reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Druga strona medalu - kontrowersje

Już po napisaniu tego posta dotarło do mnie, że problem tkwi głównie w rodzinie mojego męża.
Ciągle wyścigi, ocenianie, oskarżanie. Udawanie, że tylko one potrafią rodzić dzieci. Nie powinnam była dać się w to wkręcić. I tak nie zapunktuje, w ich oczach nigdy nie będę wystarczająco dobra. Tam standardy są krojone na miarę danych osób (tam nasłuchałam się najwięcej historii o nieporadnych matkach - które radziły sobie świetnie,ale nie w ocenie teściowej) Nie wiem dlaczego zamknęłam swój pogląd na ten temat w tej zacofanej wsi.
Dzięki niektórym odpowiedziom tutaj poznałam inny punkt. Chociażby zachwycanie się zasmarkanyn i zasikanym dzieckiem. Kupa nie dla każdego jest dziełem sztuki (uff...)
Matka przykładu dać mi nie umiała i myślałam, że to już takie przeznaczenie, że będę kiepska.
Czas się doszkolić :)
Witaj 🩷

Zupełnym przypadkiem trafiłam na ten wątek. Chciałam przesłać Ci trochę pozytywnych wibracji. Mimo, że jesteśmy w zupełnie innych sytuacjach to wiele nas łączy. Ja z kolei kilka lat temu usłyszałam, że naturalnie w ciążę nie zajdę. To było dla mnie jak wyrok. Dzieci chciałam od zawsze, było to dla mnie tak oczywiste, że będą... mimo, że nigdy do innych dzieci mnie nie ciagnelo. Byłam jedyna ciotka, która nie brała malenstw na ręce, która nie zachwycała się zdjęciami bobasów. Dziwne, prawda? Ale tak mialam. Czulam podświadomie, że swoje dziecko to zupełnie inna bajka.

Wspólnie z mężem dlugo walczyliśmy o to, zeby zostac rodzicami. Byla to droga wyboista i traumatyczna, w trakcie ktorej słuchalismy, nawet od najbliższych, takich komentarzy jak i Ty uslyszalas - na temat bezdzietności. Okropne to bylo... Jak otworzyliśmy się, podzieliliśmy naszym problemem, przyznaliśmy, że rozpatrujemy ivf było jeszcze gorzej - środowisko rodzinne podobne do Twojego, chętnie wypowiadające się, krytykujące, zamkniete we wlasnym swiatopogladzie. Uslyszelismy okropne slowa. Nawet nie będę przytaczać. Dobiło mnie to.
Nasza historia ostatecznie skończyła się szczęśliwie, ale nauczyła mnie kilku rzeczy. Ja nie wzięłam ślubu z rodziną mojego męża, tylko z moim mężem. Rodzinie postawiliśmy jasne granice, ktore na szczescie respektuja. Nauczyliśmy się, że nie są osobami, z którymi będziemy dzielić się problemami. Niczego od nich nie oczekujemy. Moja mama swego czasu dala mi dobra rade 'słuchaj wszystkich rad, a i tak rób po swojemu'. I to jest prawda. Niech mówią co chcą, ale przepuszczaj to wszystko przez wielki filtr do swojego serca, jesli trzeba wyznacz granice. Widzę po postach, że masz duży bagaz rodzinnych doświadczeń. Pamietaj jednak, że Ty piszesz swoją historię. Dzieki swoim doswiadczeniom wiesz jaka nie chcesz być. Życzę Ci, żeby terapia odniosła efekt jakiego pragniesz i żeby serce otworzyło się na nowe doświadczenie. Jak się uda (a wierzę, że tak bedzie) to czeka Cie coś niesamowicie pięknego, mimo trudnych chwil, które też będą. Sam fakt, że postanowiłaś utrzymać ciążę jest pierwszym sygnałem, że serducho otwiera się na nowe.

Wszystkiego dobrego 🩷
 
reklama
Witaj 🩷

Zupełnym przypadkiem trafiłam na ten wątek. Chciałam przesłać Ci trochę pozytywnych wibracji. Mimo, że jesteśmy w zupełnie innych sytuacjach to wiele nas łączy. Ja z kolei kilka lat temu usłyszałam, że naturalnie w ciążę nie zajdę. To było dla mnie jak wyrok. Dzieci chciałam od zawsze, było to dla mnie tak oczywiste, że będą... mimo, że nigdy do innych dzieci mnie nie ciagnelo. Byłam jedyna ciotka, która nie brała malenstw na ręce, która nie zachwycała się zdjęciami bobasów. Dziwne, prawda? Ale tak mialam. Czulam podświadomie, że swoje dziecko to zupełnie inna bajka.

Wspólnie z mężem dlugo walczyliśmy o to, zeby zostac rodzicami. Byla to droga wyboista i traumatyczna, w trakcie ktorej słuchalismy, nawet od najbliższych, takich komentarzy jak i Ty uslyszalas - na temat bezdzietności. Okropne to bylo... Jak otworzyliśmy się, podzieliliśmy naszym problemem, przyznaliśmy, że rozpatrujemy ivf było jeszcze gorzej - środowisko rodzinne podobne do Twojego, chętnie wypowiadające się, krytykujące, zamkniete we wlasnym swiatopogladzie. Uslyszelismy okropne slowa. Nawet nie będę przytaczać. Dobiło mnie to.
Nasza historia ostatecznie skończyła się szczęśliwie, ale nauczyła mnie kilku rzeczy. Ja nie wzięłam ślubu z rodziną mojego męża, tylko z moim mężem. Rodzinie postawiliśmy jasne granice, ktore na szczescie respektuja. Nauczyliśmy się, że nie są osobami, z którymi będziemy dzielić się problemami. Niczego od nich nie oczekujemy. Moja mama swego czasu dala mi dobra rade 'słuchaj wszystkich rad, a i tak rób po swojemu'. I to jest prawda. Niech mówią co chcą, ale przepuszczaj to wszystko przez wielki filtr do swojego serca, jesli trzeba wyznacz granice. Widzę po postach, że masz duży bagaz rodzinnych doświadczeń. Pamietaj jednak, że Ty piszesz swoją historię. Dzieki swoim doswiadczeniom wiesz jaka nie chcesz być. Życzę Ci, żeby terapia odniosła efekt jakiego pragniesz i żeby serce otworzyło się na nowe doświadczenie. Jak się uda (a wierzę, że tak bedzie) to czeka Cie coś niesamowicie pięknego, mimo trudnych chwil, które też będą. Sam fakt, że postanowiłaś utrzymać ciążę jest pierwszym sygnałem, że serducho otwiera się na nowe.

Wszystkiego dobrego 🩷
Dziękuję :)
Sam mąż mi mówił, że to z nim brałam ślub a nie z nimi. Ja sobie z tym radziłam, do czasu ciąży. Jak się dowiedziałam zaczęłam czegoś szukać choć sama nie wiem czego i na nowo ich zachowanie zaczęło dotykać...
U nas jak założyli, że nie możemy (ja nie mogę , bo przecież nie u nich w rodzinie takie rzeczy) to trochę poluzowali naciski, ale nie wiem jak by było przy decyzji o ivf.
Cieszę się, że Ci się udało :) mi lekarz od Endo proponował od razu jakieś wspomaganie, bo mówił, że naturalnie przy tym co mam nie zajdę, a tu wystarczył 1 raz bez zabezpieczenia 🙈
Życie jest przewrotne.
 
Dziękuję :)
Sam mąż mi mówił, że to z nim brałam ślub a nie z nimi. Ja sobie z tym radziłam, do czasu ciąży. Jak się dowiedziałam zaczęłam czegoś szukać choć sama nie wiem czego i na nowo ich zachowanie zaczęło dotykać...
U nas jak założyli, że nie możemy (ja nie mogę , bo przecież nie u nich w rodzinie takie rzeczy) to trochę poluzowali naciski, ale nie wiem jak by było przy decyzji o ivf.
Cieszę się, że Ci się udało :) mi lekarz od Endo proponował od razu jakieś wspomaganie, bo mówił, że naturalnie przy tym co mam nie zajdę, a tu wystarczył 1 raz bez zabezpieczenia 🙈
Życie jest przewrotne.
I ja dziękuję za ciepłe słowo.

Widać, że jesteście zgranym małżeństwem, masz silny fundament. Dacie sobie ze wszystkim radę 😊
 
@olka11135 przypuszczałam, że korzystasz czy korzystałaś z terapii, stąd pisałam raczej o bliskich Ci osobach, że mam nadzieję, że takie są wokół Ciebie i że na co dzień przekonują Cię jak dużą masz wartość…tego Ci życzę, nawet jeśli będą po drodze b.trudne momenty, ale żeby w ogólnym rozrachunku było to mocno widoczne.

Nie wiem jaka jest Twoja historia i czemu najmłodsze dziecko ma tak ciężko na starcie, ale od siebie tylko dodam, że jeśli to nie jest nieuleczalna śmiertelna choroba, to może warto spojrzeć na to z innej strony. Często dzieci z jakimś obciążeniem na starcie uczą się walczyć i stawiać czoła. Niekoniecznie bezproblemowy start, sama radość i przytulaski... to jest to, o co w życiu chodzi. Absolutnie nie bagatelizuję problemu, bo sama nieraz ryczę po nocach i nie chcę również z drugiej strony, żeby to było takie amerykańskie „fine, thanks”. Moja bliska koleżanka też jest DDA, mam również takie osoby w rodzinie i czasem z podziwem obserwuję jak prostują swoje życie, choć muszą w to włożyć o wiele więcej wysiłku. Ale jest w nich też coś „więcej”. Byle bzdura ich nie złamie, twardo stąpają po ziemi i mają silniejszy „instynkt samozachowawczy” (od razu włącza im się czerwona lampka, kiedy jakaś sytuacja wróży problemy).
Nie jestem wariatką, nikomu nie życzę problemów, chorób i tych „rozwijających trudności”, każdy z nas chce, aby jak najszybciej minęły, ale myślę, że rzadko doceniamy ile wnoszą i rzadko doceniamy siebie, niosących te rany od walk i stawiających czoła.
Takie luźne refleksje, oczywiście przy pełnej świadomości, że przechodzisz/przechodziłaś przez jakiś dramat i z najszczerszym życzeniem, aby to, co złe Cię omijało….ale może czasem warto spojrzeć na siebie trochę z podziwem, jak na kobietę, która przebrnęła taką drogę, że niejeden by się wyłożył.

A najbardziej Ci życzę, żeby się okazało, że b.dobrze, że ta ciąża była już zaawansowana!

….i już nie zawracam gitary, bo robię offtopic.

Ale to trochę tak , jakby też do Autorki , która 10 stron temu zaczęła temat😉
@Alek1 również życzę pozytywnego finału po wszystkich trudach, obawach i pomimo ciężaru, który niesiesz w sercu 👍
 
Często dzieci z jakimś obciążeniem na starcie uczą się walczyć i stawiać czoła.
Nie jestem wariatką, nikomu nie życzę problemów, chorób i tych „rozwijających trudności”, każdy z nas chce, aby jak najszybciej minęły, ale myślę, że rzadko doceniamy ile wnoszą i rzadko doceniamy siebie, niosących te rany od walk i stawiających czoła.
jestem mamą dziecka z obciązeniami.

Nie gloryfikuj walki, którą takie dzieci i ich rodzice toczą. Nie ma w niej absolutnie niczego pięknego.

Nie doceniam i nie będę doceniać, bo nic dobrego mi to w życie nie wniosło.
 
@olka11135 przypuszczałam, że korzystasz czy korzystałaś z terapii, stąd pisałam raczej o bliskich Ci osobach, że mam nadzieję, że takie są wokół Ciebie i że na co dzień przekonują Cię jak dużą masz wartość…tego Ci życzę, nawet jeśli będą po drodze b.trudne momenty, ale żeby w ogólnym rozrachunku było to mocno widoczne.

Nie wiem jaka jest Twoja historia i czemu najmłodsze dziecko ma tak ciężko na starcie, ale od siebie tylko dodam, że jeśli to nie jest nieuleczalna śmiertelna choroba, to może warto spojrzeć na to z innej strony. Często dzieci z jakimś obciążeniem na starcie uczą się walczyć i stawiać czoła. Niekoniecznie bezproblemowy start, sama radość i przytulaski... to jest to, o co w życiu chodzi. Absolutnie nie bagatelizuję problemu, bo sama nieraz ryczę po nocach i nie chcę również z drugiej strony, żeby to było takie amerykańskie „fine, thanks”. Moja bliska koleżanka też jest DDA, mam również takie osoby w rodzinie i czasem z podziwem obserwuję jak prostują swoje życie, choć muszą w to włożyć o wiele więcej wysiłku. Ale jest w nich też coś „więcej”. Byle bzdura ich nie złamie, twardo stąpają po ziemi i mają silniejszy „instynkt samozachowawczy” (od razu włącza im się czerwona lampka, kiedy jakaś sytuacja wróży problemy).
Nie jestem wariatką, nikomu nie życzę problemów, chorób i tych „rozwijających trudności”, każdy z nas chce, aby jak najszybciej minęły, ale myślę, że rzadko doceniamy ile wnoszą i rzadko doceniamy siebie, niosących te rany od walk i stawiających czoła.
Takie luźne refleksje, oczywiście przy pełnej świadomości, że przechodzisz/przechodziłaś przez jakiś dramat i z najszczerszym życzeniem, aby to, co złe Cię omijało….ale może czasem warto spojrzeć na siebie trochę z podziwem, jak na kobietę, która przebrnęła taką drogę, że niejeden by się wyłożył.

A najbardziej Ci życzę, żeby się okazało, że b.dobrze, że ta ciąża była już zaawansowana!

….i już nie zawracam gitary, bo robię offtopic.

Ale to trochę tak , jakby też do Autorki , która 10 stron temu zaczęła temat😉
@Alek1 również życzę pozytywnego finału po wszystkich trudach, obawach i pomimo ciężaru, który niesiesz w sercu 👍
Ładnie napisałaś o tych mocnych stronach DDA. Dziękuję,to właśnie ta druga strona medalu:)
 
jestem mamą dziecka z obciązeniami.

Nie gloryfikuj walki, którą takie dzieci i ich rodzice toczą. Nie ma w niej absolutnie niczego pięknego.

Nie doceniam i nie będę doceniać, bo nic dobrego mi to w życie nie wniosło.
Nie gniewaj się, nie chciałam Cię urazić.
Mam w swoim otoczeniu kilka przykładów i takie mi przychodzą refleksje do głowy kiedy z nimi przebywam. Dzielę się tym co mam w sercu, ale naprawdę bardzo nie chciałam, żeby ktoś pomyślał, że bagatelizuje, umniejszam...i na pewno nie chciałam nikogo urazić. To trudny temat ☹️
 
@olka11135 przypuszczałam, że korzystasz czy korzystałaś z terapii, stąd pisałam raczej o bliskich Ci osobach, że mam nadzieję, że takie są wokół Ciebie i że na co dzień przekonują Cię jak dużą masz wartość…tego Ci życzę, nawet jeśli będą po drodze b.trudne momenty, ale żeby w ogólnym rozrachunku było to mocno widoczne.

Nie wiem jaka jest Twoja historia i czemu najmłodsze dziecko ma tak ciężko na starcie, ale od siebie tylko dodam, że jeśli to nie jest nieuleczalna śmiertelna choroba, to może warto spojrzeć na to z innej strony. Często dzieci z jakimś obciążeniem na starcie uczą się walczyć i stawiać czoła. Niekoniecznie bezproblemowy start, sama radość i przytulaski... to jest to, o co w życiu chodzi. Absolutnie nie bagatelizuję problemu, bo sama nieraz ryczę po nocach i nie chcę również z drugiej strony, żeby to było takie amerykańskie „fine, thanks”. Moja bliska koleżanka też jest DDA, mam również takie osoby w rodzinie i czasem z podziwem obserwuję jak prostują swoje życie, choć muszą w to włożyć o wiele więcej wysiłku. Ale jest w nich też coś „więcej”. Byle bzdura ich nie złamie, twardo stąpają po ziemi i mają silniejszy „instynkt samozachowawczy” (od razu włącza im się czerwona lampka, kiedy jakaś sytuacja wróży problemy).
Nie jestem wariatką, nikomu nie życzę problemów, chorób i tych „rozwijających trudności”, każdy z nas chce, aby jak najszybciej minęły, ale myślę, że rzadko doceniamy ile wnoszą i rzadko doceniamy siebie, niosących te rany od walk i stawiających czoła.
Takie luźne refleksje, oczywiście przy pełnej świadomości, że przechodzisz/przechodziłaś przez jakiś dramat i z najszczerszym życzeniem, aby to, co złe Cię omijało….ale może czasem warto spojrzeć na siebie trochę z podziwem, jak na kobietę, która przebrnęła taką drogę, że niejeden by się wyłożył.

A najbardziej Ci życzę, żeby się okazało, że b.dobrze, że ta ciąża była już zaawansowana!

….i już nie zawracam gitary, bo robię offtopic.

Ale to trochę tak , jakby też do Autorki , która 10 stron temu zaczęła temat😉
@Alek1 również życzę pozytywnego finału po wszystkich trudach, obawach i pomimo ciężaru, który niesiesz w sercu 👍

Nie. Nie posiadam takich osób w swoim otoczeniu. Wręcz przeciwnie.
Mój syn jest na szczęście zdrowy, ale dostanie inne deficyty przez to że drugi rodzic wolał inne "ciekawsze" rzeczy niż on 🤷‍♀️
I moje zarzynanie się nic tu nie zmieni.
 
Przychodzę tutaj z nietypowym tematem. Niemodnym, niechcianym, pomijanym. Mam nadzieję, że chociaż część osób rozważy moje przemyślenia zanim oceni kogoś negatywnie.
Na tym forum jest wiele matek, które walczyły o potomstwo stawiając wszystko na jedną kartę. Szanuję to, mimo, że dogłębnie pojąć nie potrafię, tak jak Wy nie pojmiecie w 100% mojego punktu widzenia.

Nigdy nie chciałam mieć dzieci, może gdzieś tam przelotnie, ale nigdy na poważnie. Nie mogłam o tym mówić głośno. Było to w moim otoczeniu mocno potępiane. "Ty wiesz ile ludzi nie może mieć dzieci?!" "Ty wiesz ile my przeszliśmy z in-vitro i dalej nic?!" Nie chciałam denerwować koleżanek, bo nie o to chodzi. Pozwoliłam więc myśleć wszystkim, że nie mogę. Nie chciałam litości, ale żeby mi tylko odpuścili, przestali naciskać i powtarzać, że po 30-stce będę żałować jak już nie będę mogła. Gdzieś ciągle był we mnie ten niepokój, że jestem niewystarczająca, zbrakowana, że coś ze mną nie tak. Na terapi się z tym uporałam. Cieszyłam się życiem takim jakie mi dano. Mimo endometriozy, adenomiozy, PCS i niedostosowania się do ram społecznych.

I wtedy... Niespodzianka. Chwila roztargnienia, po zaprzestaniu brania hormonów na endo przez lata. Wpadka... Płacz... Rozpacz... Załamanie.
Iskra nadziei, że ludzie mieli rację. To musi samo przyjść, to są hormony, to jest instynkt.
Sytuacja materialna nienajgorsza, ojciec dziecka na miejscu. Nie ma na co narzekać.
A jednak. Nadeszła tylko większą rozpacz, apatia. Cały wachlarz depresyjnych objawów.
Psychiatra, ale jakie leki brać, żeby nie zaszkodzić niewinnej istocie...
Wszyscy specjaliści i badania płacone z własnej kieszeni. Psycholog, psychiatra, leki, suple, fizjoterapia, ginekolog itd.
Niestety tego nie da się kupić. Nadal wiem,że się do tego nie nadaję. Ani psychicznie ani fizycznie.
Mimo instruktarzy, ćwiczeń, aplikacji, które miałyby wdrożyć mnie w zupełnie nieznany mi dotąd temat.
Otoczenie reaguje wielkim entuzjazmem. Nie wolno się żalić. Nie wypada, to przecież cud, a ja jestem kobietą, muszę sobie poradzić jak wszystkie.
Żalić można się tylko jak nie uda się począć.
Narzekam więc tu, anonimowo, ale nie po to, żeby sobie pomóc. Gdyby chodziło tylko o mnie i moje lęki... Tak jestem przerażona, ale nie o siebie. Boje się, że skrzywdzę istotę, która nie jest niczemu winna. Że nie będę umiała się zająć, kochać, że depresja nie pozwoli mi funkcjonować, kiedy będę mu niezastąpiona. Że mój teraźniejszy stres już negatywnie wpływa na płód.

Jeśli ktoś tutaj dobrnął, chce tylko prosić o jedno.
- zrozumienie dla osób, które nie decydują się na dzieci. Może ich instynkt właśnie każe im sobie darować. To nie jest łatwe,to nie jest wygodne. Wierzcie mi. Bardzo chciałam chcieć. Ale chyba im bardziej chcesz tym wszystko idzie na opak. Podobnie jak z poczęciem dziecka - w patologi zawsze przychodzą jakoś łatwiej.
Egoizm jest wtedy kiedy ktoś myśli o dziecku jako ubezpieczeniu na starość, nie jak chce oszczędzić mu takiego rodzica jakim sam będzie.
Jak słyszę lub czytam o kobietach, które nie chcą mieć dzieci to faktycznie nie potrafię tego zrozumieć. Ja odkąd sama byłam mała (4-5 lat) marzyłam o dzieciach, najlepiej 4. Tylko po to żyłam żeby mieć dzieci. Ostatecznie dopadła mnie niepłodność moja i męża, in vitro, 2 poronienia i poród w 24tc (córcia zdrowa na szczęście). Lekarze odradzają mi kolejną ciążę, bo mogę nie przeżyć - już teraz ledwo odratowali i mnie i dziecko.

ALE mimo nie zrozumienia jedno zawsze przy takich osobach jak Ty przychodzi mi do głowy : donoś, urodź i daj mi dziecko ;p. Ty będziesz zadowolona, że nie musisz wychowywać a ja będę bardziej spełniona :D

A tak na marginesie wal to co mówią inni. Mnie też za in vitro niektórzy potępiają (mieszkam w małym miasteczku, ludzie są starzy, zacofani przez kościół). Najważniejsze mieć wszystko w d.
Co do wpadki nie mam żadnej rady, ale jeżeli macieżyństwo Cię przerasta i do tego dochodzi depresja to może lepiej komuś oddać dziecko lub po porodzie zostawić w szpitalu? Chodzi mi o to, że depresja może doprowadzić do nieprzewidywalnych zachować jak np. wyrzucenie dziecka na śmietnik (nie dowalam Ci, po prostru wiem jak depresja może działać. Ja przez niepłodność miałąm ochotę porwać jakieś dziecko bo nie zawsze już myślałam logicznie).

Jakąkolwiek decyzję podejmiesz - czy wychpwasz czy oddasz komuś - pamiętaj o własnym szczęściu. Ludziom nie dogodzisz, każdy w końcu za coś Cię potępi więc miej innych w d i myśl o sobie
 
reklama
Czy antydepresanty nie wpłynęły jakoś na dziecko?
Nie mam już zaufania do lekarzy i bije się, że ulżę sobie, ale zrobię dziecku krzywdę takimi poważnymi lekami.

Z początku uwierzyłam w rady, że z czasem to samo przyjdzie. Mówiono mi, że każda kobieta poczuje instynkt , że to najlepsze co może mnie w życiu spotkać. Inne i tym śnią. Że poradzę sobie bo jestem kobietą. Że początek zawsze jest ciężki.
Chciałam wierzyć, że skoro Bóg tak chciał to wyciągnie do mnie rękę. Tak wiem głupia ja, tyle lat potrafiłam stawiać ten opór, a teraz nie potrafiłam podjąć jedynej słusznej decyzji w tej sytuacji.
Po przyjściu drugiego trymestru złudzenia odeszły.

Jeśli chodzi i poradnie, to nie udało mi się umówić na NFZ, wszędzie full, lub nie odbierają telefonów. Z wyjątkiem lekarki która zepsuła mi zdrowie i zdiagnozowała raka, którego nie miałam... (Tylko do niej są miejsca na nowe zapisy)
Pieniądze nie grają tu pierwszych skrzypiec, choć wolałabym je wydać na dobrą położną, wyprawkę, pomoc w opiece.
W rodzinie od strony męża jest kobieta, którama 4 dzieci i ani razu nie poczuła instynktu. Nie wychowuje żadnego z tych dzieci. Zarówno w ciążach jak i po porodach nie dbała o ich zdrowie. Ty się martwisz czy dziecku nie zaszkodzisz, więc jest nadzieja, że poczujesz instynkt
 
Do góry