Dziękuję, kochane, za słowa otuchy! Myślę, że nie tylko mnie pomogą ale i wszystkim czytającym mającym podobne rozterki...
Tak, to wszystko dla mnie kosmos... chociażby dlatego, ze w życiu nie byłam nawet w szpitalu. Tylko jako odwiedzająca :-)
I niemowleta to też kosmos. Moze dobrym rozwiązaniem byłaby szkoła rodzenia? Chociaż też niezbyt dobrze się czuję w takich klimatach ;-) Zobaczę, zastanowię się.
Ada- mam to samo. Kłócę się z mężem, ten biedny nie wie o co biega, bo wszystko jest w porządku a nagle coś sobie ubzduram. Potem mi go żal, że tyle mu krzywdy narobiłam, potem mi żal maleństwa, że mu takie emocje funduję i zaczyna się spirala płaczu..... ojej, błędne koło.
Powiem coś tym, które są w podobnej sytuacji. To ważne, żeby umieć się zatrzymać i odpowiedzieć sobie na pytanie co mnie boli i czego się boję- to o czym pisała Ilona. Dlatego, że potem zaczynamy się nakręcać i same nie rozumiemy dlaczego, z igły robią się widły a my wpadamy coraz głębiej, gdzie jest coraz ciemniej. Ja mam wsparcie w mężu na szczęście (choć w momencie kiedy się z nim kłócę to myślę- jak on może być taki gruboskórny??;-);-))i po rozmowie i analizie znalazłam ukojenie. Myślę, że pewnie dół mnie dopadnie nieraz, ale trzeba rozmawiać, iść do sedna od razu, a nie przez ogródek ;-)
I tak pewnie ulegnę emocjom i znowu będę płakać nie wiem czemu, ale może jakos sobie z tym poradzę.
Gdzieś czytałam, że w śnie radzimy sobie z problemami. Chyba tak jest, bo niedawno śniło mi się, że rodzę ... w samolocie i sama sobie odbieram poród.
Bezbolesne to było
, sprawdzałam czy mam juz rozwarcie
A dzisiaj małego niemowlaka trzymałam na rękach. Pamietałam, żeby podpierać mu główkę ;-)