reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czuję się jak złą mama i potrzebuje wsparcia

Ponieważ wygląda na to, że jestem z tych gorzej zorganizowanych, opowiedzcie bardziej szczegółowo, jak sobie radzicie z obowiązkami tam, gdzie np ja nie daje rady.

Jak udaje wam się odkurzać, gdy dziecko się boi i płacze? Wasze się nie boją? Boją się, tylko ignorujecie to?
Jak obsługujecie zmywarkę, kiedy dziecko chce włazić na drzwiczki i rzucać szkłem? Prośby, groźby etc jak grochem o ścianę.
Jak gotujecie, kiedy dziecku wystarcza cierpliwości na max 10 minut? Np zrobiłam ciasto na naleśniki, ale już nie udało mi się ich usmażyć.

Bo ja próbuję i wymiękam. Jemy oczywiście, sikam i nie przyklejamy się do podłogi. Ale jak sprzątam coś, to młody w tym czasie syfi mi gdzie indziej.

I co to znaczy urodzić dziecko dla siebie? Nie znam tego określenia.
 
reklama
Jak udaje wam się odkurzać, gdy dziecko się boi i płacze?
Odkurzamy w weekend, kiedy jedno jest z dziećmi. Edit - odkurzaliśmy w ten sposób, kiedy były małe, teraz mają 4 lata i 2,5, więc nie ma takiego tematu. Już dawno organizują sobie zajęcia i rozumieją, kiedy proszę, żeby trzymać nóżki wysoko, bo podłoga mokra.
Wasze się nie boją?
Nie.
Boją się, tylko ignorujecie to?
Nigdy nie ignoruję strachu moich dzieci.
Jak obsługujecie zmywarkę, kiedy dziecko chce włazić na drzwiczki i rzucać szkłem?
Nie zdarzyło mi się, żeby chciało rzucać szkłem, a wszelkie próby wejścia na niebezpieczne miejsca ucinałam, odstawiając je gdzie indziej i mówiąc głośno i wyraźnie "NIE WOLNO TU WCHODZIĆ".
Jak gotujecie, kiedy dziecku wystarcza cierpliwości na max 10 minut? Np zrobiłam ciasto na naleśniki, ale już nie udało mi się ich usmażyć.
Nie robię przy dzieciach obiadu typu pierogi czy gołąbki, ale poza tym to dawałam zabawki, włączałam bajkę, a jak się nudziła, to odchodziłam na chwilę od obiadu i podawałam coś innego albo mówiłam, że zaraz przyjdę. Wrzaski kwitowałam powtórzeniem, że "ZA-RAZ PRZYJ-DĘ, poczekaj chwilę."
Ale jak sprzątam coś, to młody w tym czasie syfi mi gdzie indziej.
U nas jest to samo, niekończąca się opowieść.
I co to znaczy urodzić dziecko dla siebie? Nie znam tego określenia.
Ja też nie słyszałam, żeby ktoś go używał, tak po prostu napisałam. Moja matka nie chciała być sama, więc zaszła w ciążę z żonatym facetem. Nigdy nie szukała mężczyzny i mnie wychowywała w przeświadczeniu, że kobieta nie tylko może, ale nawet lepiej jeśli jest sama z dzieckiem. Bo przecież kobieta potrafi sama zrobić wszystko, a faceci nie umieją kochać i być w dobrym związku. Jej alkoholizm wzmógł się kiedy się wyprowadziłam do mojego chłopaka, a kiedy byliśmy małżeństwem i zaszłam z nim w ciążę, to przez dwa lata prawie nie miałam z nią kontaktu, bo po pijaku obrażała mnie, męża i w ogóle nasze życie.

Nie mam podstaw, by sądzić, że jesteś bezrozumna i nie umiesz interpretować słów inaczej niż dosłownie. Jestem pewna, że gdybyś się zastanowiła nad tym co może oznaczać "urodzić sobie dziecko dla siebie" lub, w drugą stronę, "wychowywać dzieci dla świata", to bez problemów zrozumiałabyś, co mam na myśli.
 
Jemy oczywiście, sikam i nie przyklejamy się do podłogi.
Całe moje wypowiedzi odnosiły się tylko i wyłącznie do tego, do niczego więcej, bo to właśnie nie jest już "NIC". Jeżeli ktoś zrozumiał je inaczej, to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie pasuje do tego miejsca i zostało mi tylko oczekiwać dalej na odpowiedź od Ani.

Nie będę radzić, jak kto ma się organizować, bo nie czuję się żadnym autorytetem w tej kwestii, a moje wypowiedzi nawet przez sekundę nie dotyczyły organizacji domowych obowiązków.
 
Odkurzamy w weekend, kiedy jedno jest z dziećmi.

Nie.

Nigdy nie ignoruję strachu moich dzieci.

Nie zdarzyło mi się, żeby chciało rzucać szkłem, a wszelkie próby wejścia na niebezpieczne miejsca ucinałam, odstawiając je gdzie indziej i mówiąc głośno i wyraźnie "NIE WOLNO TU WCHODZIĆ".

Nie robię przy dzieciach obiadu typu pierogi czy gołąbki, ale poza tym to dawałam zabawki, włączałam bajkę, a jak się nudziła, to odchodziłam na chwilę od obiadu i podawałam coś innego albo mówiłam, że zaraz przyjdę. Wrzaski kwitowałam powtórzeniem, że "ZA-RAZ PRZYJ-DĘ, poczekaj chwilę."

U nas jest to samo, niekończąca się opowieść.

Ja też nie słyszałam, żeby ktoś go używał, tak po prostu napisałam. Moja matka nie chciała być sama, więc zaszła w ciążę z żonatym facetem. Nigdy nie szukała mężczyzny i mnie wychowywała w przeświadczeniu, że kobieta nie tylko może, ale nawet lepiej jeśli jest sama z dzieckiem. Bo przecież kobieta potrafi sama zrobić wszystko, a faceci nie umieją kochać i być w dobrym związku. Jej alkoholizm wzmógł się kiedy się wyprowadziłam do mojego chłopaka, a kiedy byliśmy małżeństwem i zaszłam z nim w ciążę, to przez dwa lata prawie nie miałam z nią kontaktu, bo po pijaku obrażała mnie, męża i w ogóle nasze życie.

Nie mam podstaw, by sądzić, że jesteś bezrozumna i nie umiesz interpretować słów inaczej niż dosłownie. Jestem pewna, że gdybyś się zastanowiła nad tym co może oznaczać "urodzić sobie dziecko dla siebie" lub, w drugą stronę, "wychowywać dzieci dla świata", to bez problemów zrozumiałabyś, co mam na myśli.
Dziękuję za wyjaśnienie odnośnie moich pytań. Robię dość podobnie, choć każde dziecko zapewne ma swoje za uszami i swoje obszary, gdzie psoci mocniej lub wcale.

A co do ostatniego akapitu - owszem, nie masz podstaw, a ja rzeczywiście nie jestem bezrozumna. Nie miałam nic złego na myśli, nie było w moim pytaniu ironii. Po prostu je zadałam, bo byłam ciekawa. Po co się najeżasz?
 
Całe moje wypowiedzi odnosiły się tylko i wyłącznie do tego, do niczego więcej, bo to właśnie nie jest już "NIC". Jeżeli ktoś zrozumiał je inaczej, to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie pasuje do tego miejsca i zostało mi tylko oczekiwać dalej na odpowiedź od Ani.

Nie będę radzić, jak kto ma się organizować, bo nie czuję się żadnym autorytetem w tej kwestii, a moje wypowiedzi nawet przez sekundę nie dotyczyły organizacji domowych obowiązków.
A moje pytania nie odnosiły się da waszych wcześniejszych wypowiedzi. Chciałam poznać wasze patenty na codzienne życie z maluchem. Jakieś nieodpowiednie pytanie zadałam czy o co chodzi?

Nie chcesz radzić to nie. Nie szukam opinii autorytetów, tylko innych mam.
 
Ponieważ wygląda na to, że jestem z tych gorzej zorganizowanych, opowiedzcie bardziej szczegółowo, jak sobie radzicie z obowiązkami tam, gdzie np ja nie daje rady.

Jak udaje wam się odkurzać, gdy dziecko się boi i płacze? Wasze się nie boją? Boją się, tylko ignorujecie to?
Jak obsługujecie zmywarkę, kiedy dziecko chce włazić na drzwiczki i rzucać szkłem? Prośby, groźby etc jak grochem o ścianę.
Jak gotujecie, kiedy dziecku wystarcza cierpliwości na max 10 minut? Np zrobiłam ciasto na naleśniki, ale już nie udało mi się ich usmażyć.

Bo ja próbuję i wymiękam. Jemy oczywiście, sikam i nie przyklejamy się do podłogi. Ale jak sprzątam coś, to młody w tym czasie syfi mi gdzie indziej.

I co to znaczy urodzić dziecko dla siebie? Nie znam tego określenia.

To jest chyba jeden z bardziej przydatnych komentarzy od jakichś 14 stron ;)
Fajnie, wymieniamy się doświadczeniami. To ja powiem ze swojej strony.
Odkurzanie:
- dziecko na rękach (to małe bobo jeszcze) i odkurzacz pionowy bezprzewodowy, nie boi się, patrzy się na światełko od odkurzacza
- druga opcja mąż odkurza, a ja się zajmuje dzieckiem (mąż lubi, ja nienawidzę ;)
Naleśniki:
- ciasto się robi najpierw, później do lodówki, dziecko nakarmić, uśpić i po drzemce smażenie czyli gotowanie na raty.
Dlatego częściej wolę gotować jak mąż jest już w domu, bo tak zajmuje mi to 5 minut a nie 5 godzin ;)
 
Ponieważ wygląda na to, że jestem z tych gorzej zorganizowanych, opowiedzcie bardziej szczegółowo, jak sobie radzicie z obowiązkami tam, gdzie np ja nie daje rady.

Jak udaje wam się odkurzać, gdy dziecko się boi i płacze? Wasze się nie boją? Boją się, tylko ignorujecie to?
Jak obsługujecie zmywarkę, kiedy dziecko chce włazić na drzwiczki i rzucać szkłem? Prośby, groźby etc jak grochem o ścianę.
Jak gotujecie, kiedy dziecku wystarcza cierpliwości na max 10 minut? Np zrobiłam ciasto na naleśniki, ale już nie udało mi się ich usmażyć.

Bo ja próbuję i wymiękam. Jemy oczywiście, sikam i nie przyklejamy się do podłogi. Ale jak sprzątam coś, to młody w tym czasie syfi mi gdzie indziej.

I co to znaczy urodzić dziecko dla siebie? Nie znam tego określenia.
Ja robię to co muszę i to, co jestem w stanie, z młodym na rękach. Reszta rzeczy czeka, aż mąż skończy pracę i potem się wymieniamy.

Jezeli wiem, ze będę gotować, to wieczorem poprzedniego dnia, albo rano przed pracą męża szykujemy pólprodukty tak, zeby potem nie trzeba bylo robic nic, do czego potrzeba dwoch rąk.

Dla mnie to, że nie mogę robic nic nie oznacza, że cały dzień nie sikam i nie jem 🤷‍♀️ ale ze te czynnosci są utrudnione 😅
 
A moje pytania nie odnosiły się da waszych wcześniejszych wypowiedzi. Chciałam poznać wasze patenty na codzienne życie z maluchem. Jakieś nieodpowiednie pytanie zadałam czy o co chodzi?

Nie chcesz radzić to nie. Nie szukam opinii autorytetów, tylko innych mam.
O nic mi nie chodzi. Chcesz to mogę Ci opowiedzieć jak wczoraj smażyłam i robiłam naleśniki. Najpierw córka patrzyła się i jadła chrupka w foteliku do karmienia. Potem jeszcze chwilę patrzyła się jak zaczęłam smażyć, ale jej się znudziło. Mam w kuchni kojec z zabawkami. Wsadziłam ją do kojca. Pobawiła się 10 minut i zaczęła się niecierpliwić. Wyjęłam jej plastikowe miski, durszlak, łopatkę żeby miała nowość. Tym się pobawiła dłużej, bo jakieś 15 minut. Przez ten czas zdążyłam do końca dosmażyć naleśniki na dwie patelnie, zrobić ser i kilka zawinąć. Zaraz musiałam znowu ją wyjąć i chodziła i otwierała szafki. To sprzątałam na raty po gotowaniu i zawijałam naleśniki i zerkałam na nią. Naczynia do zmywarki włożyłam jak mąż wrócił i posprzątałam do końca.

Każda moja czynność jeśli oczywiście córka nie śpi, jest robiona ma raty. Inaczej się nie da. Przekładam córkę z miejsca na miejsce i
organizuje jej nowe atrakcje (wspomniana miska). Puszczam muzykę, bo lubi tańczyć. Cały czas z nią rozmawiam, opowiadam co robię, zadaję jej pytania, na które wiem, że odpowiada, np. Gdzie jest tata? Itp.
 
Ja niestety nie mogą sobie pozwolić na robienie wszystkiego jak mąż wróci lub w weekend. Mój mąż pracuje czasem 8 godzin, a czasem 14 i wraca jak córka śpi, poza tym bardzo często pracuje w soboty więc po prostu muszę...
 
reklama
To jest chyba jeden z bardziej przydatnych komentarzy od jakichś 14 stron ;)
Fajnie, wymieniamy się doświadczeniami. To ja powiem ze swojej strony.
Odkurzanie:
- dziecko na rękach (to małe bobo jeszcze) i odkurzacz pionowy bezprzewodowy, nie boi się, patrzy się na światełko od odkurzacza
- druga opcja mąż odkurza, a ja się zajmuje dzieckiem (mąż lubi, ja nienawidzę ;)
Naleśniki:
- ciasto się robi najpierw, później do lodówki, dziecko nakarmić, uśpić i po drzemce smażenie czyli gotowanie na raty.
Dlatego częściej wolę gotować jak mąż jest już w domu, bo tak zajmuje mi to 5 minut a nie 5 godzin ;)
No właśnie ja wiele czynności wykonuję, kiedy mąż jest w domu. Moje dziecko, choć już dość duże, boi się hałaśliwych urządzeń. Odkurzam jak tata go weźmie na spacer, ewentualnie zamykają się w sypialni.
Z gotowaniem podobnie - ostatnio mam kłopot z wstaniem gdy młody drzemie, bo mocno mnie przytula i budzi się, jak chcę wstać. Więc leżę, odpoczywam, nadrabiam internety, jednak trudno to nazwać moim wyborem. Mam poczucie, że marnuję sporo czasu.
Mieliśmy zepsuta zmywarkę, zmywałam ręcznie - tylko wieczorem, tyle dobrego że synek nieźle śpi na noc.

Co mogę znim zrobić? Jak pisałam, pranie - od A do Z, włącznie z chowaniem do szafy. Dam mu jakiś szalik i jest szczęście. Czasem umyje umywalkę lub coś, czego on nie dotknie. Zrobię nam śniadanie, choć jem je zazwyczaj w akompaniamencie jęków (wspólne jedzenie się nie udaje - synek wywala talerze, a z krzesełka ucieka, z pasów w krzesełku się wyplącze). Ogarnę powierzchnie. Z zamiataniem gorzej, wyrywa szczotkę, jak nie dam to wyje.

No i takie mam poczucie, że gonię w piętkę, nigdy nie byłam idealną panią domu ale czasem dobija mnie ciągły rozgardiasz.
 
Ostatnia edycja:
Do góry