Heloł, heloł!
Wczoraj cały dzień dogorywałam, ale dziś od rana jak młody Bóg, kończę fafnaste pranie, posprzatałam dom, załatwiłam z mechanikiem odbiór podrasowanej cytrynki, w mojej głowie powstało milion pomysłów na prowadzenie mojej fantastycznej firmy, wymysłiłam co najmniej kilka powodów dla których lubie deszcz ( bo przeciez nie będe rozpaczać że trzeci dzień pod rząd leje) i sama nie wiem co jeszcze
Sobotę i niedzielę miałam wyjętą z życiorysu, wir skumulowany z PMSem powalił mnie na dobre mój Mars dogorywał na szczęście tylko przez piątkowy wieczór i sobotnie przedpołudnie, potem sie jakos dźwignał i powiem Wam, że był po prostu niesamowity, wszystko ogarnął, nic nie musiałam robić, Paćka zaopiekowana, zakupy, obiad, nawet mi naprawił lejącą pralkę, tak więc jak tu będę kiedy na nim "psy wieszać" to mi to przypomnijcie, że prawdziwego Marsa poznaje się w biedzie
A Paćka była tak przekochana i grzeczniutka ( na szczęście ją wir ominał, albo bardzo łagodnie go przeszła bo tylko pare wodnistych kup było) , że też powinnam z tej okazji krzyżem poleżeć
Potrafiła np. pół godziny zabawic się suchym chlebkiem
:
takie tam ..tradycyjne juz PATO:
Andzike, Katrina, no pięknie co chłopaki wyczyniają, gratulacje, nie posiedzicie już na doopce, nie posiedzicie