Ja nie miałam wyboru, wadę wykryto dopiero w 38tc. Moja córeczka żyła (odchodziła?) 7tygodni. Nigdy nie chciałabym przechodzić przez to ponownie. Nie mieliśmy opieki psychologa, szpital w którym rodziłam był 400km od mojej miejscowości. Diagnoza była szokiem, cała ciąża i badania były idealne. A przed porodem mówiono mi że urodzę dziecko bez kontaktu, które będzie żyło wiele lat. Te 5dni do cesarskiego cięcia były koszmarem. Po całym tym doświadczeniu zupełnie inaczej patrzę na przerywanie ciąży, ale też opiekę hospicjum petinatalnego, która wciąż niestety jest tylko dla par z Warszawy, Łodzi czy Krakowa.
Obie drogi są trudne. Wszystko zależy jakie ma się wsparcie. Z czymś takim ciężko sobie poradzić w pojedynkę.
Jednak nic nie bolało mnie bardziej niż cierpienie narodzonego dziecka i cierpienie partnera. Pewne rany nie zagoją się nigdy.
W Polsce nie ma osobnych sal szpitalnych dla matek takich chorych dzieci, nie ma zrozumienia i pomocy w chęci hamowania laktacji. Psycholog szpitalny to kpina, zajrzała do mnie raz nie mając nic do powiedzenia poza: jak się Pani czuje.
Moje doświadczenie, pomimo ogromnej miłości do córeczki która sama sobie takiego losu nie wybrała, wskazuje w przyszłości na jedno możliwe rozwiązanie. Aspekt pożegnania się z dzieckiem jest bardzo zrozumiały (i ważny!) ale w warunkach polskich szpitali marnie to wygląda. Może z fundacji Ernesta ktoś by pomógł, może hospicjum Gajusz?
Bardzo Ci współczuję.