Xez – też myślę, że to oczyszczanie. Ciekawe, czy coś jeszcze we mnie zostanie do oczyszczenia przez lewatywę…
Oj lecą bardzo wolno te dni. Zwłaszcza, że naprawdę nie mam co robić, bo albo już jest gotowe, albo rodzice mi nie dają. Powoli tracę pomysły na zagospodarowanie dnia.
Przyspieszacze – na sobie przetestowałam kilka i np. piwo, mocna kawa, długie spacery (po górach i dolinach – sama widzisz za oknem jakich), „ganianie” po schodach (nawet po 2-3 stopnie na raz), sex, tańce w pokoju, przekupstwo dziecka NIE DZIAŁA (przynajmniej na mnie i Mikołaja). Spróbowałabym jeszcze roweru, ale nie mam za bardzo z kim, a sama nie chcę ryzykować (co innego się przejść i w razie czego usiąść, zadzwonić po tatę, żeby mnie zgarnął autem, a co innego ruszyć gdzieś rowerem). Na olej rycynowy się nie zdecydowałam (z wiadomych powodów).
Nika, Dmuchawiec – to jest ten czas, kiedy możemy sobie namarudzić się do woli…
Natis – też się cieszę, ze wyniki są lepsze, choć pewnie za tydzień znów byłyby wyższe (nie kumam tych skoków). Z drugiej strony – miałam nadzieję, że może gin zdecyduje się Wypędzić Mikołaja z brzucha dla jego bezpieczeństwa, a jak spadają to nie wiem, co powie…
U nas prawie cały dzień było ładnie, popoludniu się spsuło. Pada, przestaje na czas, aż wyschną chodniki i znów pada – i tak w kółko. Do tego trochę pogrzmiewa. Uwielbiam burze
Isis – kilka dni temu piłam piwo (bezalkoholowe, bo nie chciałam aż tak bardzo przeginać) – patent mojej mamy na przyspieszenie porodu (nie zadziałał jak widać). Nie lubię smakowych, więc piłam „czyste”. Myślę, że to tak jak z winem (różne są zdania): jak sobie na spokojnie sączysz to się nic nie stanie. Najważniejsze, żeby nie przesadzić.
Gosiak, odbierz mężowi pada i zajmij go… Wami ;-)