Witam się serdecznie Dziewczyny :-)
Mieszkam w UK od 2 lat. Jestem w 8 miesiącu ciązy. Przeszłam tu niezłą drogę i sama nie wiem co będzie dalej. Początek ciąży był ok. Wszystko ksiązkowo.Miałąm spotkanie z położną, później usg. Czułam sie dobrze. W ciąże zaszłam na początku stycznia. W lutym miałam pierwsze badanie ogólne krwi. Wszystko było ok. Ale po jakims czasie zaczęłam czuć się źle. Kiedy zasłabłam i przewróciłam się - co zakończyło się złamaniem palca - pojechałam jak najszybciej do szpitala. Niestety bardzo się rozczarowałam. Powiedziano mi, że w pierwszych 3 miesiącach tak się dzieje - żadnych badań, krótka pogawędka na temat tego, że jak wstaję - mam robić to powoli. Nawet ciśnienia mi nie zmierzono - a złamany palec... śmieszne
- włożyli mi patyczek do zaglądania w gardło pomiędzy palce i zacisneli plastrem, dostałam na wychodne patyczek zapasowy - hahahhaha.
Od tego dnia było coraz gorzej. Osłabienie, krew z nosa lała mi się ciągle - czułam się beznadziejnie. To nie jest moja pierwsza ciąża - wiedziałam, że cos jest nie tak. Do tego pojawiły się problemy z kręgosłupem - przed ciażą miałam zmiany pomiędzy kręgami - a teraz zaczęło się dziać coś niedobrego. Nie mogłam leżeć, chodzić - pojawiły się mrowienia, drętwienia... Poszłąm do mojego GP. Całkowity zakaz pracy. Zwolnienie. A reszta po porodzie - bo teraz żadnych badań nie są w stanie zrobić. Opowiedziałm mu o zasłabnięciach i o krwawieniu z nosa - obejrzał nos - chciał dać maść, ale nie mógł znaleźć nic dla kobiety w ciązy - więc zapytał -DOSŁOWNIE - czy wytrzymam do końca ciąży?
Za każdym razem jak mówiłam o tych zasłabnięciach połoznej - patrzyła na wyniki z lutego i mówiła - przecież krew jest ok. Nikt nie traktował mnie poważnie, nie słuchał co mówię. Było coraz gorzej. Zaczęłam mieć problemy ze zwykłymi codziennymi obowiązkami - kręgosłup i zasłąbnięcia - moja zmora. Spałam po 2, 3 godziny na dobę. Czasami wydawało mi się, że tracę kontakt z rzeczywistością. Doczekałam się kolejnej wizyty. Płakałąm w głos i prosiłam pomóżcie - wtedy połozna pobrała mi drugi raz krew i skierowała do szpitala na konsultację związana z kregosłupem.
Po kilku dniach dostałam list ze szpitala - że moje wyniki są tragiczne, że jak najszybciej mam skontaktować się z lekarzem. To była informacja - bez wyników. Pobiegłam do przychodni. Tam mój list trafił do lekarza, który ze mną się nawet nie zobaczył - tylko wyp[isał żelazo w tabletkach i tyle. Po dwóch tygodniach dotarły do mnie wyniki - opieczętowane na czerwono z opisem konieczności szybkiej reakcji - duzy spadek hemoglobiny, czerwonych ciałek i płytek krwi. Byłąm pewna, że lekarz widział te wyniki. Brałąm żelazo, które przepisał i strasznie wymiotowałam po nim. Czułam się jeszcze gorzej. Pewnego dnia - po prostu zemdlałam - trafiłam do mojej położnej - zobaczyła wyniki i byłą w szoku. Anemia zaawansowana. Zmieniono mi tabletki na jakis płyn, który łykam i nakazano powtórzyć badania krwi. Przyspieszona wizyta i znowu niespodzianka. [położna stwierdziła, że nie ma sensu teraz pobierać krwi - bo za krótko żelazo biorę - więc mam czekać kolejne 2 tygodnie. Czuję się beznadziejnie - jakbym ciagle na karuzeli siedziała. Nie jestem w stanie nic zrobić. 10 minut aktywności i zawroty głowy, które są nie do zniesienia. Konsultacja w szpitalu w związku z kręgosłupem zaowocowała kolejnymi skierowaniami do kolejnych konsultacji. Każdy odsyła mnie do innego lekarza - i chcą, żeby ten kolejny podjął decyzję czy poród siłami natury czy cc. Mam termin na 23 września - zaawansowana anemię, zmiany w dolnym odcinku kręgosłupa, które utrudniaja poruszanie się ( jedyną pomocą ze szpitala była nakaz chodzenia z laska ortopedyczną ). Kuśtykam o lasce i boję się sama wyjść gdziekolwiek przez zasłabnięcia. Czuję się bezsilna, bez opieki i z wielka niewiadoma. Jedyne co potrafia mi powiedzieć - to, że z takim kręgosłupem mogą być komplikacje p[rzy porodzie, z takimi wynikami to nie pozwalają mi rodzić - takie rzeczy słyszę i... nic. Żadnej pomocy.
Dlaczego nikt mnie nie słuchał. Dlaczego doprowadzili mnie do takiej anemii. Co dalej. Dlaczego profilaktyka tutaj nie istnieje - badania krwi, usg... Czuję się jak głupia, która walczy z wiatrakami - nie wiem nic - niedługo mam termin porodu - i przeraża mnie ta niewiedza...
Przepraszam, że tyle nabazgrałam, ale nie daję już sobie z tym rady. Zastanawiam się czy tak po prostu jest w UK - czy tylko ja trafiłam na taka opiekę? Czuję się zagubiona i bezsilna.