reklama
Dzagud duży buziak dla Madzi, zaczynamy zaciskać kciuki by zapalenie szybko udało się wyleczyć i nie wracało więcej.
Muszę wam powiedzieć że drżałam od soboty o reakcję Czarka na żółtko, które wprowadziliśmy do diety. Ja pojechałam do dentysty a mój małż miał dać małemu obiadek i pół żółtka do niego, tłumaczyłam jak krowie na rowie kilka razy jak ma to zrobić, a ten dał dziecku całe żółtko Normalnie brakuje mi słów na tą niefrasobliwość facetów..
Muszę wam powiedzieć że drżałam od soboty o reakcję Czarka na żółtko, które wprowadziliśmy do diety. Ja pojechałam do dentysty a mój małż miał dać małemu obiadek i pół żółtka do niego, tłumaczyłam jak krowie na rowie kilka razy jak ma to zrobić, a ten dał dziecku całe żółtko Normalnie brakuje mi słów na tą niefrasobliwość facetów..
No cóż, o migdałku nic pani doktórka nie mówiła, a jest to chyba jedyna lekarz w tej przychodni, którą bardzo cenię i której ufam. Ciężko się do niej dostać, bo rzadko przyjmuje, ale jak tylko się da to właśnie ją wybieram na wizytę. Powiedziała za to że Magda wygląda jej na dziecko alergiczne. A, no i powiedziała też, że jak przyjdę na kontrolę w piątek, to będzie chciała mnie namówić na bańki. Powiedziała, że są bardzo skuteczne przy takim zapaleniu oskrzeli, tylko że nie może "świstać" w oskrzelach. Hmmm.
A co do migdałka to, tak jak mówi Jolka, najwcześniej migdał można wyciąć po 3cim roku życia (więc i tak dość długa męczarnia), a najlepiej po 5tym, bo wcześniej lubi odrosnąć.
Staram się być dobrej myśli. Nawilżam intensywnie pokój, podaję Magdzie lekarstwa mimo awantur piekielnych i mam nadzieję na poprawę i przynajmniej nie za rychły powrót choroby.
A co do migdałka to, tak jak mówi Jolka, najwcześniej migdał można wyciąć po 3cim roku życia (więc i tak dość długa męczarnia), a najlepiej po 5tym, bo wcześniej lubi odrosnąć.
Staram się być dobrej myśli. Nawilżam intensywnie pokój, podaję Magdzie lekarstwa mimo awantur piekielnych i mam nadzieję na poprawę i przynajmniej nie za rychły powrót choroby.
Oj, no widzisz, to Ty guru moje jesteś. Prawdę mówiąc nie wiem do końca, ale jak zaczęła kasłać już w piątek i włączałam nawilżacz na 2-3 godziny, to na dość długo kaszel mijał. Najważniejsze było to w nocy, bo jej nie męczyło przynajmniej.
A o tym nawilżaniu przeczytałam w necie, że przy takim zapaleniu oskrzeli pokój powinien być mocno nawilżony i często wietrzony.
Na razie kaszel stał się lżejszy i nie słychać tego okropnego charczenia i świstania, ale to może być też wynik leku. Niby wije się jak piskorz i tak naprawdę nie jestem pewna co z tych wziewów jej się dostaje do gardła, ale może jednak coś to daje. Mam tylko nadzieję że ona się przyzwyczai do podawania tych leków, bo ja albo zwariuję albo mnie z roboty wywalą. Jakoś nie widzę żeby Babcia jej podawała te leki jak ona będzie tak wyć, a wtedy ja będę musiała być non stop na zwolnieniu. Na chwilę obecną cieszę się z tego zwolnienia, bo odpocznę trochę, posiedzę znowu z moją Maleńką, ale jak to się będzie za często powtarzać, to w końcu mogą się w robocie wkurzyć.
A o tym nawilżaniu przeczytałam w necie, że przy takim zapaleniu oskrzeli pokój powinien być mocno nawilżony i często wietrzony.
Na razie kaszel stał się lżejszy i nie słychać tego okropnego charczenia i świstania, ale to może być też wynik leku. Niby wije się jak piskorz i tak naprawdę nie jestem pewna co z tych wziewów jej się dostaje do gardła, ale może jednak coś to daje. Mam tylko nadzieję że ona się przyzwyczai do podawania tych leków, bo ja albo zwariuję albo mnie z roboty wywalą. Jakoś nie widzę żeby Babcia jej podawała te leki jak ona będzie tak wyć, a wtedy ja będę musiała być non stop na zwolnieniu. Na chwilę obecną cieszę się z tego zwolnienia, bo odpocznę trochę, posiedzę znowu z moją Maleńką, ale jak to się będzie za często powtarzać, to w końcu mogą się w robocie wkurzyć.
Czyli ewidentnie nawilżenie Madzi pomaga - trzymaj się więc tego
Podawanie leków wziewnych dzieciom to spore wyzwanie, nie bardzo wiem co Ci poradzić (na gorąco przychodzi mi do głowy wymuszanie na Madzi robienia wdechu w momencie psiknięcia - może przetestuj - dmuchnięcie w nosek czy coś w tym stylu ).
No i, w miarę możliwości, postaraj się, by każdą inhalację popiła (choć lekko przepłukała buźkę). Niestety, ale stosowanie takich leków niesie ze sobą ryzyko różnych infekcji jamy ustnej, nie mówiąc o kiepskim posmaku
I mam wielką nadzieję, że moja wiedza zupełnie do niczego nigdy Wam się nie przyda
Podawanie leków wziewnych dzieciom to spore wyzwanie, nie bardzo wiem co Ci poradzić (na gorąco przychodzi mi do głowy wymuszanie na Madzi robienia wdechu w momencie psiknięcia - może przetestuj - dmuchnięcie w nosek czy coś w tym stylu ).
No i, w miarę możliwości, postaraj się, by każdą inhalację popiła (choć lekko przepłukała buźkę). Niestety, ale stosowanie takich leków niesie ze sobą ryzyko różnych infekcji jamy ustnej, nie mówiąc o kiepskim posmaku
I mam wielką nadzieję, że moja wiedza zupełnie do niczego nigdy Wam się nie przyda
Esia, tylko że ona nie ma podawanych tych leków bezpośrednio. Musiałam kupić taką specjalną maseczkę z podajnikiem - nazywa się toto "babyholter" czy jakuś tak. A wg instrukcji, to najpierw się w to psiuka lek a potem jak najszybciej przystawia maseczkę na buzię, zakrywając usta i nosek. Tam są takie zastawki, które pokazują jak dziecko oddycha, no i tych oddechów ma być 5 do 10. Tylko że ja tak średnio to widzę, bo raz że ona ryczy okropnie, a dwa że bardziej skupiam się na utrzymaniu piskorza w garści i to w dodatku z maską na buzi, niż na patrzeniu na tę zastawkę. Pocieszam się myślą, że skoro wyje, to oddychać musi, a jak oddycha to coś tam wlatuje.
reklama
Podziel się: