Ale ja z dyrką już rozmawiałam, sprawdzałam w dzienniku, i chodził i na angielski. to derka przeniosła, a nie ja, bo nie pasowało coś z dziećmi dojezdnymi. ja się nie bede domyślać, wisi moj nr telefonu i jak ktoś chce ze mną porozmawiac, to poprostu dzwoni.
A ty się nie przejmuj, przcież ja nie mam nic do Ciebie.
jak się u Ciebie spotkałyśmy to też nic mi nie mówiła, a to był już jakoś marzec, i miała już wtedy "wonty" że kasa za duża, że coś tam. nikt jej nie kazał posyłać dziecka. a ja swoją pracę wykonałam. to nie zajęcia prywatne. i powinna zapłacić. nie ma honoru i tyle. ja bym zapłaciła...
ale Larvunia nie ona jedna, ja do niej nic nie mam naprawde. bo mnie to grzeje. kiedyś się los odwróci i ja bede miała, a ona nie!
najśmieszniejsze jest to, że widzę ludzi w miescie, w sklepie, na poczcie, i wiem dokładnie kto mi zalega, jak wygląda i tymbardziej jak widzę z dzieckiem, to poznaję. a Ludzie odwracają głowę, jedna to przede mną skręciła do banku jak mnie zobaczyła. a wisi mi 87,50!!!
mam dziennik z zalegającymi wpłatami w bańce
))
ja szłam do apteki, dzieliły nas metry, a ona zwiała. jak szczur. phhhhh
nawet ci powiem, ze się zastanawiam, czy przypadkiem nie zrezygnować. czy bedzie mi się opłacało szukać kogoś do dzieci ,żeby jechać do przedszkola i nie dostawac kasy za to.
chciałabym się załapać tu do szkoły. bo nie chce mi się już dojeżdzac do gorzowa. no ale zobaczymy...