Celinko. Hmmm.... czytając twojego posta z jednej strony Cię rozumiem, ale pozwól/ cie/, że opiszę wam swoją historię. Mam męża o 15 lat starszego ode mnie ( wiem że dla niektórych to szok, ale mnie jego wiek nie przeszkadza. Mówiąc szczerze to bardzo dużo osób jak go widzi daje mu nie więcej jak 28 lat, a nie 40) Posiada on taką małą firmę- robi dachy, więc kasa jest tylko w sezonie późno wiosenno- jesiennym, ale ten rok jakiś kiepski był, kryzys

Ja na najniższej krajowej ciągnę ale zawsze to coś. Mamy do remontu dom, można powiedzieć że od podstaw, ale powiedzieliśmy sobie, że jakoś damy radę. Rok temu gdy w sierpniu poroniłam i uaktywniła mi się cukrzyca, niedoczynność tarczycy, zespół policystycznych jajników, torbiele, i poziom testosteronu tak wysoki, że lekarka powiedziała mi: "NIE MA SZANS ABY PANI KIEDYKOLWIEK BYŁA W CIĄŻY" Dla mnie to był wyrok. Depresja, płacz, psiaczenienie na zły los. Na szczęście trafiłam pod dobrą opiekę lekarską. Z wynikami bywało różnie, zwłaszcza z testosteronem, Gdy już się wydawało, że jest ok, to znowu inne wyniki były nie tak. Więc załamka całkowita. Kolejna lekarka powiedziała mi, że ona też raczej nie widzi szans na ciąże. Było ze mną naprawdę źle. Na dodatek moja szwagierka ( a zarazem przyjaciółka) zaszła w ciąże w styczniu. I podczas jednej z rozmów wypaliła mi: "MUSICIE SIĘ BARDZIEJ STARAĆ (o dziecko) BO
ZOSTAJECIE ZA NAMI W TYLE" - po jej słowach to już nie miałam siły żyć. Mąż w pewnych momentach miał już dość moich złych dni. Pracowałam co drugi dzień, więc w pracy się jakoś trzymałam, ale jak byłam w domu to cały czas płacz. A jak widziałam szwagierkę to nie mogłam na nią patrzeć, a ona jak na złość prymnie paradowała ze swoim brzuchem, a jeszcze później jak się dowiedzieli, że mają mieć syna to już był koszmar ( bo same dziewczyny w rodzinie męża się rodziły-5)
W czerwcu udało mi się wszystkie wyniki jakoś ustabilizować, torbieli nie było na jajnikach i lekarka postanowiła, że zaczniemy kuracje CLO. Zaczęły się jeszcze większe wydatki- każda wizyta u gin 100zł, a w miesiącu było ich 3+ leki. W lipcu było jedno jajeczko i do owulacji doszło ale nie udało się

w Sierpniu na początku też było tylko jedno jajeczko, ale jak poszłam na ocenę owulacji po kilku dniach a akurat nie kochaliśmy się z mężem bo go nie było, byłam załamana, wtedy okazało się że pojawiło się drugie jajeczko, lekarka zaczęła się śmiać, że widocznie jajeczka czekają na męża. I wtedy akurat się udało. Robiąc test w połowie września na początku była jedna kreska i ja jak zwykle wpadłam w rozpacz, ale jak spojrzałam na test za chwilę pojawiła się druga słabiutka kreseczka.

19 września lekarka robiąc usg widziała tylko 1 pęcherzyk, ale na początku października zobaczyliśmy 2 nasze małe szkraby. Z jednej strony szok, jak sobie damy radę itp. Ale mąż powtarza: " Lepiej od razu na głęboką wodę skakać, bo nie wiemy jak jest z jednym dzieciaczkiem:, hehe. Nie przelewa nam się z kasą, ale nie poddajemy się. Ja codziennie się modlę o to, żeby dzieci były zdrowe i nic im nie było. Nikt tak na prawdę nie wie ile one dla mnie znaczą!!!
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was moją historią;-)