To ja Ci napisze jak to było u mnie.
Przede wszystkim przygotuj sie, że bedzie bolalo , bardzo bolalo. Ale porod SN tez boli- trzeba to przertwac i juz- wyjscia nie ma.
Przygotowania do porodu były u mnie bardzo uprzejme: cewnikowanie nie boli, podgolenie krocza w atmosferze intymnosci, wieczorna lewatywa zapobiega wstydliwej wtopie- choć oni się wcale tym nie dziwią.
Znieczulenie troszeczke mnie bolalo, bo bo wkuwali mi sie 8 razy, ale było to w bardzo milej atmosferze- położna mnie wtuliła w swoje ramiona zebym miala dobra pozycje i glaska po glowie
Potem zaczeła sie operacja, nic kompletnie nie czułam , nie bolało, tylko w chwili kiedy wyciagali mi Hanię czułam takie szarpanie-ale lekarze mnie uprzedzili, że tak będzie, zresztą mówili co sie dzieje. W pewnym momencie , juz po wyciągnięciu Hani zrobiło mi sie duszno, ale od razu lekarze mnie uspokoili, że nic się zlego nie dzieje, ze to poprostu moje nerwy. Hanię mi pokazano, ale nie pozwolono przytulić niestety. Ale od razu mówiono, że zdrowa dziewczyna, 10 paluszków , ladna skóra itd. Hanię zawinięto i zaniesiono tacie a mnie zacz eto szyć , potem delikatnie mnie przeniesiono na ruchome łóżko i zawieziono na salę. Tam bardzo miłe położne się mna zajęły i od razu podłączono mi kroplówkę przeciwbólowa. Dali mi z 1,5 godz. na odpoczynek- choć byłam bardziej zmęczona nerwami niz fizycznie i przywieziono mi Hanię.Znieczulenie zaczęło mi schodzić po ok. 2 godzinach- w sensie czułam nogi, bo brzuch wcale bardzo nie bolał dzięki przeciwbólowym Teoretycznie na karmienie i szybkie nacieszenie się, ale została 4 godziny- położne ciągle przychodziły i pytały czy nie chce już odpocząć, czy dobrze się czuje, czy dziecku trzeba czegoś. Po ok 6 godz. po operacji Hanię wzięto a połozne pomogły mi się spionizować- trochę bolało, ale spodziewałam się, że będzie znacznie bardziej. Trochę kręciło mi się w głowie, ale położne pomagały sie umyć, trzymały za rękę. Wyjęto cewnik , już potem wstawałam do toalety sama- no szczerze...to boli troche, nie ma się co oszukiwać, ale im więcej się chodzi tym szybciej się do siebie dochodzi. Hanię miałam przy sobie tak długo póki miałam na to siły, choć pod wieczór położne nakładniały żeby się wyspać- ale jakoś rozstałam się z małą o północy.
Dla mnie 2 były najgorsze momenty :
1) wyjmowanie drenu- to mnie naprawdę bolało, ale trwało moze z 10 sekund i potem było znaaacznie przyjemniej
2) śmiech...myślałam , że zatłukę męża jak mnie rozśmieszał, bo ból straszny przy śmianiu się.
Nie wiem czy SN boli mniej czy bardziej. Ja do tego podeszłam zadaniowo: miałam zadanie i musiałam je wykonać. Wykonałam. Po 4 dniach od cesarki poszliśmy z Hania zarejestrować ją do USC, 4 km w sumie. I naprawe nieźle się czułam, choć siłą rzeczy korzystałam z pomocy męża, bo dźwiganie było nie dla mnie. a tydzien po narodzinach Hani zostałam sama z nią w nocy , bo mąż musiał iść do pracy. I wcale nie było źle!!!
Rodziłam w państwowym szpitalu , bez włąsnej położnej, bez własnego lekarza a cesarkę miałam zaplanowaną.
Głowa do góry , to naprawdę nie jest ponad ludzkie siły. Dzisiaj się smieję ze jak mnie Hania szczypie w pierś w ramach zabawy to bardziej mnie boli niż cesarka
.Jasne, że są różne rodzaje odporności na ból, ale gdyby to było nie do wytrzymania to tyle kobiet nie marzyłoby o cesarce- zobacz osobny wątek.
Powodzenia