Papillonek1980
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Sierpień 2018
- Postów
- 5 427
Wiesz co, niby kazali zostać w przychodni pół godziny. Niestety nie skierowali nas do szpitala, co teraz, po latach uważam za zaniedbanie.
To był ostatni dzień przed urlopem pediatry. Pani doktor szybko szybko, następny i kolejny. Po zbadaniu małego poszła uzupełniać dokumentację medyczną. Drzwi były otwarte, ale ona bezpośrednio przy zdarzeniu nie była. Mogła słyszeć co się dzieje. Nie przyszła. Po zbadaniu małego wyszła do innego pokoju. Po powrocie z urlopu, po czasie ok miesiąca pani dr. stwierdziła, że to co się zadziało, to bezdech, a bezdechy się zdarzają. Generalnie zignorowała temat, nie pierwszy raz z resztą. Ja wtedy nie wiedziałam, że to może być ważne. Że będzie mogło mieć wpływ na jego przyszły rozwój. Przy tym zdarzeniu była moja 16 letnia córka (poszła ze mną mi pomóc z klamotami i dzieckiem). To była niby standardowa procedura medyczna. Tyle tylko, że Mały przestał oddychać. Pani pielęgniarka dmuchała mu w twarz, mówiła do niego, podnosiła góra, dół, przekręcała buzią do podłogi i z powrotem, klepała po plecach, potrząsała nim i tak na zmianę. Nic to nie dało, nie działało. W końcu położyła go na kozetce i kładąc dwa palce na dwa palce uciskała mu klatkę piersiową. Po chwili oddech wrócił i mały zaczął płakać. Pani oddała mi go na miękkich nogach, mówiła drżącym głosem i była zdenerwowana. Kazała poczekać pół godziny w przychodni. Nie robiła mu typowych wdechów usta usta, dlatego byłam zagubiona, ale to uciskanie klatki piersiowej nie daje mi spokoju. Wyglądało na regularną reanimację. Nie wiem co się zadziało? Ja również byłam bardzo zdenerwowana. Najważniejsze fakty pamiętam bardzo dobrze. To, co się stało, nie powinno było się wydarzyć. A po tym wszystkim, nie powinni byli wypuścić nas bez badań do domu. Głupie USG przezciemiączkowe to nie jest Bóg wie jaki wielki koszt dla przychodni. Zwłaszcza jak chodzi o zdrowie i życie dziecka.
Nie znoszę do tego wracać i wspominać. To dla mnie bardzo bolesne i wolałabym nie rozdrapywać tematu.
To był ostatni dzień przed urlopem pediatry. Pani doktor szybko szybko, następny i kolejny. Po zbadaniu małego poszła uzupełniać dokumentację medyczną. Drzwi były otwarte, ale ona bezpośrednio przy zdarzeniu nie była. Mogła słyszeć co się dzieje. Nie przyszła. Po zbadaniu małego wyszła do innego pokoju. Po powrocie z urlopu, po czasie ok miesiąca pani dr. stwierdziła, że to co się zadziało, to bezdech, a bezdechy się zdarzają. Generalnie zignorowała temat, nie pierwszy raz z resztą. Ja wtedy nie wiedziałam, że to może być ważne. Że będzie mogło mieć wpływ na jego przyszły rozwój. Przy tym zdarzeniu była moja 16 letnia córka (poszła ze mną mi pomóc z klamotami i dzieckiem). To była niby standardowa procedura medyczna. Tyle tylko, że Mały przestał oddychać. Pani pielęgniarka dmuchała mu w twarz, mówiła do niego, podnosiła góra, dół, przekręcała buzią do podłogi i z powrotem, klepała po plecach, potrząsała nim i tak na zmianę. Nic to nie dało, nie działało. W końcu położyła go na kozetce i kładąc dwa palce na dwa palce uciskała mu klatkę piersiową. Po chwili oddech wrócił i mały zaczął płakać. Pani oddała mi go na miękkich nogach, mówiła drżącym głosem i była zdenerwowana. Kazała poczekać pół godziny w przychodni. Nie robiła mu typowych wdechów usta usta, dlatego byłam zagubiona, ale to uciskanie klatki piersiowej nie daje mi spokoju. Wyglądało na regularną reanimację. Nie wiem co się zadziało? Ja również byłam bardzo zdenerwowana. Najważniejsze fakty pamiętam bardzo dobrze. To, co się stało, nie powinno było się wydarzyć. A po tym wszystkim, nie powinni byli wypuścić nas bez badań do domu. Głupie USG przezciemiączkowe to nie jest Bóg wie jaki wielki koszt dla przychodni. Zwłaszcza jak chodzi o zdrowie i życie dziecka.
Nie znoszę do tego wracać i wspominać. To dla mnie bardzo bolesne i wolałabym nie rozdrapywać tematu.
Ostatnia edycja: