Ja jestem w 25 tc, więc dopiero przekonam się, co to znaczy macierzyństwo, ale czuję, że już teraz w jakimś stopniu jest mi ciężko... Prowadzę firmę i bardzo lubię swoją pracę, ale jestem cały czas przemęczona, bo jednak próbuję utrzymać przychody na dotychczasowym poziomie, a jednocześnie jest cały temat wyprawki, szkoła rodzenia, wizyty u lekarzy, wieczne czytanie i uczenie się "obsługi" dziecka, bo chciałabym na start wiedzieć jak najwięcej.
Termin mam na czerwiec, a od sierpnia planuję powrót do pracy przynajmniej tak na 70%. Będziemy się z mężem wymieniać opieką nad synkiem, bo on też ma swoją firmę, więc z tym nie będzie problemu, ale psychicznie jest to dla mnie obciążające... Bo bardzo chciałabym mieć ten rok normalnego macierzyńskiego i poświęcić się tylko wychowywaniu dziecka. Mogłabym też sprzątać i gotować obiadki i nie czułabym się z tym źle. Nie mogę jednak zawiesić działania firmy na rok, bo nie po to ją wcześniej rozwijałam, żeby teraz wszystko stanęło w miejscu. W dodatku macierzyńskiego dostałabym zawrotne 300 zł z groszami, ale będę miała wyrównane do kosiniakowego, bo tyle dostają bezrobotne :/ Tak to niestety jest na własnej działalności.
Mąż oczywiście będzie w stanie nas utrzymać, ale mnie nie interesuje takie życie - chcę, żebyśmy szybciej odkładali na wymarzony dom, chcę móc kupić sobie perfumy za 400 zł bez wyrzutów sumienia i zamawiać łososia w restauracji
Więc podsumowując, siedzą we mnie takie 2 wilki: z jednej strony chcę być mamą na pełen etat, a z drugiej chcę się dalej rozwijać w pracy, bo pieniądze po prostu są dla mnie ważne.
No i swoją drogą uważam, że w słabych czasach żyjemy, bo mój mąż wcale mało nie zarabia, ale z jednej pensji stać nas na normalne życie bez szaleństw. Przy takim poziomie zarobków na drugie dziecko byśmy się nie zdecydowali
Więc zgadzam się z tym, że jest taka społeczna, ale też wewnętrzna presja na to, że kobieta ma jednocześnie wychowywać dziecko, pracować na pełen etat, mieć zawsze czysto w domu i obiad na stole i to jest po prostu przykre.