hej laski
no w końcu udało mi się usiąść na dłuże do kompa
przede wszystkim Palin, dziewczyny już wszystko chyba napisały, więc i ja się podłączę - wszystkiego najlepszego w dniu ślubu, samych dobrych chwil razem i przede wszystkim spokojnej ciąży i łatwego porodu
Wiśnia trzymam kciuki żebyś szybko wyszła ze szpitala
wasze kciuki cuda działają
dzięki
jak pisałam na wizytach, jeszcze trzy tygodnie i być może nie będę musiała tyle leżeć i brać tabsów
polecam z serca dla wszystkich mających problemy z szyjką podniesienie nóg w łóżku
u mnie nastąpiłą znaczna poprawa, a wiem że i w szpitalach tę metodę stosują
piszecie o obowiązkach domowych
jako feministka muszę powiedzieć że strasznie mnie razi "mąż pomaga/ nie pomaga mi w domu" - ja wychodzę z założenia, że razem jesteśmy odpowiedzialni za dom, "razem brudzimy - razem sprzątamy", to nie jest tylko mój obowiązek by dom był ogarnięty...
wiadomo że pewnych rzeczy się nie przeskoczy - np wychowania męża i naszego - "tresury" od dziecka że dziewczynki sprzątają i gotują a chłopcy majstrują i odpoczywają [och nawet nei wiecie jak mnie wk...wiają zabawki - dział dla dziewczynek: lalki-niemowlaki, sprzęt do gotowania i sprzęt do sprzatania, chłopcy: przygody, konstruowanie...]
u nas w domu tez często jest tak, że jak palcem nie pokażę to nie zrobi, ale jak oboje pracowaliśmy i okazało się w pewnym momencie, że nie stać nas na firmę sprzątającą, to uzgodniliśmy że sprzątamy razem, ja posprzątałam łazienkę, pokoje i kuchnie, on miał ogarnąć podłogi... po dwóch tygodniach [twarda byłam ;-) ] gdy podłogi były dalej nie posprzątane, powiedziałam że bierzemy kogoś do sprzątania, bo ja sama sprzatać nie będę
gotuję zazwyczaj ja, bo wolę, chociaż teraz jak leżę praktycznie nie gotujemy wcale, pranie ja nastawiam, ale jak mu powiem żeby powiesił to to zrobi
wolałabym żeby było normalnie [tj. ciąża niezagrożona] to z racji zwolnienia sama bym wszystko robiła, bo skoro jestem w domu, to bez sensu żeby czekać gdy on przyjdzie zmęczony, ale że jest jak jest, to dla nas jest oczywiste, że on się większością rzeczy musi zając i że... prace domowe to nie zając, tragedii nie bedzie, najwyżej kwiatki uschną ;-)
wiem że Adamowi by do głowy nie przyszło by stwierdzić że coś jest nie zrobione, że mam posprzątać czy coś w tym stylu, chyba wie że odpowiedzią by było "przeszkadza to sam to zrób" ;-)
na szczęście, oboje byliśmy "starzy" jak się poznaliśmy - ja miałam 27 lat, on 29, oboje już nie mieszkaliśmyz rodzicami, więc też jest przyzwyczajony do tego że pralka nie gryzie, a ze zmywarki naczynia same nei wyjdą ;-)
wiadomo, że gdy jedna osoba pracuje zarobkowo, a druga w domu, to ten podział jest inny, ale też trzeba wyraźnie pokazać, że "siedzenie" w domu to ciężka harówa i że gdyby zapłacic za to osobom z zewnątrz, to by się spora sumka zebrała...
i że również wtedy potrzeba czasu do odpoczynku i "dla siebie"
edit: o, powiem o jeszcze jednym
jak Artur był małysiedzieliśmy zawsze w domu, zaqwsze razem [w sumie nigdzie nie chodziliśmy, bo jak to tak, nie razem?] i po ok roku byliśmy na skraju wytrzymałości - i ja i on, aż w końcu wpadliśmy na patent podziału tygodnia - daliśmy sobie prawo do wyjść dwa razy w tygodniu - w sensie ja mam dwa wieczory wychodne, Adam dwa [z założeniem że informujemy o tym wcześniej, żeby się nie nakładały] a trzy spędzamy razem
powiem wam, że cuda zdziałało - takie jasne zasady
w sumie rzadko z tego korzystaliśmy, ale świadomość, że nie będzie pretensji że któreś zostaje z dzieckiem jak drugie fruwa była rewelacyjna