Agutko, pozostaje Ci więc obserwować Zuzię. A, jeśli chodzi o ospę, to teraz się nie smaruje już tak fioletem tylko takim pudrem. Ja też się tej ospy cholernie bałam, dlatego Julkę interwencyjnie zaszczepiłam jak się zetknęła z ospą, a Romek podobnież była za mały, żeby zachorować, a tu proszę - podłapał. Krostki były takie dziwne, jedna tylko miła końcówkę z płynem - ledwie widoczne, ale ich umiejscowienie - nie w jednym miejscu tylko bardzo różnych - twarz, tułów wskazywały na ospę - krostki się wysypują przez 3 dni, a potem już nic nowego się nie pojawia. I mówię Ci, że nie ma czego się bać, bo maluchy bardzo lekko przechodzą. No, ale to czysto teoretycznie, bo z tego, co piszesz, to wynika, że to jednak nie ospa :-).