Mi "moja" nie powiedziała nic, nawet nie zerknęła w mój dzienniczek pokarmowy, który notabene prowadziłam jak prawdziwy szkolny kujon przez prawie miesiąc, brakowało w nim chyba tylko szlaczków.
Sama sobie w miarę rozkminiłam jadłospis, na razie jakoś dawał radę, no ale mam świadomość, że to jest właśnie "jakoś" a niekoniecznie dobrze. Chociaż na WW czasem patrzę przy okazji gdy akurat sporadycznie kupuję jakąś bardziej przetworzoną, gotową żywność - ostatnio np. wyszło, że DayUp ma całkiem fajny skład i mało węgli, więc okazało się niezłą opcją na szybką przekąskę poza domem. No i na nim właśnie jest informacja ile to ma WW. Tylko, że ja nie wiem, ile tego dokładnie powinnam jeść, bo zakładam, że ilość zależy od wagi i innych osobniczych parametrów.
Z drugiej strony pamiętam, jak betty swojego czasu pisała o swoim jadłospisie za miliony monet i w sumie zaczęłam się zastanawiać, czy warto płacić specjalistom, czy jednak poczytać, poeksperymentować i podpatrzeć, co jedzą inne dziewczyny.
Ostatnio eksperymentuję z kazeiną rozrobioną w wodzie i pitą w nocy, jak koło 2-3 wstaję do toalety, dam znać, czy będę widziała lepsze wyniki na porannych cukrach. Na razie wydaje mi się, że jest nieźle, ale to dopiero 3 dni, no i pomysł jest wzięty z publikacji o kontroli przyrostu mięśni przy jednoczesnej kontroli glikemii, więc może się okazać strzałem kulą w płot.