reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Bicie dzieci

Czytam wątek od czasu do czasu, ale mam wrażenie, że idzie w złym kierunku..
Jestem pedagogiem, pracowałam w wielu miejscach. Bicia nie popieram, nie stosuje takich metod na swoich dzieciach. Karnych jeżyków także nie mamy. Ale trochę się tu jadu przelalo- np o superniani - jak można napisać, że:ktoś wychował syna na kryminalistę"..? Porozmamawiajmy za kilka lat- czy jako mamy czujemy się w pełni odpowiedzalne za czyny swoich dorosłych dzieci..? Jeśli tak, matki skazanow powinny za to odpowiedzieć..
To nie jest zero-jedynkowe..
A co do domów dziecka - baaardzo latwo się krytykuje duże molochy- wszystkie dzieci do rodzin zastępczych! A wiecie jak w ogóle działa nasz system..???
Ile mamy takich rodzin i jakie mają trudności..? Rodzin jest zwyczajnie za mało, a te które są (mówię o zawodowych rodzinach zastępczych) nie mają dostatecznej pomocy. Nie należy im się przerwa, chwila wytchnienia, muszą być stałe gotowe na nowe dzieci.. A to wykańczające psychicznie.. Znam niejedna taką rodzinę- wszystkie są przeciążone.
Pracowalam w placówce, chcialam dzieciakom znaleźć rodziny zastepcze- to nie jest na prawdę takie łatwe. Każdy region ma swoje ośrodki i tylko w takim obrębie szuka..
A sytuacja prawna dzieci - to też tak nie dziala- sądy unikają odebrania praw rodzicielskich - gdyby odbierano je łatwiej to też znalazło by się milion mam mówiących, że należy się druga szansa..
Lodując- choć dzieci swoich nie biję i nie zamierzam,stosuje system nagród i kar, młody wie, co mu wolno, a co nie..
Nie jest idealny, ale wiem, że za kilka lat będę mógła z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiłam wszystko najlepiej ja mogłam. Bicie nie, ale wychowanie tak. I nie bądźmy specami od spraw, o których pojęcia nie mamy..
@Destino jest mi przykro, że jest Ci tak ciężko.. Bardzo liczę,że znajdziesz odpowiednich ludzi, którzy pokierują Twoim synkiem i Tobą. Trzymam kciuki
 
Ostatnia edycja:
reklama
@Destino Ataki histerii były od narodzin? Jak się przejawiały u takiego małego dziecka prócz płaczu, który jest na porządku dziennym? 🤔
to był glosny trudny do utlenia płacz, długo trwający, którego nie dało się wyciszyć i mocne wyginanie ciała. Trudno było wtedy wziąć czy utrzymać go na rękach. A był dużym dzieckiem.
 
Nazwałam to atakiem histerii, ale to niefortunne stwierdzenie. Bardziejam na myśli histeryczne zachowanie, takie, podczas którego traci się kontakt z otoczeniem i nie reaguje na bodźce.
 
Co do domów dziecka - molochów, to ja napisałam. Pedagogiem JESZCZE nie jestem 😏 ale mam doświadczenia z wychowankami domów dziecka. W bardzo bliskiej rodzinie.
W domu dziecka była moja mama i całe jej rodzeństwo. Wszyscy, totalnie wszyscy, mają ogromne problemy emocjonalne. Każda z tych osób bardzo krzywdziła swoje dzieci, dopóki nie wyprowadziły się z domów. Krzywdziła fizycznie i psychicznie. Każda z tych osób po domu dziecka była emocjonalnie niedostępna. Każda miała swoje problemy z psychiką (np. nerwicę, osobowość z pogranicza). Te osoby były zabrane rodzicom jako malutkie dzieci, za zaniedbanie. W domu rodzinnym nawet niespecjalnie była przemoc, raczej brud, głód i ubóstwo. Te dzieci w domu dziecka zostały rozdzielone na grupy wiekowe. Nie mają ze sobą więzi. Starsze koleżanki i koledzy pastwili się nad nimi. Weszli w dorosłe życie bez niczego, z ogromnym bagażem złych doświadczeń emocjonalnych.
W konsekwencji wszyscy mieli ciężkie, złe życie. Nie przepracowali traum, więc krzywdzili swoje dzieci. :( Piekło i horror jaki przeszły dzieci dorosłych z domu dziecka... Nie będę o tym pisać. To zbyt bolesne i nic już nie zmieni.
Niby jest dobrze. Część skończyła studia, każdy miał rodzinę, dom, dzieci. Niby tak sielsko i anielsko. :(

Rodzin zastępczych jest wystarczająca ilość, żeby przynajmniej maluchów do lat 10 nie umieszczać w molochach. I nawet mówi o tym prawo. Niestety, jest furtka i dd z tego korzysta.

Tylko środowisko rodzinne i kochający opiekunowie są odpowiedni do wychowywania dzieci. Jeżeli tak by nie było, to dlaczego z automatu nie odbierać noworodków matkom i nie umieszczać ich w tych cudownych domach dziecka, krainie wiecznej szczęśliwości?
Akurat wg. Mnie i wg. Opinii psychologów, pedagogów, z którymi rozmawiałam i pisałam, domy dziecka powinny zniknąć. Wiem, że ośrodki nie chcą przekazywać opieki rodzinom zastępczym spoza powiatu, ale to jest do zrobienia. Trzeba zmienić przepisy tak, żeby nie było wymówek. Bo na razie to widzimisię urzędnika, a nie dobro dziecka. Dopóki dziecko się nie liczy, jest w posiadaniu rodzica (dopóki ten nie uszkodzi go w widoczny sposób), dopóty będzie działa się patologia. Moja szwagierka miała staż w domu dziecka i niemal przypłaciła to depresją.Tak, jak nie jestem fanką PIS, tak uważam, że ich likwidacja domów dziecka jest dobrym posunięciem. Jedynym sensownym pomysłem. Dobrze to wszystko opisuje pani Anna Krawczyk. Ma profil na FB. Z nią można podyskutować o rodzinnej pieczy zastępczej. Ona jest specjalistką, zajmuje się tym i na pewno wszystko lepiej wyjaśni. :)

Wypadki. Zdarzają się w rodzinnej pieczy zastępczej. Zdarzają się w domach dziecka (ostatnio 3 latek wypadł z okna na piętrze), zdarzają się w rodzinie biologicznej. Mało to dzieci wypadło z okna, utopiło się przy domu, zmarło w aucie zostawionym ma słońcu, zostało rozjechanych, czy zakatowanych? Mało to ludzi regularnie pastwi się nad dziećmi? I to niby przez kochających rodziców biologicznych. Rodzicem możne zostać niemal każdy, zupełnie bez przygotowania. Rodzicem zastępczym zostać zdecydowanie trudniej.

Nie mam dosyć zasobów, aby zostać rodziną zastępczą, ale bardzo je podziwiam i wspieram. :)
 
Ostatnia edycja:
Dziękuję za tak długą odpowiedź. Muszę się uzbroić w jeszcze większą cierpliwość. Chciałabym być bardziej opanowana, niestety jestem nerwus i widzę, że to się trochę przekłada na syna. Mam nadzieję, że znajdę złoty środek na nerwy swoje i syna. U nas też jest metoda prób i błędów. Najlepiej właśnie się sprawdza wyproszenie, ale muszę poszukać jakiegoś innego rozwiązania, nie lubię jak wychodzi z pokoju i płacze. Mam ochotę od razu za nim iść.
 
Co do domów dziecka - molochów, to ja napisałam. Pedagogiem JESZCZE nie jestem 😏 ale mam doświadczenia z wychowankami domów dziecka. W bardzo bliskiej rodzinie.
W domu dziecka była moja mama i całe jej rodzeństwo. Wszyscy, totalnie wszyscy, mają ogromne problemy emocjonalne. Każda z tych osób bardzo krzywdziła swoje dzieci, dopóki nie wyprowadziły się z domów. Krzywdziła fizycznie i psychicznie. Każda z tych osób po domu dziecka była emocjonalnie niedostępna. Każda miała swoje problemy z psychiką (np. nerwicę, osobowość z pogranicza). Te osoby były zabrane rodzicom jako malutkie dzieci, za zaniedbanie. W domu rodzinnym nawet niespecjalnie była przemoc, raczej brud, głód i ubóstwo. Te dzieci w domu dziecka zostały rozdzielone na grupy wiekowe. Nie mają ze sobą więzi. Starsze koleżanki i koledzy pastwili się nad nimi. Weszli w dorosłe życie bez niczego, z ogromnym bagażem złych doświadczeń emocjonalnych.
W konsekwencji wszyscy mieli ciężkie, złe życie. Nie przepracowali traum, więc krzywdzili swoje dzieci. :( Piekło i horror jaki przeszły dzieci dorosłych z domu dziecka... Nie będę o tym pisać. To zbyt bolesne i nic już nie zmieni.
Niby jest dobrze. Część skończyła studia, każdy miał rodzinę, dom, dzieci. Niby tak sielsko i anielsko. :(

Rodzin zastępczych jest wystarczająca ilość, żeby przynajmniej maluchów do lat 10 nie umieszczać w molochach. I nawet mówi o tym prawo. Niestety, jest furtka i dd z tego korzysta.

Tylko środowisko rodzinne i kochający opiekunowie są odpowiedni do wychowywania dzieci. Jeżeli tak by nie było, to dlaczego z automatu nie odbierać noworodków matkom i nie umieszczać w tych cudownych domach dziecka, krainie wiecznej szczęśliwości?
Akurat wg. Mnie i wg. Opinii psychologów, pedagogów, z którymi rozmawiałam i pisałam, domy dziecka powinny zniknąć. Wiem, że ośrodki nie chcą przekazywać opieki rodzinom zastępczym spoza powiatu, ale to jest do zrobienia. Trzeba zmienić przepisy tak, żeby nie było wymówek. Bo na razie to widzimisię urzędnika, a nie dobro dziecka. Dopóki dziecko się nie liczy, jest w posiadaniu rodzica (dopóki ten nie uszkodzi go w widoczny sposób), dopóty będzie działa się patologia. Moja szwagierka miała staż w domu dziecka i niemal przypłaciła to depresją.Tak, jak nie jestem fanką PIS, tak uważam, że ich likwidacja domów dziecka jest dobrym posunięciem. Jedynym sensownym pomysłem. Dobrze to wszystko opisuje pani Anna Krawczyk. Ma profil na FB. Z nią można podyskutować o rodzinnej pieczy zastępczej. Ona jest specjalistką, zajmuje się tym i na pewno wszystko lepiej wyjaśni. :)

Wypadki. Zdarzają się w rodzinnej pieczy zastępczej. Zdarzają się w domach dziecka (ostatnio 3 latek wypadł z okna na piętrze), zdarzają się w rodzinie biologicznej. Mało to dzieci wypadło z okna, utopiło się przy domu, zmarło w aucie zostawionym ma słońcu, zostało rozjechanych, czy zakatowanych? Mało to ludzi regularnie pastwi się nad dziećmi? I to niby przez kochających rodziców biologicznych. Rodzicem możne zostać niemal każdy, zupełnie bez przygotowania. Rodzicem zastępczym zostać zdecydowanie trudniej.

Nie mam dosyć zasobów, aby zostać rodziną zastępczą, ale bardzo je podziwiam i wspieram. :)
Nie ma tyłu rodzin, wierz mi, siedziałam w tym.. Wystarczy zresztą zapytać w jednostkach, które organizują piecze.. Co do skrzywdzenia dzieci- wierzę, że tak było. Nie twierdzę, że to były dobre miejsca.. Te mniejsze ośrodki są nieco inne, ale oczywiście w idealnym świecie nie powinny istnieć. Tak czy owak, system jest do zmian, ale tego nie ruszymy tak łatwo.
 
Dziękuję za tak długą odpowiedź. Muszę się uzbroić w jeszcze większą cierpliwość. Chciałabym być bardziej opanowana, niestety jestem nerwus i widzę, że to się trochę przekłada na syna. Mam nadzieję, że znajdę złoty środek na nerwy swoje i syna. U nas też jest metoda prób i błędów. Najlepiej właśnie się sprawdza wyproszenie, ale muszę poszukać jakiegoś innego rozwiązania, nie lubię jak wychodzi z pokoju i płacze. Mam ochotę od razu za nim iść.
Sany, a może dodatkowo, zamiast tylko uzbrajać się w większą cierpliwość, zadbałabyś również o siebie? :) Bo często jest tak, że praca, dom, dzieci... kobieta ma zbyt wiele obowiązków i zwyczajnie nie daje rady. Nikt nie jest robokopem. Wymagamy czasem wsparcia, przytulenia, pocieszenia, docenienia. Też mamy swoje hobby, plany, marzenia. ;) Robiłaś sobie ostatnio badania? Wszystko ok? Normy funkcjonalne dla płci i wieku, nie laboratoryjne?

U mnie w domu, to ja wychodzę, jak mam problem z emocjami dziecka. Wiadomo, ktoś starszy wtedy ma nad nim pieczę. Najważniejsze, żeby maluch nie zrobił sobie krzywdy. Mówię wtedy głośno, że potrzebuję na chwilę wyjść. Nie wynoszę dziecka. To jest o tyle dobre, że osoba, która przychodzi, nie jest zaangażowana i łatwiej jej znieść emocje malucha. Mały, nie mając widowni w postaci zdenerwowanej mamy, łatwiej się uspokaja, wycisza. :) U nas to się dobrze sprawdza. Wiadomo, małe dziecko to głównie jedna wielka emocja. Nie panuje nad sobą. Dopiero uczy się tego. Moim zadaniem jest wtedy być przy nim. Spokojna i opanowana. Na rozmowy, tulaski i zabawy czas przyjdzie później. :) Generalnie staram się nie dopuszczać, żeby dziecko miało powód do skrajnych emocji. Uregulowany rytm dnia, zawsze nakarmione, napojone, nie przebodźcowane. Wypoczynek jest bardzo ważny. Nawet teraz, mój 3 latek (i 4 miesiące), śpi w dzień. :) Nie zmuszam, zachęcam do wszystkiego w formie zabawy. Często współzawodnictwa. Na szczęście dziecko ma duszę zwycięzcy, więc podstępem osiągam swoje cele. Maluch myśli, że to on rządzi światem.
I niech tak zostanie, na razie. 😏
 
Niestety z podwórka powiem, że mówienie nie, stop, nie działa, a często przynosi odwrotny skutek. Najlepiej spokojnie powiedzieć, że nie pozwalasz mu nikogo bić i od razu reagujesz pokazując mu, że tak jest. Czasem trzeba odciągnąć dziecko kilka, nawet kilkanascie razy. Czasem zaprowadzić do innego pokoju, by wyrwać go z jego sposobu reakcji. Ważne by starać się zachować spokój. Młody się uczy waszych reakcji i granic. Sprawdza, czy to, co mówisz ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tu tez uczy się konsekwencji działania. Możesz mu tłumaczyć, że sprawia ból. Ja mówie dzieciom, że to boli jak mnie i innych uderzaja.
Moj syn w takich momentach śmiał sie i jeszcze bardziej zaczepial. Korzystałam z podobnej metody, ale tylko wtedy, kiedy zapętlał się w swoim zachowaniu i nic innego już nie działało, wtedy zanosiłam go do innego pokoju. Mówiłam, że nie podoba mi się jego zachowanie, konkretnie nazywałam co, mówiłam, żeby sobie tu posiedział aż sie uspokoi, wtedy może do nas wrócić. Realnie nigdy nie zostawał bez nadzoru, ale tak, by o tym nie wiedział. W pokoju były różne akcje, od rzucania przedmiotami, krzyków, tupania, trzaskania drzwiami, itp, naprawdę różnych przejawów agresji. Ostatecznie jak odreagowal to przychodził spokojny, a najczęściej tak zwyczajnie zapłakany, jakby odnajdywał sam siebie i przytulał sie. Obecnie skutek jest taki, że od razu przychodzi się przytulić. Wtedy przytulam, próbuje nazwać jego uczucia. Pytam co się stało, co się w nim dzieje, co mu się nie spodobało, itp. Tak by sam spróbował to nazwać, wypowiedzieć. Najczęściej takie zachowanie jest u nas efektem emocji, z którymi synek nie umie sobie poradzić, ale też nie potrafi ich nazwać. Czasem tak pokazuje, że za mało czasu z nim spędzam. Czasem to objaw zazdrości.

Moje dziecko było histeryczne, teraz jest impulsywne. U nas jest bodziec i reakcja nieadekwatna do bodźca. Ataki histerii były od narodzin. Ale od kiedy skończył rok uczyliśmy się sobie z tym radzić, bo akcje z tarzajacym, rzucającym się po podłodze dzieckiem, były na porządku dziennym. I nie trwały chwilkę, tylko ok godziny. Już wtedy mu mówiłam, że jestem obok kiedy będzie gotowy, to zawsze może przyjść się przytulic. Cokolwiek się w nim dzieje, czy to rozumie, czy nie rozumie, czy jest smutny, czy cokolwiek innego go trapi zawsze może przyjść się przytulić. Teraz jest już duzy i przytula się po 100 razy na dzień. To mu pomaga. Próbuje w tych chwilach z nim pogadać. Jakoś do niego dotrzeć, zrozumieć co się w nim dzieje, bo tylko wtedy będę mogła spróbować mu pomoc. Oczywiście to w słowach brzmi prosto, ale moje dziecię ma już 4,5 roku i dopiero uczymy się mówić o emocjach, bo wcześniej nie było szans. Jak on wpadal w fazę to nic nie działalo. Nawet dotknac się nie dal. Dziś ma swoją przestrzeń w tym pokoju, gdzie go zanosiłam, ma miejsce, gdzie może się wyciszyc. Nawet kilka razy już sam sobie tam poszedł. Tylko to jest proces. U mnie dużo rzeczy to metoda prób i błędów, ale też intuicji. Takiego trochę podążania za dzieckiem. I tu ogromny ukłon w stronę mojego męża, który pozwala i towarzyszy mi w podążaniu za dzieckiem.
Dokładnie to samo mogę powiedzieć, był okres, że stop czy cokolwiek innego nie skutkowało. Jak mówiłam mój syn nigdy nikogo nie bil i nie zaczepiał ale robił rzeczy niebezpieczne np skoki ze stołu, z parapetu, wdrapywanie się na grzejnik pod sufit jak po drabinie i sok na podłogę i to tylko przykłady bo pomysłowość była obłędna, odruch rzucania wszystkimi, nawet jak miał dwa lata to już jak oproznil butelkę to nią rzucał i to mocno przed siebie, tak samo np buty jak zdjął 🤷‍♀️w sytuacjach ostatecznych za rękę i do pokoju, żeby ochlonal bo oczywiście zabranianie kończyło się awanturą. Pytalam milion razy czy przytulić i porozmawiajmy, był jeden krzyk, że nie więc wychodziłam i czekałam aż sam nabierze na to ochoty i były też momenty, że do pokoju szedł sam mówiąc, że potrzebuje pobyć sam. Obecnie jest tego znaczenie mniej i jeśli widzę, że zaczyna szaleć to zanim się rozkręci zaczynam go w coś angażować, lubi prace domowe więc zawsze coś mu wymyślę. Ostateczność to ban na bajkę, które i tak ma ucięte do minimum, żeby ograniczyć bodźce.
 
reklama
Sany, a może dodatkowo, zamiast tylko uzbrajać się w większą cierpliwość, zadbałabyś również o siebie? :) Bo często jest tak, że praca, dom, dzieci... kobieta ma zbyt wiele obowiązków i zwyczajnie nie daje rady. Nikt nie jest robokopem. Wymagamy czasem wsparcia, przytulenia, pocieszenia, docenienia. Też mamy swoje hobby, plany, marzenia. ;) Robiłaś sobie ostatnio badania? Wszystko ok? Normy funkcjonalne dla płci i wieku, nie laboratoryjne?

U mnie w domu, to ja wychodzę, jak mam problem z emocjami dziecka. Wiadomo, ktoś starszy wtedy ma nad nim pieczę. Najważniejsze, żeby maluch nie zrobił sobie krzywdy. Mówię wtedy głośno, że potrzebuję na chwilę wyjść. Nie wynoszę dziecka. To jest o tyle dobre, że osoba, która przychodzi, nie jest zaangażowana i łatwiej jej znieść emocje malucha. Mały, nie mając widowni w postaci zdenerwowanej mamy, łatwiej się uspokaja, wycisza. :) U nas to się dobrze sprawdza. Wiadomo, małe dziecko to głównie jedna wielka emocja. Nie panuje nad sobą. Dopiero uczy się tego. Moim zadaniem jest wtedy być przy nim. Spokojna i opanowana. Na rozmowy, tulaski i zabawy czas przyjdzie później. :) Generalnie staram się nie dopuszczać, żeby dziecko miało powód do skrajnych emocji. Uregulowany rytm dnia, zawsze nakarmione, napojone, nie przebodźcowane. Wypoczynek jest bardzo ważny. Nawet teraz, mój 3 latek (i 4 miesiące), śpi w dzień. :) Nie zmuszam, zachęcam do wszystkiego w formie zabawy. Często współzawodnictwa. Na szczęście dziecko ma duszę zwycięzcy, więc podstępem osiągam swoje cele. Maluch myśli, że to on rządzi światem.
I niech tak zostanie, na razie. 😏
Jestem zdrowa. Jakiś czas temu jak robiłam badania to wszystko wyszło dobrze. Jedyne czego mogę się przyczepić to nierówny podział obowiązków, co mnie bardzo denerwuje. Muszę jednak jeszcze chwilę wytrzymać, aż pójdę do pracy i mąż nie będzie miał już argumentu, że taki zmęczony jest. Syn na ogół jest spokojny, słucha co się do niego mówi, dużo rozumie, jednak czasami jak, np. Nie ma się bawić chrupkami kukurydzianymi to specjalnie weźmie paczkę i wszystkie wysypie na podłogę. Musi ze mną je posprzątać i ma pogadankę, jednak nie chcę, by marnował jedzenie. Chrupki tanie, a co jak talerz z obiadem rzuci o podłogę? Nie wiem jak go przekonać do tego, by posłuchał, że tak jest źle. On ma ochotę coś zrobić i koniec.
 
Do góry