No to i ja po krotce skrobne kilka slow na temat mojego porodu....co prawda byl to zabieg CC ale do najprzyjemniejszych przezyc nie nalezal:-)
Dla mnie najgorsze bylo to oczekiwanie, w poniedzialek 25 maja ordynator zapowiedzial ze w srode 27 maja bede miala zabieg....czekanie mnie dobijalo, tym bardziej ze lezalam w szpitalu. No ale w dzien zabiegu wstalam rano i sie wykapalam a potem, zakladanie cewnika, wenflonu i czekanie. O 8.30 zawiezli mnie na sale operacyjna gdzie okazalo sie ze nie ma jeszcze anestezjologa i tzreba czekac....tak wiec z pol godziny "oswajalam sie" z sala a potem przyszedl anestezjolog, dal znieczulenie w kregoslup i sie zaczelo. Uczucie srednio mile, ciarki od pasa w dol, nogi jak z olowiu...Potem przyszedl moj lekarz prowadzacy ciaze i zrobil ciecie....ja w miedzyczasie dostalam glupawki i na przemian smialam sie i plakalam Potem tylko kilka szarpniec i Iga byla na swiecie...jak zaplakala pierwszy raz to kamien spadl mi z serca. Potem tylko slyszalam jak wolali meza zeby zobaczyl i zdjecia zrobil i jak mowili ze wazy 2500 i ma 51 cm i ze dostala 10 pkt w skali Apgar....bylam najszczesliwsza mama na swiecie Potem mnie zszywali i przewiezli na sale gdzie czekalam az odejdzie znieczulenie. Dlugie 4 czy 5 godzin lezenia i czekania czy wszystko ok, czy bede czula nogi....tak mi sie wkrecilo ze myslalam ze nie wyleze. Ale potem zaczelam czuc stopy i bylo ok. O 23 polozna kazala mi usiasc i jak dam rade to wstac....no i ja dzielna kobieta:-) usiadlam i wstalam, przeszlam sie do umywalki, umylam buzke i poszlam spac...bylam z siebie dumna. Troche bolalo ale im szybciej sie wstanie tym lepiej. Nastepnej nocy Iga byla juz ze mna, nie wiem jak to zrobilam ale dawalam rade chociaz wszystko bolalo. Wszyscy sie dziwili ze tak szybko doszlam do siebie. Ale czego sie nie robi dla Maluszka Poza tym wszystkie polozne byly super i pomagaly mi caly czas....jestem im za to bardzo wdzieczna i zdecydowanie bede je chwalila przed wszystkimi. No to na tle, tak wiec te ktore czekaja na zabieg niech sie nie martwia...nie taki diabel straszny
Dla mnie najgorsze bylo to oczekiwanie, w poniedzialek 25 maja ordynator zapowiedzial ze w srode 27 maja bede miala zabieg....czekanie mnie dobijalo, tym bardziej ze lezalam w szpitalu. No ale w dzien zabiegu wstalam rano i sie wykapalam a potem, zakladanie cewnika, wenflonu i czekanie. O 8.30 zawiezli mnie na sale operacyjna gdzie okazalo sie ze nie ma jeszcze anestezjologa i tzreba czekac....tak wiec z pol godziny "oswajalam sie" z sala a potem przyszedl anestezjolog, dal znieczulenie w kregoslup i sie zaczelo. Uczucie srednio mile, ciarki od pasa w dol, nogi jak z olowiu...Potem przyszedl moj lekarz prowadzacy ciaze i zrobil ciecie....ja w miedzyczasie dostalam glupawki i na przemian smialam sie i plakalam Potem tylko kilka szarpniec i Iga byla na swiecie...jak zaplakala pierwszy raz to kamien spadl mi z serca. Potem tylko slyszalam jak wolali meza zeby zobaczyl i zdjecia zrobil i jak mowili ze wazy 2500 i ma 51 cm i ze dostala 10 pkt w skali Apgar....bylam najszczesliwsza mama na swiecie Potem mnie zszywali i przewiezli na sale gdzie czekalam az odejdzie znieczulenie. Dlugie 4 czy 5 godzin lezenia i czekania czy wszystko ok, czy bede czula nogi....tak mi sie wkrecilo ze myslalam ze nie wyleze. Ale potem zaczelam czuc stopy i bylo ok. O 23 polozna kazala mi usiasc i jak dam rade to wstac....no i ja dzielna kobieta:-) usiadlam i wstalam, przeszlam sie do umywalki, umylam buzke i poszlam spac...bylam z siebie dumna. Troche bolalo ale im szybciej sie wstanie tym lepiej. Nastepnej nocy Iga byla juz ze mna, nie wiem jak to zrobilam ale dawalam rade chociaz wszystko bolalo. Wszyscy sie dziwili ze tak szybko doszlam do siebie. Ale czego sie nie robi dla Maluszka Poza tym wszystkie polozne byly super i pomagaly mi caly czas....jestem im za to bardzo wdzieczna i zdecydowanie bede je chwalila przed wszystkimi. No to na tle, tak wiec te ktore czekaja na zabieg niech sie nie martwia...nie taki diabel straszny