Wczoraj Franiu miał poważny kryzys. Ja zresztą też. Kryzys zmęczenia. Mały dosłownie nie dawał się dotknąć terapeutom. Ostatnią terapię przed obiadem (5 godzina z kolei) – terapię neurostrukturalną - odpuściliśmy sobie po 10 min. Obiad w biegu i nad morze. Franiu zasnął natychmiast, ja usiadłam w kafejce nadmorskiej z książką, kupiłam sobie ogromne ciacho i kawę i..jakoś to pomogło nam przetrwać sesje wieczorną. Dzisiejszy dzień był nam bardzo potrzebny – cudna pogodna, spacery wzdłuż plazy, rozmowy z rodzicami i wieczorem tylko 2 terapie. Nigdy nie byliśmy na tak ciężkim turnusie. Nigdy. Ale nie żałuje ani minuty. Słucham opowiesci rodziców, którzy prowadzą swoje dzieci metodą dr Masgutowej od miesięcy czy lat, opowiadają jak ich dzieci się zmieniają i..wiem, że dr jest dla nas ogromną szansą. Terapia kosztuje dużo, ale...to pikuś. Byle pomogła Franiowi.. na razie mamy nowe słowo
„nie”. Jeszcze nie używa go intencjonalnie, ale potrafi wypowiedziec
W piątek prof. obecny na turnusie (zapomniałam nazwiska) przeprowadził Franiowi badanie, którego celem była ocena dojrzałości mózgu, sprawdzenie czy uszkodzona jest droga słuchowa i wzrokowa. Badanie wykonano przed ćwiczeniami, potem terapeuta cwiczyła same nóżki Frania przez ok 5 min i badanie powtórzono. Okazało się, że przewodnictwo w drodze słuchowej i wzrokowej przed cwiczeniami jest w normie, więc uszkodzeń brak (!!), natomiast po tych kilku minutach ćwiczeń (oczywiscie metoda dr M) przewodzenie impulsów uległo przyspieszeniu.
Pierwszego dnia turnusu każdy rodzic dostał materiały – jakieś 100 str opisu terapii dziecka.. Wszystkiego tego uczymy się na turnusie. Tak sobie myslę ze po tym turnusie i Franiowi i mi przydałby się choc tygodniowy urlopik. Pomarzyc można, co?
A jutro od rana do roboty.
Ps. Chciałabym tez podziękowac teletubisiom za współpracę..;-)