Witaj Little_me i inne krótkie szyjeczki!
Nie mam pessara ani szwu -na razie, tylko nakaz leżenia. Po ostatniej kontroli dostałam pozwolenie "trochę" się poszwędać po domu i raz na czas na 10-minutowy spacer, z którego nic nie wyszło, bo mnie rodzina zaraziła i dostałam zapalenia zatok. Straszny ból, ale twarda byłam i żadnej chemii nie łykałam - i tak wystarczająco boję sie o synka, żeby mu nic nie zaszkodziło. A moja szyjka to już przed ciążą "wadliwa" była, po konizacji - skróceniu z powodu CIN 1, więc na stracie miała już tylko 38mm, gdzie powinno być minimalnie chociaż ponad 40. Więc może nie jest tak źle, że udało mi się z taką szyją dołazić i aktywnie pracować "aż" do 18tc. Trochę mnie martwią te kontrole i usg - krótkie co prawda - co 2-3 tygodnie, ale mam pełne zaufanie do lekarza - no i lepiej wiedzieć co się dzieje, bo niestety skracająca się szyja nic, a nic nie boli.
Teraz to ja już jestem mocarna, bo mogę sobie sama śniadanie i herbatkę zrobić, na gotowanie obiadku się jeszcze nie porywam, choć już korci, żeby wstać na dłużej. Ale wcześniej leżenie "plackiem", to jak ubezwłasnowolnienie.
Z czytaniem też niestety nie mogę przesadzać, bo po ostatnim maratonie oczy mi wysiadły. Dzięki za polecenie książki! Udało mi się za to dociągnąć do końca angielski i po trudnych negocjacjach z ginem, nawet dotarłam na egzamin. Nie mogłam się na nim denerwować, bo synek zaczynał kopać jak wściekły. Teraz tylko czekam na wyniki. Ciekawe czy synek dostanie mini-certyfikat:-)) A swoją drogą, to fajnie zdawać egzaminy na takim luzie, jak się nawet trochę postresować nie można, bo zaraz człowiek dostanie "wewnętrznego kopa" od własnego dziecka:-)))
Bardzo się cieszę, że zostało Ci już nie dużo do bezpiecznego czasu na poród, każdy tydzień jest u nas na wagę złota. Trzymam kciuki żeby wszystko było ok, tyle w końcu już za nami !!! Jeszcze tylko te kilka miesięcy:-)))
pozdrawiam serdecznie pa pa
Nie mam pessara ani szwu -na razie, tylko nakaz leżenia. Po ostatniej kontroli dostałam pozwolenie "trochę" się poszwędać po domu i raz na czas na 10-minutowy spacer, z którego nic nie wyszło, bo mnie rodzina zaraziła i dostałam zapalenia zatok. Straszny ból, ale twarda byłam i żadnej chemii nie łykałam - i tak wystarczająco boję sie o synka, żeby mu nic nie zaszkodziło. A moja szyjka to już przed ciążą "wadliwa" była, po konizacji - skróceniu z powodu CIN 1, więc na stracie miała już tylko 38mm, gdzie powinno być minimalnie chociaż ponad 40. Więc może nie jest tak źle, że udało mi się z taką szyją dołazić i aktywnie pracować "aż" do 18tc. Trochę mnie martwią te kontrole i usg - krótkie co prawda - co 2-3 tygodnie, ale mam pełne zaufanie do lekarza - no i lepiej wiedzieć co się dzieje, bo niestety skracająca się szyja nic, a nic nie boli.
Teraz to ja już jestem mocarna, bo mogę sobie sama śniadanie i herbatkę zrobić, na gotowanie obiadku się jeszcze nie porywam, choć już korci, żeby wstać na dłużej. Ale wcześniej leżenie "plackiem", to jak ubezwłasnowolnienie.
Z czytaniem też niestety nie mogę przesadzać, bo po ostatnim maratonie oczy mi wysiadły. Dzięki za polecenie książki! Udało mi się za to dociągnąć do końca angielski i po trudnych negocjacjach z ginem, nawet dotarłam na egzamin. Nie mogłam się na nim denerwować, bo synek zaczynał kopać jak wściekły. Teraz tylko czekam na wyniki. Ciekawe czy synek dostanie mini-certyfikat:-)) A swoją drogą, to fajnie zdawać egzaminy na takim luzie, jak się nawet trochę postresować nie można, bo zaraz człowiek dostanie "wewnętrznego kopa" od własnego dziecka:-)))
Bardzo się cieszę, że zostało Ci już nie dużo do bezpiecznego czasu na poród, każdy tydzień jest u nas na wagę złota. Trzymam kciuki żeby wszystko było ok, tyle w końcu już za nami !!! Jeszcze tylko te kilka miesięcy:-)))
pozdrawiam serdecznie pa pa