cześć, ja nie wyparowałam. Jest gorąco i tyle, a ja jestem zadowolona, a jak pomyślę o zimie to niech te upały trwają jak najdłużej.
Mam ( używając Kłaczkowej nomenklatury) w penis roboty, a jutro jakieś kolejne zlecenie zaczynamy...
No i planowanie mężobójstwa trochę czasu zajmuje... ale po kolei.
Wczoraj miałam jakieś ważne spotkanie służbowe, potrzebne mi były jakieś materiały które sobie spokojnie spoczywały na twardym dysku, ale przedwczoraj wieczorem okazało się, że komputer się zepsuł. Adam go zabrał do serwisu, facet powiedział, że na poczekaniu nie zrobi, zostałam bez dostępu do danych. Jakoś sobie poradziłam, ok. Wieczorem komputer przyjechał z serwisu i wyjaśniła się tajemnica popsucia - wszystko działało, tylko nagrywarka nie. Akurat ja bez nagrywarki mogę żyć, a w szczególności jak mam coś pilnie i na już, ale pan mąż nie może, komputer bez nagrywarki to nie komputer,więc go wywlókł. A jak przywiózł to usiadł do jakiejś roboty, po czym zaczął jęczeć że nieprzytomny ze zmęczenia ( no faktycznie, miał męczący dzień) a robota na już, to może ja to za niego skończę...Wrrr, no skończyłam, ale wściekła, bo przez pieprzoną nagrywarkę musiałam siedzieć po nocach. Gdybym miała komputer wcześniej, to bym pisaninę machnęła w ciągu dnia. Skądinąd gdyby się przyznał, czego awaria dotyczy to bym może i się jej sama pozbyła - Maks zmienił ustawienia w komputerze i wybrał jakąś nieistniejącą nagrywarkę.
No ale tak to bywa, jak ktoś jest monomaniakiem... Samochód też może nie mieć hamulców, skrzyni biegów i polowy silnika, z tym się da jeździć, ale jak ostatnio odtwarzacz wciągnął płytę i nie chciał oddać to się jechało na sygnale do mechanika.
A drugi powód do mężobójstwa to samochód, właśnie. Nasze stare volvo stoi sobie od kilku miesięcy w garażu, a ja nudzę żeby go odstawić do warsztatu. Dziś zostało z tego garażu wywleczone, bo garaż potrzebny... Wiecie co, poryczałam się, normalnie. Ja się nie przywiązuję do przedmiotów, ale ten gad miał duszę i to porządną. I jak zobaczyłam mysie truchło za wycieraczką i pleśń na tapicerce to mi puściły hamulce, męża zwyzywałam od morderców i poszłam ryczeć do kącika. Ten samochód to historia, to wielki i ważny kawał mojego życia, on się takich rzeczy naoglądał i nasłuchał, w takich akcjach brał udział...
Męża zabiję jak wróci. Metoda powolnego wiercenia dziury w brzuchu jawi mi się jako szczególnie atrakcyjna.
Samochód umyłam, posprzątałam, wietrzy się, będą z niego jeszcze ludzie.