macicy nie zbyt się skróciła nie wiedzieć czemu, rozwarcie na jeden palec, skurcze przepowiadające są, dzidzia wyjątkowo duża (odpowiada 40 tyg 5 dzień) ale do 15 stycznia nie mam panikować i dopiero po tym terminie zjawić się ze skierowaniem, bo póki co jest wszystko ok. No i zalecił w ciągu 5 dni wizyte ginekologiczną i żeby być pod stałą opieką mojej doktorki prowadzącej i na bierząco kontrolować czy wszystko jest ok. Powiedział też, że mogę urodzić dziś i teraz zostaje tylko czekać aż maleństwo samo postanowi zjawić się na świecie. Więc się trochę uspokoiłam, ale do szpitala się zraziłam i to bardzo. Od 7 tam siedzieliśmy, żeby usłyszeć te kilka zdań. Tylko te położne to jakaś pomyłka. Po tej wczorajszej przyszła druga, też kretynka, nawrzeszczała na mnie jak zapytałam czy orientuje się ile mamy czekać na lekarza . Ale rozbawiły mnie oby dwie strasznie, bo jak tylko pojawiali się lekarze to robiły się milutkie i potulne jak baranki. Ehhh polska służba zdrowia.