Mam nadzieję, że trafił się finalnie happy end
Niestety nie było happy endu, a nawet bym powiedziała, że żyłam w zawieszeniu i dużym stresie przez kilka miesięcy. Beta rosła mi prawidłowo do 1000, później nie wiem, bo nie sprawdzałam przyrostu co 48h. Bolały mnie bardzo piersi, ciężko było mi się ułożyć na łóżku tak, aby ich "nie czuć", brzuch bolał jak na @, w dzień mogłam non stop spać i codziennie miałam ochotę na żelki z nadzieniem.. także czułam, że jestem w ciąży, USG potwierdziło, ale każde USG było "czarną plamą"- puste jajo.. pęcherzyk zatrzymał się podobno rozwojem na 6t, ale lekarze u mnie czekali do 10t (wg @), bo wcześniej podejrzewali, że ciąża jest młodsza. W 10t trafiłam do szpitala ze skierowaniem (nie miałam żadnych bóli, plamień, krwawień, kompletnie nic co by wskazywało na poronienie, bardzo dobrze się czułam) dostałam tabletki na wywołanie, po kilku godzinach oczyściłam się, miałam USG niby wszystko ok, dostałam zastrzyk i wyszłam do domu (było to pod koniec października), później poszłam do swojego lekarza i okazało się, że mam jeszcze w macicy "resztki", na szpitalu stwierdzili, że sama to wydale/wchłonie się, ale znów poszłam do swojego lekarza prywatnie i okazało się, że to narasta i trafiłam znów do szpitala( połowa grudnia) i zabieg łyżeczkowania miałam dopiero po półtora miesiąca od poronienia tabletkami.... Całe szczęście, że nic mi się nie stało, miałam w międzyczasie normalnie miesiączkę (po tabletkach, przed zabiegiem), żadnych bóli i gdyby nie dobre USG to bym nawet nie wiedziała, że coś jeszcze zostało. I takim o to sposobem zanim zaczęłam na nowo się starać o dziecko to od końca października do marca (ok 4.5 miesiąca) minęło.. także przez złe USG w szpitalu i mówienie, że sama się oczyszcze miałam dodatkowo 1.5 miesiąca zawieszenia.. bo 3 miesiące po zabiegu kazali mi odczekać..
To była moja pierwsza ciąża, o którą staraliśmy się 7 miesięcy.
Od wznowienia starań po poronieniu minęło 6 miesięcy i nadal nam się nie udaje. Ale czekam na @ w październiku, bo będę robić badania na własną rękę, bo lekarz uważa, że jest wszystko w porządku i u mnie i u męża..
Napisałam tą historię abyście dziewczyny zwracały szczególnie uwagę na USG i żebyście dopilnowały u siebie czy napewno jest wszystko dobrze. Jak macie głębokie przekonanie, że lekarz czegoś nie zrobił albo zrobił coś nie tak i nie daje wam to spokoju idźcie do innego to sprawdzić. I to nie będzie panika, a jedynie potwierdzenie/ zaprzeczenie informacji od poprzedniego lekarza.
Ja całe szczęście dalej żyję, ale praktycznie w tym samym czasie, chwilę wcześniej było głośno o śmierci dziewczyny w ciąży w Pszczynie.. wiecie napewno o kogo chodzi.. to jest taka moja przestroga dla Was, a tymczasem wierzę, że wy macie więcej szczęścia ode mnie i fasolki Wam się pokażą szybko
Mi pomagało czytanie pozytywnych historii, może Wam też to pomoże, ale często szukając ich natrafiamy też na te przykre, dlatego lepiej z tym uważać i nie nakręcać się albo spróbować zająć głowę czymś innym.
Trzymam kciuki za Wasze brzdące i oby jak najwięcej pozytywnych historii