Cześć dziewczyny, dołączam do studiujących mam w ciąży.
Chce sie podzielić z kimś moimi przeżyciami.
Jestem w 12 tc i na pierwszym roku studiów dziennych. Dzidzi w planie nie miałam wcześniej niż przed 30stką a tu przed sama sesją nie ma okresu wiec myśle, dla spokoju zrobie test,żebym mogła spokojnie egzaminy zdawać itd.. No i sie okazało,że jeden test pozytywny, myśle-zepsuty, ide do apteki po dwa następne-też zepsute
I syok, wydzwoniłam mase lekarzy,ale wdzędzie taaakie kolejki.. W końcu sie udało, pani doktor potwierdziała... 5tydzień,pogratulowała.. a ja byłam w szoku, ani jeść ani spać, całe życie mi sie do góry przewróciło, czytam wasze forum i widze jak radzicie sobie z dziecmi, studiami i masą innych rzeczy. A ja ciągle sie boje, że nie dam rady.Nigdy nie miałam z dziećmi styczności, nawet pieluch nie umiem zmieniać. I co ze m nie za matka będzie, a jescze mam sie uczyć przy tym...
Mój B, jak mu pierwszy szok przeszedł zacząl sie cieszyć od razu, mówić do brzucha...facetowi łatwo przyszła akceptacja. To nie on bedzie mia brzuszek z którym w czerwcu czeka go sesja, a codziennie masa zajęć(studiuje filologie ang). Ale on sie cieszy i wiem,że mam wsparcie. I zaczął już nawet ślub planować mimo,że wcześcniej nie zamierzaliśmy sie zbyt szybko pobierać.
Moi rodzice po pierszym szoku przyjęli do wiadomości, i chcą mieć wnuka(tato) bo mama wnuczke...
Zrozumieli bo sami byli w takiej sytuacji, mam mnie urodziła jak miała 20 lat..
I wszystko powinno sie układać, jest tatuś, który bedzie sie troszczył i kochał, są dziadkowie,którzy też bedą z nami. Ale ja ciągle sie boje, że nie skoncze studiów bo nie dam rady, ze nie bede potrafiła zająć się dzieckiem. I poród mnie przeraża, słabo mi sie robi jak mi krew pobierają, taki ze mnie mięczak, wiec jak tu przeżyć taki poród...Jak czytam co piszecie to nie moge uwierzyć,że mozna to wszystko przetrwać.. Powolutku przyzwyczajam sie do mysli o dzidziusiu, ale wciąż nie moge sobie z tym poradzić. A przed bliskimi musze udawać,że jestem silna.. i mam tego dość czasem...
Spokojnie dasz radę, musisz do wszystkiego podejść na spokojnie.
Ja też nigdy nie miałam styczności z dziećmi i także nie umiałam nic przy nich zrobić. W szpitalu Cię wszystkiego nauczą. To nie jest takie trudne jak się wydaję.
Ja bardzo cieszyłam się, że jestem w ciąży ale jeszcze bardziej się bałam jak to się wszystko poukłada.
Byłam an drugim roku studiów. Sesję letnią zdawałam z brzuszkiem. Czułam się raczej dobrze, więc a z tym problemów nie miałam. Kiepsko bylo z tym, że szybko wieczorem się senna robiłam i nie miałam kiedy się uczyć ( chodziłam wtedy jeszcze do pracy) więc całe dni miałam pozajmowane. Poza tym lepiej nauka szła mi wieczorami.
Ostatni rok studiów także z brzuszkiem zaczęłam. Miałam termin na 20 października, więc sam początek roku. Przenosiłam, urodziłam 2 listopada. Opuściłam tylko dwa zjazdy- fakt ze studia zaoczne. Nie wiem jak Ty studiujesz, ale zawsze możesz wziąć indywidualny tok studiów.
Teraz w domu malutka dzidzia, sama muszę się zajmować Pawełkiem i jakoś daję radę. Mąż po pracy się nim zajmuje a ja w tym czasie robię to czego wcześniej nie zdążyłam. Np prasuje, uczę się, trochę ćwiczę.
Tą sesję mam do przodu, mimo że łatwo nie było i dużo miałam opuszczonych zajęć. Dogadałam się na początku roku z wykładowcami, chodziłam do każdego po kolei i mówiłam w jakiej jestem sytuacji. Wykładowcy na prawdę często idą na rękę. Z każdym można się jakoś dogadać i nadrabiać zaległości. Jak widzą, że komuś zależy to nie robią pod górkę. ja na zajęcia chodziłam nawet po terminie porodu. Nawet dzień przed pójściem na wywołanie poszłam na zajęcia. Potem poszło trochę nie po mojej myśli, bo chciałam szybko wrócić na studia, ale przeleciały mi trzy tygodnie ( 2 zjazdy) bo miałam w końcu cesarkę i dłużej byłam w szpitalu.
Ale najważniejsze że udałlo mi się nie wziąć dziekanki, więc jest dobrze. teraz tylko martwię się czy napiszę pracę na czas i obronie się, ale jakby co to mogę za rok się bronić.
I powiem Ci że teraz nie wyobrażam sobie życia bez Pawełka. Mimo, że płacze i spać nie zawsze daję, ale jeden jego uśmiech wynagradza wszystko. Sama nie długo to poczujesz
Tak, że głowa do góry.
Zacznij cieszyć się tym, że będziesz mamą, a wszystko się ułoży. Studiowanie i posiadanie własnej rodzinki jednocześnie to naprawdę fajna sprawa.
Nikt nie mówi, że będziesz miała super łatwo, ale spokojnie dasz sobie radę. Jeszcze sama nie wiesz ile potrafisz.
Ja przy Pawełku nauczyłam się wykorzystywać każdą minutę do cna. Jak w ciągu dnia tylko zaśnie szybko coś gotuję, sprzątam i nawet znajduję czas żeby czasem jakieś ciasto mężowi upiec
Aha i co do dziekanki... jedna dziewczyna ode mnie z grupy na drugim roku wzięła dziekankę bo pod koniec pierwszego była w ciąży. Teraz żałuje, bo całymi dniami siedziała w domu, nigdzie nie wychodziła, a poza tym teraz strasznie ciężko było jej wrócić.
Studia to fajna odskocznia. Ty idziesz na zajęcia i odpoczywasz, masz okazję pogadać ze znajomymi i stęsknić się za dzieckiem. To dobrze robi. Nie wybijasz się z rytmu , fajnie jest, wiem po sobie. Ciągłe siedzenie w domu fajne nie jest, a tak dajesz mężowi okazję żeby przejął część obowiązków. Musi też wszystko umieć przy dziecku zrobić.
Mój na początku bał się sam zostać z Pawłem, więc przychodziła teściowa. Raz nie mogła przyjść ani teściowa ani moja mama, a ja koniecznie musiałam iść na zajęcia. Został sam, poradził sobie znakomicie. I powiem Ci że teraz sam wysyła mnie np do fryzjera i rządzą po męsku z Pawełkiem. Pamiętaj, że dziecko ma oboje rodziców i sama nie zostajesz. Dacie sobie świetnie radę, a z tego co piszesz wynika, że Twój partner na pewno Ci pomoże.
Trzymam za Ciebie kciuki