Mam pytanie do dziewczyn które mają maluchy juz po drugiej stronie brzuszka. Powiedzcie mi jak było w szpitalu po cc z opieką nad dziećmi, z przystawianiem do piersi, z karmieniem w nocy itp. W ciągu dnia pewnie mój mąż będzie ze mną ale w nocy nie wiem jak to ogarnę bo pamiętam ze z Julką po cc to masakra była dla mnie w nocy, modliłam się żeby jej nie upuscic bo taka słaba byłam. Boje się tego jak to będzie z dwójką.
Ja opowiem jak było u mnie tylko zdaje sobie sprawę ze ja trochę pechowo trafiłam, bo rodzialm przed samymi swietami Bozego NArodzenia i skład w szpitalu był okrojony a rodzących cala masa. Mi w ciągu dnia ani nocy nikt nie pomagal z personelu. Raz widziałam polozna, która przyniosła mi dzieci- na drugi dzień po cc. Ja chodzic nie mogłam, oddychać nie mogłam (miałam znieczulenie ogolne), ale dzieci dostałam i musiałam się nimi zajmować. Nikt mi ich nie podawal do karmienia- do każdego trzeba było wstać, przewinac, polozyc się z nim w lozku, znalezc dobra pozycje, nakarmić, odbic, odlozyc, ululac i za chwile to samo z drugim. Oni jedli co 3g, tak mi kazali w szpitalu. Jednego karmiłam np. o 24, skonczyl jesc o 1, brałam dugiego, skoczyl jesc o 2 a o 3 brałam tego pierwszego na kolejne karmienie. W dizen był obchody i toaletka dzieci czyli polozna myla kikut, przemywala oczka. Trzeba było dzieci rozebrać, ubrać. One w niczym nie pomagaly Co wieczor wazenie- trzeba rozebrać polozyc na wadze, ubrać. Najpierw jednego później drugiego. Wszystko trwa długo a za chwile znowu karmienie. A jeszcze po drodze przecież się osraja, osikaja i znowu rozebrać, przewinac, ubrać. I tak wygladaly pierwsze miesiące naszego zycia. W nocy spalam 3x po godzinie, jak się udało po 1,5 godziny to był cud. Efekt- po 2 tyg wazylam 48kg, ledwo zylam. Przestalam karmic piersią bo nie dawałam rady.Nie raz bym się wywalila z ktoryms na reku, biorac go do karmienia. W domu to jeszcze luz bo maz mi we wszystkim pomagal. Moje zadanie to tylko karmienie. On ich przewijal, podawal, lulal. Potem jak karmiłam mieszanie tzn raz piersią a raz butla to już było lepiej. Albe pojajawili się kolki- i to był dramat. Nie spali prawie w ogole. Doba wygladala tak, ze jedli przez 1,5 godziny, spali 40min albo i to nie z nowu karmienie. Caly czas placz. Placz przy jedzeniu, placz przy przewijaniu, placz po jedzeniu, przed spaniem, w trakcie spania. Jeden drugiego wybudzał. Dobrze ze mamy duzy dom to ich mogliśmy rozdzielac i jeden szedł ze mna na gore a drugi zostawal z tatą na dole i tak ich lulaliśmy, koiliśmy bol zwiazay z kolkami. No pierwsze 4msc to tak pamiatam Jadlam raz dziennie- o 3 w nocy bo wtedy miałam czas:-) Bralam prysznic o 6 rano i to by były wszystkie czynności, które przy sobie robiłam.
Teraz jest lepiej ale tez dają popalić. Nakrecaja się na wzajem. CZasami nie spia w tym samym czasie. I to jest tak, ze jeden spi, drugi wariuje, Jak usnie ten drugi to pierwszy się budzi i tak caly dzien. CZasu na ugotowanie i sprzątanie nie ma bo nie mowie o np. drzemce razem z nimi. Ja ich zawsze klade spac razem, bez wyjątku ale czasami jeden po prostu ma dzień pelen energii i w d... ma spanie:-) Spia już mało bo 3x dziennie po jakies 30-40min. Wybudzają się. Nie lubia kolo siebie lezec, jak pełzają i jeden dotknie drugiego to jest ryk. Jak placza razem to nie wiadomo do którego leciec i którego ratować. Jak bawie się z jednym to drugi jest zazdrosny. Jak bawie się z nimi razem to się denerwują bo np. jeden jest za glosno i to denerwuje tego drugiego. I tak w kolko.
Latwo nie jest. Ale dużo zależy od samych dzieci. Moi są problematyczni. Nie wszystkie dzieci takie sa. Sa bliźniaki, które lubia swoje towarzystwo, dużo spia w ciągu dnia, przesypiają noce, bawią się samodzielnie. Naprawde dużo zależy od egzemplarzy jakie ci się trafią.