Cześć wszystkim, jestem nowa na forum ale niestety temat skracania szyjki jest mi bliski... po raz drugi
Jestem w 20 tc, byłam dzisiaj na USG genetycznym. Wszystko w porządku, niestety szyjka zaczęła lecieć, ma 27 mm a na ostatniej wizycie 21.03 miała 58 mm (choć mierzyło dwóch różnych lekarzy na różnych sprzętach). Jutro idę na kontrolę do mojej lekarki, możliwe że założy mi pessar. Martwię się, bo to jeszcze nie jest bezpieczny tydzień (i jeszcze trochę do takiego brakuje), ale dzięki pessarowi donosiłam poprzednią ciążę.
Historia poprzedniej ciąży może doda komuś otuchy, bo wszystko skończyło się dobrze
pierwsza ciąża w ogóle biochemiczna, po niej zaszłam od razu w kolejną. W 8 i 13 tc krwawienia, na szczęście z dzieckiem wszystko dobrze. Do 25 tygodnia ciąża bardzo nudna
do czasu wizyty u lekarki, która zauważyła krótką szyjkę i lejek. Wysłała mnie od razu do szpitala, tam wylądowałam na patologii ciąży z łóżkiem podwyższonym od strony nóg i zaleceniem wstawania tylko do łazienki. Kilka razy próbowano założyć mi pessar, ale niestety pęcherz płodowy zaczął się już wpuklać do szyjki i obawiałam się przedwczesnego porodu
w końcu rozwarcie się na tyle cofnęło, że po 5 tygodniach pobytu w szpitalu się udało. Wyszłam po kolejnym tygodniu, ale przynajmniej już mogłam chodzić. Później jeszcze, po wyjściu ze szpitala przypałętał się dość ciężki covid i znowu szpital, ale udało się wyleczyć tą zarazę i nie wykaszleć bombelka, mimo wcześniejszych problemów z szyjką. Pessar zdjęto w 37 tygodniu i urodziłam w 40... przez CC, z powodu braku postępu porodu
tak więc trochę moja poprzednia historia ciążowa dodaje mi otuchy, że da się donosić mimo tylu trudności, no ale jednak trochę się boję.