Czesc kobietki :-) No i w koncu jestem...troche to trwalo,ale naprawde nie mialam czasu kiedy wam napisac co i jak u mnie poszlo ....a wiec......
Wszystko zaczelo sie 10 grudnia.Caly dzien mialam bol brzucha jak na @...se mysle,chyba cos sie niedlugo zacznie,no i sie nie pomylilam.O 2:13 w nocy mialam juz skorcze co 7 minut,ktore mnie zreszta obudzily.zadzwonilam na porodowke,a tam pani mi mowi,ze mam wziasc paracet i zrobic sobie oklad cieply na brzuch
i jak za godzine nie przejdzie,to mam przyjechac. Wzielam ten paracet,mysle ze zanim sie poloze z tym okladem to siusiu pojde,patrze a tam krew,wiec dzwonie jeszcze raz i alleluja moge jechac do szpitala. W szpiatlu bylismy o 3.30.Podlaczyli mnie do ktg,owszem skurcze byly ale za slabe.No ale za jakies pol godziny juz mocniejsze i co 5 minut.Pomyslalam,kurde do wytrzymania...chyba se urodze bez znieczulenia
No ale nagle zaczelo zanikac serduszko brzdaca....ciagne za sznurek,przychodzi polozna i sprawdza,faktycznie...w miedzy czasie rozwarcie ...zero doslownie nic,nawet 1 cm nie bylo,a serduszko znowu zniklo.....no i tak to zakonczylo sie cc w godzine,bo o 5:41 synek byl juz na swiecie.No ale dlugo sie nie nacieszylam bo za jakies pare godzin maluszka zabrali pod lampy,okazalo sie ze ma zoltaczke.Ja po cc nawet nie moglam z lozka wstac.Moj maz latal co godzine w nocy i patrzal co tam u niego,robil zdjecia i mi pokazywal.Na drugi dzien po porodzie jak tylko wstalismy,wpada polozna i mowi,ze maluch za szybko oddycha i wysylaja go do innego szpitala,bo oni nie maja odpowiedniego sprzetu.Wiec dzidziolka w karetke,mnie w druga i dawaj na inny szpital. No a tam juz okazalo sie ,ze synek mial infekcje....u norwegow infekcja to infekcja,a my doczytalismy sie w diagnozie ze mial sepse
OMG !!!! Dobrze,ze dopiero w domu,po wyjsciu ze szpitala to zobaczylam,bo jakbym wiedziala wczesniej,to bym chyba im na zawal tam padla.AAAAaaaa w miedzy czasie,na trzeci dzien wolaja mnie na rentgena.Pomyslalam moze cos w zwiazku z cesarka chca sprawdzic...no ale sie mylilam.Dobrze ze na wozku inwalidzkim siedzialam,bo to by byl moj drugi zawal w tym szpitalu hehe.Okazalo sie ze jak robili mi cesarke,to zginely im nozyczki i musieli sprawdzic czy "przypadkiem" nie zaszyli mi ich w brzuchu
Jak ja to uslyszalam,to sama po sobie czulam,ze zbladlam.Juz mialam przed oczami jak znowu mnie rozcinaja i leze w lozku,ze moj dzidzius nie dosc ze chory,to jeszcze nie bede mogla przy nim byc....dzieki Bogu nozyczek w brzuchu nie bylo,wiec poprostu musieli je wyrzucic.A moj maz,myslalam ze tam zabije ta Bogu winna pania od rentgena....sie chlop naprzeklinal wtedy ufffff...
No w kazdym razie maluszek dostal antybiotyk i po tygodniu wyszlismy ze szpitala.Jest zdrowy i silny,teraz tylko musze kontrolowac jego przyrost wagi,a z tym to nie ma problemow,bo karmie piersia i widze jak nabiera.
szarlotko gratuluje synka U mnie cc nie byla az tak zla.Na drugi dzien bylam juz na nogach,no ale mialam mega motywacje,zeby synka odwiedzac na intensywnej.Blizne mam dosyc mala i nisko zrobiona,wiec nie jest tak zle.Troche czasami jeszcze boli,ale i tak wszyscy na oddziale patrzeli na mnie z podziwem....a polozne tylko kazaly odpoczywac i brac leki,bo nawet o nich zapominalam...w glowie mialam tylko malucha mojego.
A oto i on...nasz Wielki skarb Dominic <3