aguniu, ja łykałam acatar zatoki, też pomagał. jest trochę takich wynalazków w aptece, po których można prowadzić, a skutecznych, zapytaj. a jeśli nie laryngolog się kłania.. niestety, to paskudztwo. mnie męczyły rok temu, a młodego od ponad roku, ze szpitalem włącznie.
agatulka, ledwo wpadła, już pisze i pisze
co za baba;-) widzę, ze u ciebie gorący okres - praca, może coś w niej drgnie, czego życzę, do tego jednak remont. fajnie że udało ci się męża przekonać, drobnymi kroczkami, a zrobicie całe mieszkanie..;-) a jaka będzie satysfakcja jak będzie widać efekty
daj znać jak wrażenia z zajęć, czy się małej spodobało i jak to jest zorganizowane.
dotmar, mgły się rozwiały..? po drugiej stronie Poznania piękne słońce, mam nadzieję, ze dobrze wam się jechało. i daj znać, co wam powiedziano na wizycie.
a na opryszczkę ja smaruję vratizolinem, kupuję w małych tubkach, niedrogi, skuteczny, i wydajny.
u młodego w przedszkolu jak nie trzeba nic wcześniej organizować raczej wiedzą tylko panie i rodzice, uważam, ze bardzo dobrze. już nam się zdarzyło, że Maciek w czymś nie brał udziału i była rozpacz, więc teraz lepiej, że tak się stało. choć jestem zła, bo byliśmy u lekarza i nic mu nie jest, może spokojnie wychodzić z domu. wyraźnie wyjazd nie był mu pisany
no żal. za to ja dostałam antybiol na ten mój kaszel i bolące plecy
i przy okazji wizyty w aptece wymieniliśmy punkty z karty lojalnościowej na toster, super, bo nigdy nie było okazji żeby kupić, a jest bardzo ładny i funkcjonalny.
eh, co do faceta i bycia samej.. ja się nigdy nie nadawałam do życia we dwójkę i sprawdzało się to tylko na odległość, albo z kimś, kto miał takie podejście jak ja
nie znoszę kontroli, pytań dokąd idę i z kim, pretensji, że jeżdżę i domysłów co się na tych konferencjach i wyjazdach po materiały do pracy dzieje.. brrr.. poza tym ja nigdy o nic nie pytam. prawda jest taka, że ciężko znaleźć faceta, który to zaakceptuje i zrozumie, że jeżdżę, bo muszę i lubię, a to, że mam samych kolegów, nie koleżanki, nie świadczy o niczym zdrożnym. wychowałam się kopiąc piłkę pod blokiem i dziewczyńskie rozmowy i ciuchach i kosmetykach zawsze były mi obce. i te kłótnie o lalkę, potem o chłopaka..
ostatnio rozmawiałam ze znajomym dyplomatą i mówiliśmy o wysokim odsetku rozwodów wśród jego współpracowników. w takim zawodzie też mało kto potrafi zaakceptować ten styl życia, a jeszcze gdy partner wyjeżdża na placówkę nagle rzucić pracę i ruszyć z nim. podobnie ciężko utrzymać związek artyście - jego wyizolowanie może właściwie zrozumieć tylko ktoś, kto też ma artystyczną duszę..
to takie zawody podwyższonego ryzyka. no pomyślmy, jaki facet będzie chciał żyć z kobietą, która ciągle wyjeżdża, do tego sama, która siedzi nocami przy komputerze, która potrzebuje spokoju by pisać te swoje artykuły i książki..
naprawdę potrzebne mi spokój, cisza i samotność. i jeszcze to, że mój czas pracy jest nienormowany kompletnie, a ktoś, kto pracuje 8 godzin dziennie też tego nie akceptuje. wraca po pracy i dziwi się, że ja swojej nie skończyłam, tylko siedzę całe popołudnie i wieczór. a ja z kolei nie rozumiem, jak można w tygodniu nie pojechać na wypad w góry, tylko się idzie do pracy - bo przecież zajęcia zawsze można przełożyć
ale jakby ktoś potrafił uszanować mój świat i miał swój coś by z tego wyszło.. a tak jest jak jest, i żadnych zmian na siłę.
i tyle o mnie, chyba już wiecie więcej;-)