Truda super opisalas porod.
Ja sprobuje swoj.
Wiec o 2 nad ranem w Walentynki wstalam do lazienki na siku,wrocilam i sie polozylam,chyba nawet dobrze nie zasnelam a juz poczulam miedzy nogami cieplo i jaks ciecz-mysle wody plodowe napewno.Zerwalam sie z lozka i szybko do WC jak szlam to na plytkach takie kropki zostaly tych wod.Wlaczylam bolier zeby mi sie woda zagrzala na prysznic polozylam sie jeszcze kolo meza i tak mysle budzic go czy nie.ale nie wytzrymalam i o 3:30 budze m i mowie "kochanie wody mi odeszly"on glowe podniosl do gory spojrzal sie na mnie i zapytal"a czy teraz jeszcze mozemy sie kochac???"""myslalam ze wymiekne.
Wzielam prysznic,ubralam sie zrobilam sniadanie zjedlismy i o 6 wyjechalismy z domu w szpitalu bylismy kolo 7,podlaczyli pod KTG skurczy-zero!!!
Polozna sie mnie pyta czy ja jestem pewna ze mi wody odeszly czy tylko sciuemniam,mowie ze odeszly no to kazala mi pokazac podpaske no to ja "nachy" w dol i ona se ja ogladala i stwierdzila ze nie klamie,sprawdzila rozwarcie ale nie bylo.Zaprowadzila mnie na sale i powiedziala ze dzis po poludniu bedziemy rodzic.Maz oczywiscie przy mnie i czekamy na rozwoj akcji-ale nic.Okolo 13 mialam skurcze dosc regularne co 5min i nawet co 3min ale nie byly one jakies silne,maz poszedl po polozna podlaczyli mi KTG i wtedy skurcze sie uspokoily,potem kolo 16 znow skurcze,ale nie regularne i slabe,przyszla polozna i mowi ze jak sa slabe skurcze to oni mi dadza tabletke przeciw skurczowa i tabletke na sen zebym dzis spala a jutro rano rodzimy.Pytam sie jej czy dzidzi niec nie bedzie do jutra jak ja nie mam wod??a ona na to ze bez wod moze dziecko byc 36godz-za bardzo mnie to nie uspokoilo.(Maz czekal do 22 na porod)
Po tabletkach spalam do 3rano potem zaczely sie sklurcze ale co 10 i 8min i ustaly kolo 8,maz juz przyjechal o 9 bo o 10 mieli zabierac mnie na porodowke.
Pare minut po 10 przyszla polozna i mowi ze mam isc za nia i maz tez bo idziemy rodzic,alez sie ucieszylam.
Polozylam sie na lozku polozna poszla po murzyna ktory dawal mi zastrzyk w reke,moj m prawie zemdlal hehehe bo ten murzyn zrobil to znow nie precyzyjnie.
Podlaczyli mnie pod kroplowke zeby wywolac skurcze i leze sobie tak i gadam z mezem a skurczy jak nie bylo tak nie mam.W miedzy czasie mowie do poloznej ze jak bedzie bardzo bolalo to ja chce silny zastrzyk przeciw bolowy.
Chwiele po tem czulam skurcze,ale slabe polozna mowi ze jak beda bolaly to na poczatek mam dostawiac sobie do buzi gaz rozweselajacy(glupi jasio).Po tym gazie mialam taki odlot niczym jak bym sie opila wodki.Maz mosial mnie trzymac na lozku bo tak sie smialam i gadalam glupoty ze bal sie zebym nie spadla
.Potem usiadlam na pilce i tak sobie skakam a maz mowi"zaraz spadniesz"i tak co chwile,masowal mi plecy i ciagle uspokajal.Tak sie bujam na tej pilce i pytam meza "ciekawe jaki orgazm bym teraz miala po tym gazie"oczywiscie m mowi cicho bo polozna jest.Za chcwile mowie "chodz do lozka pobzykamy sie"
wyganialam go po paczki w miedzy czasie i po frytki-bo porod nadszedl nie spodziewanie a jeszcze mialam to zjesc heehe
.
Potem polozylam sie na lozku i mowie ze chce zastrzyk i dala mi w du*** od razu dzialal nic nie czulam przez chwile potem znow bole.Wdychalam dodatkowo gaz,czulam sie taka pijana i taka obolala ale nie mowie do meza"chodz do lozka i wejdz ze mnie"
.Potem mowie chce zastrzyk z kregoslup,polozna zadzownila po lekarzy przyszlo ich 2 i mowia o skutkach ubocznych i o tym co moz sie stac jesli beda mi dawac ten zastrzyka a ja sie porusze,troszke sie wystraszylam ale powiedzialam ze chce.trzeba bylo zgode podpisac ja nie bylam w stanie m z drzaca reka zrobil to za mnie.
Znieczulenie zaczelo dzialac ja niec nie czulam,rozmawialam ze mezem,smilaam sie i czekalam az pozwola mi przec.
Chwile potem juz parlam,maz bardzo mi pomagal,skurcze nagle zaczely slabnac wiec polozna mowi ze terza jak beda skurcze to 3 razy mam przec wiec ja sie tam produkuje pytam sie czy cos widac.Zajrzala i mowi ze "widzi czarne wloski"maz poszedl zobaczyc,synek byl juz bardzo blisko,ale ja nie mialam skurczy.Bylam przerazona tym ze moze sie udusic.
za chwile zlecialo sie 3 lekarzy i 2dodatkowe polozne ja juz spanikowana maz tez,widze ze on bardziej boi sie niz ja.\
Lekarz wzial takie cos(jak sie kible udraznia)taka palke zakonczona guma na koncu-wiecie o co chodzi???!!!wlozyl mi do srodka i kazal przec nawet przy malych skurczac,ja parlam a on mi tym ciagnal Szymonka-uczucie okropne,strach w o czach i mysli o Szymonku zeby jemu nic nie bylo.Nastepnie wyjeli mi to i wlozyli takie "kleszcze"i tez ciagneli,myslalam ze tam padne ze zwarjuje lzy same mi ciekly,moj maz byl dzielny wspieral mnie nie poddawal sie.
Nagle zapadla decyzja o cesarce o 19godz,musialam tylko podpisac dokumenty,ucieszyla sie ze nie beda mnie juz tak meczyc tylko zaraz zobacze synka.
Dali mi kroplowke i zastrzyk przeciwbolowy,zawiezli na sale operacyjna,podlaczyli pod jakies kable,postawili mi parawan przed oczami zebym nie widziala co oni robia,poszli po meza bo stal za drzwiami.Zaczeli mnie kroic a ja lezalam i rozmawialam z mezem juz mi bylo lepiej za chwile slysze placz synka i widze z za tego parawanu sliczne male nozki,rozplakalm sie.
Wziely go polozne na bok zawolaly meza zeby odcial pepowine,ubraly malego zrobily to co trzeba i kazaly isc mezowi z synkiem na gore.
Ja zostalam na sali pooperacyjnej jeszcze 2godzi podlaczona do monitorow.
Potem wzieli mnie na sale za chwile przyszedl maz z synkeim,odrazu mi go dal a ja go tulilam i nie moglam sie napatrzec na niego byl taki malusi i taki slodziudki.
Przyszla polozna przystawila do cyca maly ssal ale nic nie lecialo,w sumie nawet nie plakal,bylam szczesliwa,maz byl ze mna do 24:00 potem nie stety musial wracac,ale w poniedzialek przyjechal o 9rano,caly dzien zajmowal sie synkeim,ja bylam odcieta od wszystkiego,mialam cewnik i drenaz,znieczulenie jeszcze troszke dzialalo,nie moglam nogami ruszac,czulam ze sa ciezkie.Maz byl przy mnie dawal mi pic przez slomke, a ja ciagle pod kroplowka-wykonczona bylam.Potem dali mi morfine,sama sobie wstrzykiwalam jak mnie bolalo.Potem zastrzyki,tabletki i tak wkolo.Wieczorem zdjeli mi cewnik i drenaz,nie moglam dojsc do WC.Nogi mialam z waty.Na drugi dzien i morfine zabrali-koniec swiata,lezalam na lozku i wylam z bolu,nie moglam sie podniesc synek plakal, co chwile dzwonilam po polozna.Potem maz przyjechal i zajmowal sie nim,ja nie bylam w stanie.Ile ja ucierpialam przez to ze nie moge sie do dziecka podniesc ze nie mam go czym nakarmic.
Dalam rade od czwartku jestesmy w domciu,jestem szczesliwa ze mam kochanego synka i meza przy sobie.
W takich w=chwilach ciezkich uswiadomilam sobie ze nie mogla bym zyc bez meza,zawsze go kochalam bardzo ale teraz jeszcze bardziej a on mnie.
P.S chyba najdluzszy opis hehe