Witam dziewczynki nareszcie w domku jestem.Czuje się nieźle tylko ciut słaba no i szwy jeszcze ciągną.Niestety Bruno został na parę dni w szpitalu jeszcze ponieważ jedno badanie wyszło lekko nie takie ale lekarze mówią że za dzień dwa powinno być ok.
Mój poród hmmm no nietypowo było.
Leże ja sobie już w łóżeczku opycham się truskawami, a tu mi się chce do łazienki wiec poleciałam i coś mnie tknęło i część złapałam do kubeczka na mocz, patrze a to jest przeźroczyste i nie pachnie. Zawołałam mamę a ona mówi ze za mało tego i nie da się stwierdzić czy to mocz czy wody i kazała się położyć znowu. Za chwile znów chce mi się siku poleciałam i tym razem złapałam do kubeczka więcej i nie było wątpliwości wody płodowe
Koło 22 zapadłą decyzja ubieramy się i jedziemy do szpitala najwyżej nas odeślą do domu. Pojechałam z mężem i mamą. Ponieważ mój szpital miał dezynfekcje pojechaliśmy do tego w którym leżałam w lutym. Przyjął mnie młody lekarz i stwierdził ze nie maja miejsc i w ogóle on nie widzi żeby wody odchodziły, zmierzył tylko tętno dziecka i odesłał do kolejnego szpitala. Tam "kocioł" ogromny na Izbie Przyjęć bo szpital ma ostry dyżur a w miescie trwaja Juwenalia. Przyjeli mnie bez kolejki, kazali przebrać skierowali na Porodówkę, tam podpieli mi KTG na którym wyszły malusieńkie skórcze których nawet nie czułam. Przyszedł lekarz którym okazał sie moj pierwszy ginekolog do którego trafiłam wiele lat temu.
Przebadał mnie i twierdzi ze nie widzi żeby wody odeszły,a położna mu pokazuje moja wkładkę i mówi "cała mokra". Doktor na to, no to co? to szykujemy. Przebrali mojego męża w niebieskie ubranko,ja wypełniłam wszystkie dokumenty i pojechałam na sale operacyjna.Mój mąż pomógł mnie ulokować na stole operacyjnym i poszedł oglądać cięcie za szybką ponieważ w tym szpitalu nie mógł być przymnie. Znieczulenie zniosłam źle dokuczało mi to ze nie mogę ruszyć nogami , no i nie czułam nic aż do piersi i ręce mi drętwiały. Do tego te mdłości. Doktorzy uwinęli się szybko żartując sobie przy okazji i o 0:30 krzyknęli "mamy chłopa!" Potem położna zajęła się małym, mój mąż to obserwował, a lekarze dokończyli dzieła. Zawołali męża ,pomógł im przełożyć mnie na łóżko i odwieźli mnie na sale pooperacyjną. Mały trafił do cieplarki ponieważ jak to określono "jest wczesniakowaty".
I to by chyba było na tyle tej opowieści ;-) Zdjęcia małego na albumie zamkniętym wstawiam :-)
Mój poród hmmm no nietypowo było.
Leże ja sobie już w łóżeczku opycham się truskawami, a tu mi się chce do łazienki wiec poleciałam i coś mnie tknęło i część złapałam do kubeczka na mocz, patrze a to jest przeźroczyste i nie pachnie. Zawołałam mamę a ona mówi ze za mało tego i nie da się stwierdzić czy to mocz czy wody i kazała się położyć znowu. Za chwile znów chce mi się siku poleciałam i tym razem złapałam do kubeczka więcej i nie było wątpliwości wody płodowe
Koło 22 zapadłą decyzja ubieramy się i jedziemy do szpitala najwyżej nas odeślą do domu. Pojechałam z mężem i mamą. Ponieważ mój szpital miał dezynfekcje pojechaliśmy do tego w którym leżałam w lutym. Przyjął mnie młody lekarz i stwierdził ze nie maja miejsc i w ogóle on nie widzi żeby wody odchodziły, zmierzył tylko tętno dziecka i odesłał do kolejnego szpitala. Tam "kocioł" ogromny na Izbie Przyjęć bo szpital ma ostry dyżur a w miescie trwaja Juwenalia. Przyjeli mnie bez kolejki, kazali przebrać skierowali na Porodówkę, tam podpieli mi KTG na którym wyszły malusieńkie skórcze których nawet nie czułam. Przyszedł lekarz którym okazał sie moj pierwszy ginekolog do którego trafiłam wiele lat temu.
Przebadał mnie i twierdzi ze nie widzi żeby wody odeszły,a położna mu pokazuje moja wkładkę i mówi "cała mokra". Doktor na to, no to co? to szykujemy. Przebrali mojego męża w niebieskie ubranko,ja wypełniłam wszystkie dokumenty i pojechałam na sale operacyjna.Mój mąż pomógł mnie ulokować na stole operacyjnym i poszedł oglądać cięcie za szybką ponieważ w tym szpitalu nie mógł być przymnie. Znieczulenie zniosłam źle dokuczało mi to ze nie mogę ruszyć nogami , no i nie czułam nic aż do piersi i ręce mi drętwiały. Do tego te mdłości. Doktorzy uwinęli się szybko żartując sobie przy okazji i o 0:30 krzyknęli "mamy chłopa!" Potem położna zajęła się małym, mój mąż to obserwował, a lekarze dokończyli dzieła. Zawołali męża ,pomógł im przełożyć mnie na łóżko i odwieźli mnie na sale pooperacyjną. Mały trafił do cieplarki ponieważ jak to określono "jest wczesniakowaty".
I to by chyba było na tyle tej opowieści ;-) Zdjęcia małego na albumie zamkniętym wstawiam :-)