Pewnie każda z nas ma jakieś kryzysy. Ja mam etapami. Cieszę się, że jestem w ciąży, a z drugiej tysiąc myśli i lęków jak to będzie..Dobijają mnie moje mdlości, złe samopoczucie. Dzisiaj zrobiłam badania krwi, bo chyba pogłębiła mi się anemia, coraz gorzej się czuje. Całą noc budził mnie tępy ból głowy, od rana leci mi krew z nosa, dziąseł- masakra..
I ja muszę się wyżalić. Wszyscy naokoło mnie denerwują. Przestałam odbierać telefony od babć i mamy, bo każdej coś się śniło złego i ciągle słucham przez telefon "martwię się", "żeby było wszystko dobrze", to się pytam a jak ma być? zasiewają we mnie niepokój niepotrzebnie jeszcze jutro przed wizytą. W maju zacznie się obstawianie kiedy urodzę i będę słuchać "aby urodziło się zdrowe...."
Przy synku wygoniłam wszystkich ze szpitala, zabroniłam przychodzić, bo doprowadzili mnie do nerwów za te teksty...Bo dla mojej babci w dzisiejszych czasach, zdrowe dziecko to cud chyba...
Każdy mnie straszy, że mój starszy syn będzie zazdrosny, że pójdzie w odstawkę, że będzie niegrzeczny, już mi się nie chce tłumaczyć, że to zależy od rodziców jak będą traktować dziecko. Bo trzeba przygotować starszaka na nowego członka. Mój synek póki co się cieszy, a każdy powtarza - bo nie wie co go czeka. Nagadali mu, że będę kazała mu pieluchy zmieniać i mój syn wczoraj się na mnie obraził i powiedział, że nie chce..Chyba do porodu wyjadę na jakies wyspy z dala od wszystkich