Cześć dziewczyny! Piszę do Was gdyż chciałam się podzielić moją historią, to dzięki Wam udało mi się przetrwać ostatnie 2 miesiące. <3
W 30tc podczas normalnej wizyty lekarka stwierdziła, że szyjka ostatnio strasznie mi się skróciła (2.7cm), grozi mi poród w każdej chwili i nie ma szans żebym donosiła ciążę do 37tc.. Wypisała skierowanie do szpitala i to nie na kiedyś tam, jak wtedy myślałam, tylko musiałam się zgłosić jeszcze w tym samym dniu. Po 5h spędzonych na izbie, badanie wykazało graniczne 2.5cm i położyli mnie na oddział. Byłam załamana, pierwszy raz w szpitalu, wirus - zero odwiedzin, a do tego świadomość że maluszek może sie urodzić w każdej chwili (a ja oczywiście nie spakowana, praktycznie bez niczego gotowego z wyprawki).
Jakby tego było mało, szpital był przepełniony i położyli mnie do sali z dziewczynami po poronieniu :/ Dostałam 2 dawki sterydów na płucka i leżałam pod kroplówką. 2x dziennie luteina i 1x ktg. Dni mijały mi na czytaniu internetów i książek, przeczytałam ponad 1000 stron tego wątku plus jak pewnie większość z Was połowe internetu na temat wcześniaków. Po kilku dniach przenieśli mnie na salę z ciężarnymi i każdego dnia dumali czy zakładać mi pessar czy nie. Leżałam w szpitalu 3tyg, nie wiedząc ile jeszcze tam zostane, co będą robić, bo wersja i pomysły zmieniały się codziennie. Dziewczyny z sali szły rodzić, przychodziły nowe, a ja dalej leżałam... Ale leżenie naprawde bardzo sie opłaca! Po tych 3tyg długość szyjki wynosiła do 3cm, więc udało mi się uniknąć pessara i nareszcie wyszłam do domu, oczywiście z nakazem dalszego leżenia.
Wiele razy podczas kryzysów myślałam, żeby tu do Was napisać, ale za każdym razem jednak rezygnowałam. Cały czas Was podczytywałam i Wasze pozytywne nastawienie i wspieranie jedna drugiej jest cudowne! Bardzo Was podziwiam, zwłaszcza jak widzę że niektóre z Was leżą prawie połowę ciąży..
W każdym razie dzisiaj rozpoczęłam 37tc, ten do którego miałam nie dotrwać, zaczynam sprzątać i wychodzić z mieszkania, zobaczymy co powie lekarka na wizycie w sobotę.
![Big Grin :D :D](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
Wy też dacie rade! Trzymam kciuki za każdą z Was i dziękuje że pomogłyście mi przetrwać ten ciężki czas. :*
AAA i jeszcze luteine odstawiłam z dnia na dzień w 35tc i nic sie nie działo niepokojącego.
PS.Tydzień temu poszłam na nielegalny krótki spacer z M, następnego dnia myślałam że umre - takie miałam ogromne zakwasy