Ja najbardziej przeżywałam każdą porażkę, bo podchodząc do kolejnej procedury miałam jeszcze większe nadzieje niż przy poprzedniej i porażka bolała bardziej, przy ostatniej próbie prawie wogóle nie wierzyłam, podeszlismy tylko dlatego żeby nie zarzucić sobie potem że nie zrobiliśmy wszystkiego co mogliśmy.Oby Kochana bo ja psychicznie to siadalam przy calej tej procedurze in vitro. Leki - pilnowanie godzin , wizyty,zastrzyki -ciagle wszystko pod kontrola. Niby jakos strasznie nie bylo bo na poczatku w ogole spodziewalam sie masakry , ale jednak ciagle to wszystko mialam w glowie zakodowane, niestety.
Nawet nie wyobrażasz sobie jakim zaskoczeniem były dwie kreski na teście :-) nie mówiąc już o dwóch zarodkach na usg
Napisane na C6603 w aplikacji Forum BabyBoom