reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Archiwum ciążowe-dolegliwości,porody,ciąża przenoszona,cesarka,wieści i nieobecności

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
reklama
Dla nowych mamusiek gratulacje. Nie jestem w stanie ogarnąć forum, mam sporo zaległości :-D A w domku 2 dzieci ,mąż i teściowie( mają u siebie remont,więc są u nas i przy okazji teściowa pomaga mi w domku i przy dzieciach, teść i mąż ciągle poza domkiem przy remoncie) . Mam nadzieję ,że powolutku się rozkręcę...;-)
 
Hej dziewczynki znalazlam chwilke wiec pisze co i jak bylo, bo wiem ze swojego doswiadczenia ze pierworodki strasznie ciekawe sa tego. Mialam coprawda pisac na zamknietym ale chyba niektore nie maja dostepu wiec niech bedzie tutaj.
A wiec w sobote wieczorem 28 marca dostalam jakis dziwnych boli, nie bylo to nic strasznie bolacego przypominalo raczej bole menstruacyjne ale to normalne na tym etapie ciazy wiec nic sobie z tego nie robilam...zrobilam jeszcze nawet dwie salatki wieczorem, wykapalam sie i polozylam do lozka. Ale te bole pojawialy sie regularnie co 5 min i to mnie zaczelo zastanawiac...wkoncu zaczely sie nasilac tak ze nie moglam zasnac. Wstalam wiec, dopakowalam torbe do szpitala, zrobilam sobie herbate...w tym czasie moj m 5 razy sie pytal czy ma wstawac ale ja ze jeszcze nie...chcialam miec pewnosc ze to juz...ale gdy bole nie przechodzily ok. 2 w nocy (byla wtedy zmiana czasu) postanowilam ze trzeba jechac do szpitala. Pojechalismy...powiedzialam poloznej co sie dzieje, polozyla mnie na sali przedporodowej, podlaczyla ktg - skurcze byly regularne dosyc nie znam sie na tych procentach ale niektore nawet ponad 110. Potem polozna mnie zbadala a tam 1 cm rozwarcia...wiec mowi do mnie ze jedyne co moge teraz zrobic to chodzic...no i tak lazilam po tym korytarzu i schodach do rana...m wyslalam do domu zeby sie przespal i wrocil rano...OK godz 7 rano bole staly sie tak inetnsywne ze wstydzilam sie siedziec na sali bo wylam z bolu jak pies, a po korytarzu to juz wogole a gdy chodzilam to skurcze byly nawet co dwie minuty i trwaly ok 1 min, wiec wiekszosc czasu przesiedzialam wyginajac sie w toalecie...straszne to bylo. O 8 moj m byl juz w szpitalu bo sobie nie radzilam, robil co mogl masowal, chodzil, wspieral, wykapal mnie w wannie...ok 10 przyszla polozna na badanie i stwierdzila .....2 cm rozwarcia ja myslalam ze oszaleje, a bol coraz mocniejszy...nie bylam w stanie pic ani jesc a o 11 lezalam juz POD lozkiem, bo nic nie pomagalo, sciskajac m za kolana...polozna to widzac powiedziala ze pomimo tylko 2 cm rozwarcia wezma mnie na porodowke, jak tylko sprzatna sale i podadza upragniony epidural...a wiec ok 13 znalazlam sie na porodowce, przyszla anestezjolog zrobila mi zastrzyk BARDZO PERFEKCYJNIE nie czulam zadnego bolu - ot zwykly zastrzyk...minelo 20 min i nie czulam juz zadnego bolu zadnych skurczy - ale wiedzialam kiedy skurcz bo czulam motylki w brzuchu...ok godz 15 polozna zrobila znow badanie - 3 cm - po rozciagnieciu!!! Szok!
Nie wiem czy po epiduralu czy ot tak poprostu zaczely zanikac skurcze, wiec postanowiono podac mi oksytocyne...polozna podlaczyla ja i wyszla na chwilke doslownie na 2 min i w tym momencie skurcze strasznie sie skumulowaly.. ja patrze a tetno mojego szkrabka zaniklo...za chwile pojawilo sie 90..70..40...30..strasznie spanikowalam i wyrwalam to podlaczenie do znieczulenia...ale mialam przycisk wiec zadzwonilam i polozna zaraz byla przy mnie...patrzy co sie dzieje z malym - tetno praktycznie zaniklo...w ciagu sekundy zbieglo sie do sali chyba z 10 osob, zrobili wielki szum, szybko odlaczyli oksytocyne, zaczeli mnie rozbierac z koszuli - ubierac w fartruch, naciagac jakies rajstopy na nogi, podlaczac jakies kroplowki - chcieli mnie w szybkim tempie ewakuowac na sale operacyjna na cesarke ale po 10 min malemu tetno wrocilo wiec odpuscili i dalej lezalam plackiem...po odlaczeniu oksytocyny znowu nie mialam skurczy i rozwarcie nie postepowalo...wiec przyszla doktorka taka chinka i mowi ze musza mi znowu ja podlaczyc, ale moze na poczatek mniejsza dawke...ja juz zaczelam sie bac ze moje malenstwo tego nie wytrzyma...no ale to wkoncu lekarze...podlaczyli bylo ok...ale skucze za krotkie wiec trzeba zwiekszyc dawke oks...ale bali sie troche wiec postanowili ze zrobia malemu test krwi z glowy zeby stwierdzic czy to wytrzyma....sluchajcie ja myslalam ze oszaleje...gdy zobaczylam jak oni to maja zrobic i czym..przrzywiezli karton szczelnie zaklejony w ktorym bylo pelno jakichs metalowych czesci rurek czy cos w tym stylu, na dodatek wszystko to podlaczali do pradu!!! ja myslalam ze oszaleje z troski o mojego synka...co oni mu robia??? blagalam o cesarke, ale oni tylko "rozwalili" mnie na lozku i zaczeli to pobieranie krwi. Szczerze to nie czulam zadnego bolu fizycznego ale ryczalam jak bobr z bolu psychicznego, strasznie ale to strasznie martwilam sie o zycie mojego synka o to ze moze tego nie przezyc...moj m tez nie wytrzymal i wyszedl na ten moment z sali...kiedy udalo im sie pobrac ta krew probowali cos malemu do glowki jeszcze podlaczyc ale niestety im sie to nie udalo...Wyniki tej krwi byly po kilku minutach i stwierdzili ze moga podniesc dawke oksytocyny, ale po kolejnej dawce ok godz 18 skurcze jako takie byly ale rozwarcie na 4 cm...po raz kolejny blagalam o cesarke, mowilam ze moja mama miala dwie i ze napewno ja nie dam rady, nawet polozna zapytala doktorke o cesarke ale ta tylko warknela ze "baby is happy" i musimy probowac dalej i ze trzeba powtorzyc ten test krwi...teraz to juz wogole sie zalamalam, znowu zalalam sie lzami...jeszcze chyba nigdy w zyciu sie tak o nikogo nie balam i tak nie cierpialam psychicznie...doktorka widzac co sie dzieje o godz 20 ze ja zalana lzami, dziecko wymeczone, rozwarcie po 17 godzinach - 5 cm postanowila wkoncu wykonac cesarskie ciecie.
Szybko zawiezli mnie na sale operacyjna, dostalam konska dawke znieczulenia, wiem ze bolal mnie kregoslup bardzo, dlatego dostalam tez tlen...mojego m przebrali w fartuch i caly czas byl ze mna, trzymal mnie za reke...o godz. 20.24 uslyszalam placz mojego kochanego synka i znowu zaczelam ryczec ale juz ze szczescia...OGROMNEGO SZCZESCIA...po ok godzinie zawiezli nas na sale poporodowa gdzie bylismy juz cala trojeczka razem ale strasznie przykro mi bylo bo bylam pocieta, znieczulona, wyczerpana i nie moglam przytulic mojego szczescia i w pelni sie nim cieszyc...ale teraz nadrabiamy wszystkie zaleglosci...
Nikos urodzil sie 29 marca o 20.24. Wazyl 3040g i mial 55cm. Nie byl po porodzie taki swatygowany, bo ja nawet ani razu nie parlam, poprostu go wyjeli....jedynie mial troche porysowana glowke na gorze od tych badan krwi.
Z perspektywy czasu moge powiedziec ze najgorszy fizyczny bol czulam podczas tych skurczy zanim dostalam epidural, byc moze jestem malo odporna na bol (a to napewno) pozniej juz bylo ok, ale nigdy nie zapomne tego strachu i bezradnosci o zycie mojego synka to byl jakis horror...nawet teraz piszac to - 3 razy sie poryczalam...
w Polsce pewnie szybcie zrobili by cesarke, no ale coz, pewnie w polsce byloby trudniej o epidural...ale na opieke nie moge jednak narzekac...tylko ta doktorke myslalam ze wstane i kopne w d****, nawet ja po polsku powyzywalam troche, ale moj m i tak sie smial ze lepiej klniecie mi szlo po angielsku...
Mam nadzieje ze jakos skladnie to opisalam
Pozdrawiam mamuski
 
co za poród... aż mi ciarki przeszły.. ale najważniejsze że Tobie i Synkowi nic się nie stało :-)
 
Dziewczynki nie mam codziennie czasu żeby zaglądać na forum a jak juz zaglądam, to już się gubię tyle mamusiek przybywa:-) a więc dla wszystkich serdeczne gratulacje!!!!
 
reklama
Musze sie w koncu zebrac i opiac moja cesarke ale jakos weny dzis brak.
Powiem tylko ze maz stal kolo chirurga i pozwolili mu patrzec na wszystko,tak wiec widzial jak rozcinaja mi brzuch ,widzial mnie ze tak powiem do srodka :sorry:,pokazali mu ze teraz wyjmuja glowke i mowil mi ze wyjeli juz glowke i ze synus ma juz otwarte oczka:tak:i ze ma blond wloski w momencie gdy reszta cialka byla jeszcze w macicy.
Cesarke wspominam bardzo pozytywnie:tak: caly czas sie smialam bo anestezjolodzy to byli istni wariaci:rofl2:non stop sobie zartowali ze to dziecko to ja mam z listonoszem:-Dbo niepodobne do meza...a tak naprawde to synek jest bbb.podobny do meza .
Jak sie zbiore to opisze calosc jakos na dniach.
 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry