Och nie to miałam na myśli. Nie chciałam Cię urazić. Przesadziłam z ta zwyrolska rodzina
chodzi mi o to, że generalnie nie jestem w stanie wykluczyć, że zarodek nie zostanie adoptowany przez np. alkoholika( a to już dla mnie zwyrolstwo). To, że ktoś podchodzi do in vitro nie świadczy o szlachetnym charakterze
Dla mnie jest jednak naganne (nie zwyrolskie) zostawienie rodziny z powodu "zakochania się". Swoje szczęście (być może chwilowe, bo przecież w swoim byłym mężu też była kiedys zakochana) postawila ponad rodzinę. I podkreślam zostawiła fajnego faceta, dobrego ojca, zaangażowanego w związek i sama tak o nim mówi. Zostawila dla młodszego kolesia, który ostatnio przy grillu ogłosił, że nie lubi dzieci i nie zamierza ich miec. Co z jego punktu widzenia rozumiem, nie każdy musi chcieć mieć dzieci, tyle że ona już to dziecko ma. To długa historia i mimo, że to ona jest moja koleżanka ciężko mi ja zrozumieć i usprawiedliwić. Szczególnie gdy ostatnio zaczęła wspominać, że nie wyklucza powrotu do męża... kiedyś jak się juz wyszaleje. No ale nie o tym mowa tylko o zarodkach, a jej zachowanie przedstawiam jako model tego jak ludzie mogą się zmienić i jak bardzo są nieobliczalni.
Stworzenie życia to ogromna odpowiedzialność. Wolę, żeby nadprogramowe zarodki zostały zniszczone (to niestety u nas niemożliwe), bo nie mogę wziąć odpowiedzialności za kogoś kto adoptuje nasze geny.
Inna sprawa, że świat jest mały, a adopcję zarodków w Polsce nie są normowane geograficznie, co oznacza że nasze dzieci mogą np. trafić do szkoły ze swoim genetycznym rodzeństwem.
W przypadku adopcji dziecka przyszli rodzice muszą przejść badania, cały cykl przygotowań, muszą wykazać że podolaja. A w przypadku adopcji zarodka? Czy są jakieś wymagania? Czy może wystarczy tylko chciec i zapłacić?