Dobra, to ja się odezwę pokonując własnego lenia
Pisałam jakiś czas temu, że u nas kiszka, ale nie chcę o tym pisać. Już mnie tak nie rusza, ochłonęłam, więc się tym z Wami podzielę. Kiedy Nati skończył 3 tygodnie zaczął pokasływać i smarkać, a po chrzcinach (miał wtedy miesiąc) trafiliśmy do szpitala z podejrzeniem zapalenia płuc, bo tak ciężko oddychał. Z powodu tych duszności lekarka z gdańskiego szpitala stwierdziła, że nie ma mowy o odesłaniu takiego maluszka. Zostaliśmy tam przez tydzień, okazało się, że płuca były ok, za to oskrzela nie bardzo. Po wypisie Mały znowu zaczął mi kaszleć. Następnego dnia poszłam do pediatry i znowu dostaliśmy skierowanie do szpitala. Przyznam, że nie wytrzymałam już. 1 dzień przerwy między szpitalami, ciągle miałam być silna i dzielna dla swojego dzieciątka, ale w ramach odreagowania rozbeczałam się u pediatry jak nienormalna. Trudno. W drugim szpitalu spędziliśmy kolejny tydzień. Ostatniego dnia, kiedy to mieliśmy wyjść (i wyszliśmy) już dzwoniłam w sprawie scyntygrafii. Dzień po wyjściu, o 5 rano, wyjechaliśmy na badanie (mieliśmy być na 8, a to daleko) -> Amelka i Tymek zostali u dziadków na noc. Udało się zrobić to badanie i w końcu odetchnęłam, bo najgorsza jest bezsilność, którą odczuwa matka mająca świadomość, że trzeba ratować nerkę, a nie da się zanim nie wyleczy się infekcji. Nawiasem mówiąc Nati zaraził się od siostry, a musiał być leczony szpitalnie, bo takim maluchom podaje się antybiotyk dożylnie.
Poza tym ma podejrzenie pneumocystozy (bakteria/pierwotniak, prawdopodobnie przywlokłam ją ze szpitala, w którym rodziłam, ale może moje starsze dzieci też mają, muszę zrobić badania), a to powoduje ciągłe infekcje. Tylko, że na to paskudztwo podaje się końską dawkę Bactrimu/Biseptolu i żaden lekarz nie podejmie się tego u takiego maluszka, chyba, że nie będzie już naprawdę innego wyjścia. Na razie w obu szpitalach leczono infekcję, a nie pneumocystozę (dodam, że nie ma to nic wspólnego z pneumokokami, oprócz początku nazwy). Na razie jest ok tfu tfu, co prawda ostatnio Nati trochę kaszlał, ale Eurespal zadziałał. Jutro albo w poniedziałek pójdziemy do kontroli.
Jedyny plus z pobytu w szpitalu to taki, że przez I-szy tydzień zrzuciłam 3 kg... przez II-gi 2 kg.
Jak wiecie, ostatnio dowiedziałam się, że mój najmłodszy Zbój będzie operowany. Prawdę mówiąc z jednej strony się cieszę, bo wiem, że to konieczne, ale z drugiej strony to jednak operacja i najbardziej boję się powikłań i ludzkiego błędu. Synek koleżanki jest już dawno po takiej operacji i wszystko ok, ale mimo wszystko...
Na tym temat kończę. Przepraszam, że nie odpisałam personalnie, ale przeczytałam wszystko i bardzo Wam dziękuję. Trzymam też kciuki za Wasze problemy i postaram się niedługo napisać jakoś sensownie. Póki co melduję, że u nas zima, ale jest słoneczko i 5 stopni, więc lecimy na spacerek
Miłego dnia, kobietki!