U poprzedniego lekarza, od początku ciązy był jakiś problem.
Mieszkam na wsi, najblizsze miasteczko jest malutkie i lekarze, ktorzy tam przyjmują to starzy, niedouczeni idioci. Ale chodzi mi o to, ze to była moja pierwsza ciaża i baardzo sie stresowałam, ekscytowalam, czlowiek nic nie wiedział o podejsciu lekarza do kobiety i tak o to wybrałam lekarza z trochę lepszą opinia w tej mieścinie (nie ogarnęlam, ze ciaze moge prowadzic gdzie chce i u kogo chcę). Porodowka u nas w szpitalu jak i sam szpital to prosektorium.
Napierw lekarz nie widział pecherzyka, na kolejnej wizycie był pecherzyk ale nie bylo zółtka i stwierdził, ze to torbiel, a jeszcze wczesniej uznal, ze nic tam nie ma i wysłał mnie do szpitala a w szpitalu okazało sie, ze jest serduszko. Potem przez 3 wizyty było ok aleee... zaczał podejrzewać hipotrofie. W 22tyg stwierdził, ze moje lozysko jest stare i zwapnione, przeplywy sa do niczego i on mi poradził i to dosłownie "szykować sie na najgorsze, bo taki wczesniak jest rzadko do uratowania" i mam jechać na szpital na sterydy i wyciagamy mała. W szpitalu w PF kazali sie lekarzowi popukac w czolo, bo lożysko super, przeplywy idealne, dzidzia tez dobrze przyrasta i poprostu bedzie drobniejsza i tak o to, z tym wszystkim znowu wróciłam do tego lekarza. W 30 tyg poleciała mi szyjka dostałam doslownie mlotkiem w glowę i jeszcze mi malowodzie wynalazł i dalej sie przy starym lożysku upierał i ze corka u mnie w brzuchu nie przezyje. Tez się nie sprawdzilo. Szyjka poleciała ale reszta była super. Na szyjkę w 30 tyg a w sumie to juz skonczonym 31 tyg chciał mi zalozyć szew i polożyć mnie na klockach do konca ciazy w szpitalu. Widzielismy sie wtedy ostatni raz w mojej ciąży. Jeszcze tego samego dnia zadzwonilam roztrzesiona do lekarza z PF, kazał mi natychmiast przyjechać i nie patrzył na to, ze ma od groooma pacjentek tylko mnie przyjął, wysluchał i zbadał. Gdy sie dowiedział, ze tamten chciał mnie zaszyć w tak wysokiej ciaży na tydzień by na koniec 32 tyg zrobic mi cesarkę przez jego wyobrazenie o starym lożysku, hipotrofii, molowodziu i zlych przeplywach to powiedział, ze ten lekarz to sadysta, bo popelnil by błąd w sztuce lekarskiej. Okazalo sie, ze nic, co tamten widział na swoim aparacie usg się nie sprawdzilo, a szyjka owszem, skraca sie ale w tym tygodniu ciaży to juz norma i miałam tylko odpoczywać. Urodziłam w 41 tygodniu zdrową córeczkę.
Pewnie sobie myślicie czemu wcześniej nie zmienilam lekarza... bo w pierwszej ciaży człowiek sie wszystkiego boi, ufa temu co lekarz mowi, a poza tym nie pomyslałam, ze mogę od tak zmienic lekarza. Gdyby nie obecny lekarz, to moje dziecko bylo by wcześniakiem z 32tyg i roznie mogloby byc.
Kiedys Wam pisałam, co zrobilam gdy juz urodzilam. Pojechałam do tamtego lekarza i urzadzilam mu przedstawienie na korytarzu przy pacjentkach. Nie załuję, za to wyszlam z tego silniejsza i w obecnej ciązy nie wierze, zadnemu lekarzowi, ktory choc odrobinę nie wzbudza mojego zaufania, a dzięki doswiadczeniom z pierwszej juz wiem o co pytac i jak walczyć o swoje.
Gdybyście kiedys znalazly sie w takiej sytuacji macie prawo zlozyć skarge, zmienic lekarza, a nawet za takie brednie dac mu w pysk. [emoji846]