No to pora abym i ja powiedziała o swoich przeżyciach. Po majówce tego roku dziwnie się czułam, taka jakaś zmęczona, zmemlona... Wzięłam więc termometr do ręki i tam ponad 37 kresek. O ciąży nie myślałam, bo całą majówkę miałam krwawienia jak normalny okres, jednak co było inaczej to okropny ból piersi i fakt, że po okresie nie spadły. No to test.. Bah 2 kreski, druga blada, ale jednak. No to szybciutko na bete, najpierw 98, potem ponad 200...no najs piękny przyrost, przy takich wynikach wiadomo, w macicy pusto. Ginekolog każe przyjść za tydzień... Nie doczekałam. 2 dni po wizycie zaczęłam plamić, ale to tak konkretnie z bólem po prawej stronie. Znowu do gina - mojej lekarki nie ma, przyjmuje mnie inna. Bez badania każe brać duphaston i przyjść za tydzień. I tu znów... Nie doczekałam. Po weekendzie wróciłam do mojej lekarki i wyszłam ze skierowaniem do szpitala na Cito. Izba Przyjęć, badają krew, czekam na wyniki. Lekarz dyżurujacy patrzy na mnie i śmieje się, że nie ma opcji, 'za dobrze wyglądam'. Wyniki przyszły beta 167...no to klops, spada, krew się leje, myślę sobie - okey od początku coś było nie tak jak trzeba, poronienie zdarza się. Kierują mnie na oddział na obserwacje. Pierwszy tydzień to było jak bladzenie we mgle, w czwartek każą łykać Cytotec, bo raczej poronienie zatrzymane. W piątek usg, inny lekarz dopatrzył się zmiany na jajniku. Pobrane markery szczęśliwe fałszywy alarm. Lekarz zaproponował łyżeczkowanie i w sobotę wypis, godzę się na wszystko więc podpisuje papiery. 5 minut przed zabiegiem dowiaduje się, że jednak się nie odbędzie, bo nie ma co tam łyżeczkować. Weekend na oddziale, znowu beta w poniedziałek, ok 300... Decyzja o podaniu metotreksatu. Lekarz, igła, oczekuje na te 17 stron skutków ubocznych... Nic się nie dzieje. 2 dni później kolejna beta - wzrosła - no ręce mi opadły, ale lekarze uspokajają, że tak może być. Dobra, wierzę Wam (chociaż po tym cytotec to już tak trochę mniej
). Ostatecznie po podaniu mtx spędziłam w szpitalu kolejne dni i zostałam wypuszczona na wolność mocno warunkowo. Szczęśliwie beta spadła do zera, jednak mimo, że minęło już ponad 1.5 miesiąca, nadal jestem w totalnej mentalnej dupie. Rozkojarzona, ciężko mi się ogarnia podstawowe rzeczy, of kors pewnie i hormony robią swoje, bo muszę 3 miesiące brać tabsy, ale cały czas czuje, jakby to się nie skończyło tak mur beton. Oczywiście czeka mnie badanie drożności, mam wrażenie, że cały czas latam po lekarzach (mam guza OUN wykrytego 2 lata temu co podbija stawkę) i chciałabym już odpocząć. No i to była moja 1 ciąża w wieku 32 lat. Dajcie znać czy to kiedyś minie, bo zwariować idzie