Dziewczyny. Mam ciężki temat i uprzedzam że to będzie długi nie ciążowy post. Piszę bo wiele razy dostałam od was dobrą radę i liczę na to że spojrzycie na sytuację z innej strony niż moja, pozwolicie mi zrozumieć niektóre rzeczy.
A więc... chodzi o relacje między moim mężem a moimi rodzicami. Ja jestem osobą wychowywaną bardzo rodzinnie i dla mnie rodzice dużo znaczą. Opłacali moje studia dzienne, pomogli w drodze do in vitro i co jakiś cas coś kupują małej. Z ich punktu widzenia sytuacja jest ok. Wcześniej bardziej lubili męża teraz przez niedopowedzenia mniej.. albo nawet mało. Wcześniej mama przez telefon jak do mnie dzwoniła to mówiła że mąż się zmienił, że liczą się dla niego pieniądze i że separuje Anastazję od dziadków. Sytuacje przez które mąż kłóci się z moimi rodzicami to np to że Anastazja przyjeżdza do moich rodziców rzadko i nie zawsze mama napali w domu żeby było ciepło (słyszę że emerytura 1500 zł i nie ma z czego, nadmienię że tata ma swoją firmę) Mąż ma też za złe to że faworyzują moją młodszą o 2 lata siostrę (ona jest w porządku po prostu ma 26 lat i żadnego faceta we wszystkim pomagają rodzice i ona bardzo liczy sie z ich zdaniem, mąż twierdzi że siostra swojego zdania nigdy nie ma tylko robi to co mówią rodzice i ze jedyny facet w zyciu siostry to tata w ktorego kulcie zyje - wszyscy mieszkają ode mnie 100 km) mąż twierdzi że żyje w kulcie rodziców.Tak, w kulcie... mąż też podejrzewa że więcej pieniędzy dają siostrze ( pomogli w hipotece - mąż twierdzi że bardzo dużo kasy dali żeby siostra miała mały kredyt, gdy siostra kupiła auto mąż twierdzi że rodzice dali co najmniej połowę poza tym operacja oka, nogi...) nam też pomogli - studia i in vitro ale mąż uważa że siostrze więcej. dodam ze siostra pracuje w firmie taty ale chyba nie zarabia tyle by mieć takie wydatki. ostatnia nasza wizyta w moim rodzinnym domu i znów kłótnia - tata mój w trakcie rozmowy powiedział ze ***** wiemy o życiu bo mamy 30 lat a tata 60... pokłócili się i juz mielismy wychodzic ale jakos ich uspokoilam. W aucie uslyszalam wszystkie zale meza. Mąż przez takie sytuację wyraża się o nich: ci ludzie, mowi ze dla niego nie istnieją i jeszcze gorzej...kiedy mowie ze to sa dziadkowie Anastazji ( juz jacy by nie byli jednak mnie urodzili) to mowi ze Anastazja bedzi wiedziec jak sie zachowują i ma móiwć do nich "ci państwo, ci ludzie... Mąz żeby si wyzalic wygadał wszystko swojej mamie i bratu. jego mama nie szczedziła przykrych uwag na ich temat a ja to wszystko slyszalam... To nie chodzi o to ze ja tego nie widze - nie rozliczam siostry - nie moja sprawa. jednak moim marzeniem jest zeby oni wszyscy porozmwiali i wywalili sobie wszystkie zale... wiem ze tego nie bedzie i dla mnie to beda tragiczne sweta, dodam ze mama meza bardzo go popiera, tez zle o nich mowi.. ale kiedy ja cos zaczynam (moj tata to andrzej - dzis andrzejki) to od razu wiazanka ze ci ludzie dla niego nie istnieja... Mam nie mowic o wypadku Anastazji o jej bioderkach i nie wysylac zdjec... bardzo mnie to wszystko boli. Maz mowi ze jesli znow stane za rodzicami to zabierze mi wszystko z corka... mamy zamrozony 1 zarodek i myslelismy by po nio wrocic to jest zly bo Anastazja przypomnina jego ( i jego rodzine co za tym idzie) a kolejne dziecko moze byc podobne do mnie i do moich rodzicow... Ja czuję że wewnętrznie umarłam. Mam dziecko i dla niej żyję ale to wegetacja. teskinie za telefonem do mamy i Chialabym zadzwonić do niej i jej coś powiedzieć, zapytać co słychać... to on sie od razu wkurza.. a jeszcze robimy 16.12 chrzest małej... dla mnie okazje jak chrzest czy święta powinny być radością a wiem że będą meką i katorgą. Juz nie wiem co robić... podpowiedzcie.. czy za dużo wymagam żeby oni porozmawiali?tak zupełnie szczerze? wiem ze mąż nie chce - mówi że dużo szans im dawał o oni nie.. bardziej musiałabym rozmawiać z mamą żeby gdy JAKIMŚ CUDEM ich odwiedzimy to zeby ona zaczela temat ale tez powiedziała tacie by wystopował czasem ( tata jest gruboskórny i czasem powie zanim pomyśli) pomóżcie mi zrozumieć ta sytuację i ogarnąć ją bo ja wyjścia nie widzę...