A
aggy
Gość
Ja generalnie jestem przeciwna chodzikom. Natura nas tak skonstruowała, że najpierw uczymy się przewracać, podnosić główkę, raczkować, stawać i wykonywać pierwsze niezdarne kroczki. Siniaki i guzy to normalna kolej rzeczy. My nie miałyśmy chodzików i też nauczyłyśmy się chodzić. Ponadto atawistyczne upodobanie dzieci do chodzenia po domu bez bucików też ma swoje fizjologiczne uzasadnienie. Nie widzę żadnego sensu, aby przyspieszać u dziecka naukę chodzenia, ani tym bardziej stosowania chodzika jako metody uspokojenia dziecka. Jest wiele innych metod uspokajania dziecka, a zasłanianie się brakiem czasu na inne czynności to zwykłe wygodnictwo. Nic się nie stanie jak przez kilka dni z rzędu nie posprzątamy mieszkania, mąż ma rączki więc też ostatecznie może po przyjściu z pracy ugotować coś prostego (w sieci jest wiele przepisów na dania które można przygotować w pół godziny). Rzecz jasna są dzieci, które dla zasady marudzą tylko po to, żeby wzbudzić zainteresowanie rodziców, ale uważam, że czas poświęcony dziecku jest dużo ważniejszy niż mycie okien. Od tego nikt nie umarł jeszcze.