- Status
- Zamknięty i nie można odpowiadać.
reklama
Moje maleństwo
Mamusia Amelki
Na poczatku tego watku napisalam ze niechcialabym miec cc [poprostu to jest operacja a ja takich rzeczy sie boje] no chyba ze sa jakies komplikacje.. no i chyba sobie wykrakalam.. nie udalo mi sie normalnie urodzic i z minuty na minute ustalili ze konieczna jest cesarka [chodzilo o zycie mojej coreczki]
ale teraz stwierdzam ze cc jest 100 razy lepsze niz sn przynajmiej dla mnie.. bole ktore mialam byly niedowytrzymania...a po cesarce czulam sie od razu wspaniale pare godzin po cc pozwolili mi wstac wtedy troszke ciagla mnie rana ale jak rozchodzilam ja to juz wszystko bylo super. a pozniej to nic mnie tak bardzo niebolalo czulam sie jak nowo-narodzona
nawet lekarze sie troszke dziwili ze niechcem zadnych znieczulaczy, wydaje mi sie ze moze troszke sie uodpornilam bolami porodowymi wiec po wszystkim bylam szczesliwa ze to juz koniec
naprawde jestem bardzo zadowolona z cesarskiego ciecia
blizna sie goi brzuszek ladnie wchlania wiec super;-)
ale teraz stwierdzam ze cc jest 100 razy lepsze niz sn przynajmiej dla mnie.. bole ktore mialam byly niedowytrzymania...a po cesarce czulam sie od razu wspaniale pare godzin po cc pozwolili mi wstac wtedy troszke ciagla mnie rana ale jak rozchodzilam ja to juz wszystko bylo super. a pozniej to nic mnie tak bardzo niebolalo czulam sie jak nowo-narodzona
nawet lekarze sie troszke dziwili ze niechcem zadnych znieczulaczy, wydaje mi sie ze moze troszke sie uodpornilam bolami porodowymi wiec po wszystkim bylam szczesliwa ze to juz koniec
naprawde jestem bardzo zadowolona z cesarskiego ciecia
blizna sie goi brzuszek ladnie wchlania wiec super;-)
M
modroklejka
Gość
No to moja kolej...
Z perspektywy 6 dniu stwierdzam że nie było źle. Było do tego stopnia dobrze że jeszcze w trakcie szycia zapytałam położnej czy moge sie z nia umówic na za dwa lata na kolejny poród
A zaczeło się to tak.
26 marca miałam sie zgłosić na wywołanie porodu, no wiec wstaliśmy rano, zjadałam sniadanie i o 9 pojechalismy do szpitala. Po wszystkich formalnosciach na izbie przyjec o 9.30 byliśmy na oddziane. Zbadała mnie polozna, spisała wywiad, zrobiła długie ktg i o 12 przyszedł do nas lekarz. Zbadał, swierdził ze rozwarcia brak, szyjka mega długa-3,5 cm!!! i nic sie nie dzieje. Ale prze to ze zjadałam sniadanie postanowili ze kroplowke podłącza mi w piątek rano.
I się połozyłam w pokoju...a poniewaz od tygodnia blisko miałam dziwne bole pleców a łozka szpitalne do wygodnych nie naleza, plecy rozbolały mnie jeszcze bardziej...w nocy dostałam od pielegniarki relanium po którym zasnełam na 6 godzin.
27 marca o 7.45 podłączyli mi kroplówke z oksytocyna...lezałam pod ktg i ta krpolówka do 11.45-w miedzy czasie przyjechał do mnie maz z nadzieja ze sie cos zacznie, a zaczeło sie wielkie G! po odłlaczniu krpolówki ktg wykazało 2 skurcze wiec kazali nam spacerowac...no wiec łazilismy po oddziale i po pietrach przez 4 godziny, w miedzy czasie gracjac w scrablle. w tym czasie plecy zaczynały mnie bolec coraz mocniej i regularniej. co jakies 15-20 min...o 16 zbadała mnie polozna i zawołała lekarza-rozwarcie na 1,5 cm ale szyjka nadal 3.5 cm! o 18 maz pojechał do domu a ja sie polozyłam...ale bole pleców-które lekarz stwierdziłe ze sa przepowiadajace krzyzowe-nadal były, i były coraz czesciej...niestety lekarz powiedział tez ze kolejna kroplówke podłacza mi dopiero w poniedziałek rano, bo w weekend nie maja pełnego kompletu na chirurgii i ograniczaja ewentualne cesrki ile sie da. no wiec zostałam na oddziale smutna i zła i obolała....
W nocy nie przespałam ani minuty, bo co sie polozyłam to musiałam wstac i krecic tyłkiem zeby nie bolało...
28 rano przyjechał maz-bo zadzwniłam z płaczem do niego-i mimo ze nie mogł byc od rana na oddziale spacerował ze mna i masował mi plecki, w lepszych momentach gralismy w scrabble...o 13 nie wytrzymałam i stałam na kortytarzu-stanie to była jedyna wygodna pozycja- i łzy ciekły mi z bólu...maz nie wiedział juz co robic...akurat przechodziła mega miła lekarka i zobaczyła ze cos jest nie tak...wzieła mnie na badanie i stwierdziła ze ja na bank nie zaczne rodzic jesli oni mi nie pomogą...wiec zaaplikowała mi relanium w zastrzyku, zebym sie troche przespała i dolergepan-cos jak dolargan tylko dodatkowo rozluzniajace szyjke...zastrzyki dostałam o 15 i polozyłam sie spac...spałam budzac sie co chwile do polnocy...potem juz nie dawałam rady...o polnocy polozna która znałam ze szkoły rodzenia poldłaczyła mi ktg
cdn-teraz mały wzywa na karmienie
Z perspektywy 6 dniu stwierdzam że nie było źle. Było do tego stopnia dobrze że jeszcze w trakcie szycia zapytałam położnej czy moge sie z nia umówic na za dwa lata na kolejny poród
A zaczeło się to tak.
26 marca miałam sie zgłosić na wywołanie porodu, no wiec wstaliśmy rano, zjadałam sniadanie i o 9 pojechalismy do szpitala. Po wszystkich formalnosciach na izbie przyjec o 9.30 byliśmy na oddziane. Zbadała mnie polozna, spisała wywiad, zrobiła długie ktg i o 12 przyszedł do nas lekarz. Zbadał, swierdził ze rozwarcia brak, szyjka mega długa-3,5 cm!!! i nic sie nie dzieje. Ale prze to ze zjadałam sniadanie postanowili ze kroplowke podłącza mi w piątek rano.
I się połozyłam w pokoju...a poniewaz od tygodnia blisko miałam dziwne bole pleców a łozka szpitalne do wygodnych nie naleza, plecy rozbolały mnie jeszcze bardziej...w nocy dostałam od pielegniarki relanium po którym zasnełam na 6 godzin.
27 marca o 7.45 podłączyli mi kroplówke z oksytocyna...lezałam pod ktg i ta krpolówka do 11.45-w miedzy czasie przyjechał do mnie maz z nadzieja ze sie cos zacznie, a zaczeło sie wielkie G! po odłlaczniu krpolówki ktg wykazało 2 skurcze wiec kazali nam spacerowac...no wiec łazilismy po oddziale i po pietrach przez 4 godziny, w miedzy czasie gracjac w scrablle. w tym czasie plecy zaczynały mnie bolec coraz mocniej i regularniej. co jakies 15-20 min...o 16 zbadała mnie polozna i zawołała lekarza-rozwarcie na 1,5 cm ale szyjka nadal 3.5 cm! o 18 maz pojechał do domu a ja sie polozyłam...ale bole pleców-które lekarz stwierdziłe ze sa przepowiadajace krzyzowe-nadal były, i były coraz czesciej...niestety lekarz powiedział tez ze kolejna kroplówke podłacza mi dopiero w poniedziałek rano, bo w weekend nie maja pełnego kompletu na chirurgii i ograniczaja ewentualne cesrki ile sie da. no wiec zostałam na oddziale smutna i zła i obolała....
W nocy nie przespałam ani minuty, bo co sie polozyłam to musiałam wstac i krecic tyłkiem zeby nie bolało...
28 rano przyjechał maz-bo zadzwniłam z płaczem do niego-i mimo ze nie mogł byc od rana na oddziale spacerował ze mna i masował mi plecki, w lepszych momentach gralismy w scrabble...o 13 nie wytrzymałam i stałam na kortytarzu-stanie to była jedyna wygodna pozycja- i łzy ciekły mi z bólu...maz nie wiedział juz co robic...akurat przechodziła mega miła lekarka i zobaczyła ze cos jest nie tak...wzieła mnie na badanie i stwierdziła ze ja na bank nie zaczne rodzic jesli oni mi nie pomogą...wiec zaaplikowała mi relanium w zastrzyku, zebym sie troche przespała i dolergepan-cos jak dolargan tylko dodatkowo rozluzniajace szyjke...zastrzyki dostałam o 15 i polozyłam sie spac...spałam budzac sie co chwile do polnocy...potem juz nie dawałam rady...o polnocy polozna która znałam ze szkoły rodzenia poldłaczyła mi ktg
cdn-teraz mały wzywa na karmienie
Justyna337
Fanka BB :)
moje doświadczenie sa bardzo podobne do Miotlicy, więc się nie będe powtarzać. napisze tylko o kilku wyjątkach. lewatywa - niestety nie mialam tyle szczęscia bo położna robiła mi ją póxno - kiedy w większość cięzarówek juz wstała - a wiadomo, jak cięzarna wstaje to zaraz musi do toalety;-)
lekarz opisał mi wszystko krok po kroku dzień wczesniej więc wiedziałam co mnie czeka. jedyny dyskomfort to cewnik, ktory zakładała mi połozna. nie była delkiatna i jak si okazało przy wyjmowaniu doistałam najgrubsza rure jaka moglam dostać, co przy ,moim schorzeniu wywołało dodatkowy dyskomfort. na fotelu bardzo mnie bolalo ale na szczęscie trwało krótko. przy znieczuleniu podpajęczynówkowym nie czułam nic. ukłucie mniej bolało niz pobieranie krwii.
oj mala płacze...
lekarz opisał mi wszystko krok po kroku dzień wczesniej więc wiedziałam co mnie czeka. jedyny dyskomfort to cewnik, ktory zakładała mi połozna. nie była delkiatna i jak si okazało przy wyjmowaniu doistałam najgrubsza rure jaka moglam dostać, co przy ,moim schorzeniu wywołało dodatkowy dyskomfort. na fotelu bardzo mnie bolalo ale na szczęscie trwało krótko. przy znieczuleniu podpajęczynówkowym nie czułam nic. ukłucie mniej bolało niz pobieranie krwii.
oj mala płacze...
Justyna337
Fanka BB :)
też myśałam, że znieczulenie jeszcze nie działa dlatego starałam sie ruszac cały czas stopami, zeby lekarze wiedzieli, że mam czucie kiedy wyjmowali ze mnie malucha nie czułam zadnego szrpania czy czeko takiego. raczej jakby ktoś mnie laskotal pod piersiami... dziwne uczucie. kiedy wyjmowali malucha podniesli jeszcze wyżej zasłonkę wiec samego momentu nie widziałam. ale mala płakala i cichla wiec zastanawialam sie tylko co sie dzieje. dali mi ja do pocałowania i nawet chwile potrzymalam ja za główkę
na sali pooperacyjnej połozna zabroniła się podnosic 12 godzin!!! ale znajoma pielegniarka anestezjologiczna powiedziała, że to bzdura, że teraz zabiegi sa robione tak cienkimi igłami, że nie ma szans na ból fglowy. kazala sie krecic w łózku a glowe podnosic tylko nie jakos raptownie... znieczulenie zaczęło odchodzic mi od nóg akurat a nie od brzucha wiec zaczęłam nimi krecić na wszystkie strony. leki przeciwbolowe dostalam dopiero pod koniec kroplówki, żeby nie rozcieńczyły sie za bardzo - ale dałam rade. ból jest duzy to fakt ale nie nie do zniesienia. byl przy mnie mąż i trzymał mnie za rekę a kiedy łapal mnie skurcz po prostu mocniej łapałam go za reke i odwralałam głowę. traciłam dech ale pomagało.
nocą nie mogłam spać, bo... przeszkadzał mi cewnik. nie rana, nie bol tylko pieprzony cewnik, który zakladała mi jakas głupia baba!! na drugi dzień nie mogłam sie przez niego ruszać, ale po lekach juz było lepiej. połozna pomogła mi przesiąść sie na wózek i przewiozła do innej sali. doopier5o tam zaczęłam przekręcac się na bok (na drugim boku połozyłam sie własciwie dopiero w domu ), usiadlam sama mmoze ze dwa razy. nastepnego dnia wyjeli mi cewnik - i już wszystko poszło jak z płatka. sama zaczęlam wstawać i poszlam do toalety. nie umyłam się - nie bylam w stanie, szczególnie, że nie wiedzialam co na czas wyjścia z pokoju mam zrobic z dzieckiem... skoro żadna połozna nie była chetna do pommocy... poxniej juz nie było tego problemu. umyłam sie dopiero w poniedzialek (cc w piatek) i to i tak niezbyt dokładnie - raczej opłukałam, ale glowy nie dałam rady. całą operacje wspominam bardzo dobrze. wszyztko jest do przeżycia, byłoby ssuper gdyby nie cewnik wyszłam w poniedzialek - w trzeciej dobie. w domu ruszylam z kopyta. duzo chodze więc pod wieczór jestem zmeczona ale to przeciez normalne. mam niestety silną anemię a to nie polepsza mojej kondycji ale miałam ja przed porodem więc to nie cc. funkcjonuje normalnie, karmie piersią (mimo, że dziecko dostałam dopiero w niedzielę), dzieki elektrycznemu laktatorowi, małej i dużej cierpliwości - przygody z mlekiem modyfikowanym mamy juz mam nadzieje za sobą.
blizna mnie trochę ciagnie, czy raczej szczypie, ale z kazdym dniem jest coraz lepiej. brzuch jest smiesznie nierowny ale dojdzie do ladu, wszystko sie pomału wchłania - czy sie wchlonie zobaczymy. mam skóre wokół ciecia mam lekko odretwiałą, z jednej strony w zasadzie nie czuje jej...
problem w tym, że nikt nie powiedzial mi jak postepowac z rana, co mi wolno a co nie, a przecież wystarczylanby chwila... to samo z dziemi. nikt nie powiedział, ani nie pokazał jak zajmowac sie maluchem. po prostu wwieźli rynienki z maluchami i poszli. skandal.
nie wiem, czy dalabym radę z porodem sn czy zniosłabym ból... ten ból znany mi przy cc nie byl taki straszny
na sali pooperacyjnej połozna zabroniła się podnosic 12 godzin!!! ale znajoma pielegniarka anestezjologiczna powiedziała, że to bzdura, że teraz zabiegi sa robione tak cienkimi igłami, że nie ma szans na ból fglowy. kazala sie krecic w łózku a glowe podnosic tylko nie jakos raptownie... znieczulenie zaczęło odchodzic mi od nóg akurat a nie od brzucha wiec zaczęłam nimi krecić na wszystkie strony. leki przeciwbolowe dostalam dopiero pod koniec kroplówki, żeby nie rozcieńczyły sie za bardzo - ale dałam rade. ból jest duzy to fakt ale nie nie do zniesienia. byl przy mnie mąż i trzymał mnie za rekę a kiedy łapal mnie skurcz po prostu mocniej łapałam go za reke i odwralałam głowę. traciłam dech ale pomagało.
nocą nie mogłam spać, bo... przeszkadzał mi cewnik. nie rana, nie bol tylko pieprzony cewnik, który zakladała mi jakas głupia baba!! na drugi dzień nie mogłam sie przez niego ruszać, ale po lekach juz było lepiej. połozna pomogła mi przesiąść sie na wózek i przewiozła do innej sali. doopier5o tam zaczęłam przekręcac się na bok (na drugim boku połozyłam sie własciwie dopiero w domu ), usiadlam sama mmoze ze dwa razy. nastepnego dnia wyjeli mi cewnik - i już wszystko poszło jak z płatka. sama zaczęlam wstawać i poszlam do toalety. nie umyłam się - nie bylam w stanie, szczególnie, że nie wiedzialam co na czas wyjścia z pokoju mam zrobic z dzieckiem... skoro żadna połozna nie była chetna do pommocy... poxniej juz nie było tego problemu. umyłam sie dopiero w poniedzialek (cc w piatek) i to i tak niezbyt dokładnie - raczej opłukałam, ale glowy nie dałam rady. całą operacje wspominam bardzo dobrze. wszyztko jest do przeżycia, byłoby ssuper gdyby nie cewnik wyszłam w poniedzialek - w trzeciej dobie. w domu ruszylam z kopyta. duzo chodze więc pod wieczór jestem zmeczona ale to przeciez normalne. mam niestety silną anemię a to nie polepsza mojej kondycji ale miałam ja przed porodem więc to nie cc. funkcjonuje normalnie, karmie piersią (mimo, że dziecko dostałam dopiero w niedzielę), dzieki elektrycznemu laktatorowi, małej i dużej cierpliwości - przygody z mlekiem modyfikowanym mamy juz mam nadzieje za sobą.
blizna mnie trochę ciagnie, czy raczej szczypie, ale z kazdym dniem jest coraz lepiej. brzuch jest smiesznie nierowny ale dojdzie do ladu, wszystko sie pomału wchłania - czy sie wchlonie zobaczymy. mam skóre wokół ciecia mam lekko odretwiałą, z jednej strony w zasadzie nie czuje jej...
problem w tym, że nikt nie powiedzial mi jak postepowac z rana, co mi wolno a co nie, a przecież wystarczylanby chwila... to samo z dziemi. nikt nie powiedział, ani nie pokazał jak zajmowac sie maluchem. po prostu wwieźli rynienki z maluchami i poszli. skandal.
nie wiem, czy dalabym radę z porodem sn czy zniosłabym ból... ten ból znany mi przy cc nie byl taki straszny
Ostatnia edycja:
reklama
tanu
Entuzjast(k)a
Gratuluje wszystkim nowym mamusiom
- Status
- Zamknięty i nie można odpowiadać.
Podziel się: