Opis porodu podejście 2 wczoraj mi wszystko skasowało
Można by powiedzieć, że wszytko zaczeło się w sobotę w nocy 04.12, bo strasznie zachciało mi się przytulasów (dawno tak nie było), Marcin spał więc trzeba bylo go obudzić i do dzieła Wszędzie trąbią, że to sperma przyśpiesza ale, że ja z paciorkiem więc w gumce myslałam, że nic nie będzie.
05.12 Niedziela obudziłam sie wczesnym rankiem godz. 10:30 włączyłam ddtvn i czuję lekkie pobolewania, wstaję siusiu i coś poleciało, no ale po badaniach detektywistycznych stwierdziłam, że popuściłam i wszytko jest ok. Marcin zrobił śniadanko, ja dalej miałam skurcze ale w sumie były trochę za często więc postanowiłam po jedzeniu wziąść kąpiel i wszystko będzie jasne. W łazience znów coś popuściłam więc wołam Marcina, że chyba mi wody się sączą bo coś leci ale mało. Oczywiście dzielny facet wpadł w popłoch, Julka kazała szybko mi się kąpać bo tata zapomni mnie do szpitala.
Około 12:30 wylądowaliśmy na IP tam 30 min. czekania, oczywiście już zwijam się z bólu ale nadal nie jestem pewna czy to to, więc nawet Marcinowi nie kazałam brać torby z samochodu. Podłączono mnie do KTG, ja się zwijam a skurczy na zapisie brak. Oczywiście pomyślałam sobie, że znów wyjdę na przewrażliwioną i tylko się wkurzę. Ale lekarka wzięła mnie na fotel i tam 2 palce rozwarcia i dopiero poczułam, że całe spodnie mokre. Potem standard przebieranie, lewatywa i tak 14:40 ląduję na porodówce.
Położna spytała czy chcemy poród rodzinny a my oczywiście całą ciążę że nie, ale teraz stwierdziliśmy, że Marcin będzie dochodził, czyli na razie zostaje żeby mnie trzymać za rączkę. No i znów jestem podpięta pod KTG na leżąco Marcin stara się pomóc mi oddychać, stwierdzam: "W dupę sobie wsadź te swoje oddechy", czyli mi lepiej się stękało. Przy skurczach 40 czułam straszny ból więc jak położna spytała czy chcę coś przeciwbólowego stwierdziłam, że tak bo już ledwo ciągnę a to dopiero początek. Podpięto mi welfron i pozwolono zrobić kilka przysiadów a potem miałam iść pod prysznic. Po 3 przysiadach położna przyszła mnie zbadać no i z prysznica nici bo jeszcze bym tam urodziła. Godz. 15:15 poczułam, że już nie mogę oddychać i zaczęłam krzyczeć, że schodzi dostałam 3 gigantycznych skurczy leżałam na boku i miałam chuchać, potem przyleciała lekarka wyprosili Marcina (pewnie dlatego, że wcześniej miałam vacum i bali się, że sobie nie poradzę) i kazali przeć, 3 parcia (jak na moje całkiem mi wyszły:-)), czułam jak lekarka rozszerza mi wszystko i myślałam, że jej dam po twarzy, a położną tak ściskałam za rękę, że aż zieleniała. Godz. 15:35 nareszcie ulga i zobaczyłam czarną malutką główkę, położyli mi Madzię na brzuchu zawołali Marcina, jego mina warta milion, szok pomieszany z radością. Położna przecięła pępowinę i poszli sie mierzyć i ważyć. Ja w tym czasie rodziłam łożysko to był pikuś. Czas pobytu na porodówce 1h, II faza porodu 10 min.
Przyniesiono mi małą, przystawiono do cycka i przez 2 godz. karmiłam i podziwialiśmy nasze maleństwo.
Na położnictwie udało mi się bo dostałam jedyną salę z łazienką więc super luksus, największym problemem był straszny ból skurczającej się macicy, czułam się jakbym znów rodziła, masakra i 2 doby na przeciwbólach.
Po 48h czyli we wtorek godz. 16 wróciłyśmy do domku
Zapomniałam dodać, że ja wróżka jestem bo termin z OM był na 23.12 z USG na 19.12 a ja od miesiąca mówiłam, że urodzę 05.12 no i sprawdziło się:-)
Można by powiedzieć, że wszytko zaczeło się w sobotę w nocy 04.12, bo strasznie zachciało mi się przytulasów (dawno tak nie było), Marcin spał więc trzeba bylo go obudzić i do dzieła Wszędzie trąbią, że to sperma przyśpiesza ale, że ja z paciorkiem więc w gumce myslałam, że nic nie będzie.
05.12 Niedziela obudziłam sie wczesnym rankiem godz. 10:30 włączyłam ddtvn i czuję lekkie pobolewania, wstaję siusiu i coś poleciało, no ale po badaniach detektywistycznych stwierdziłam, że popuściłam i wszytko jest ok. Marcin zrobił śniadanko, ja dalej miałam skurcze ale w sumie były trochę za często więc postanowiłam po jedzeniu wziąść kąpiel i wszystko będzie jasne. W łazience znów coś popuściłam więc wołam Marcina, że chyba mi wody się sączą bo coś leci ale mało. Oczywiście dzielny facet wpadł w popłoch, Julka kazała szybko mi się kąpać bo tata zapomni mnie do szpitala.
Około 12:30 wylądowaliśmy na IP tam 30 min. czekania, oczywiście już zwijam się z bólu ale nadal nie jestem pewna czy to to, więc nawet Marcinowi nie kazałam brać torby z samochodu. Podłączono mnie do KTG, ja się zwijam a skurczy na zapisie brak. Oczywiście pomyślałam sobie, że znów wyjdę na przewrażliwioną i tylko się wkurzę. Ale lekarka wzięła mnie na fotel i tam 2 palce rozwarcia i dopiero poczułam, że całe spodnie mokre. Potem standard przebieranie, lewatywa i tak 14:40 ląduję na porodówce.
Położna spytała czy chcemy poród rodzinny a my oczywiście całą ciążę że nie, ale teraz stwierdziliśmy, że Marcin będzie dochodził, czyli na razie zostaje żeby mnie trzymać za rączkę. No i znów jestem podpięta pod KTG na leżąco Marcin stara się pomóc mi oddychać, stwierdzam: "W dupę sobie wsadź te swoje oddechy", czyli mi lepiej się stękało. Przy skurczach 40 czułam straszny ból więc jak położna spytała czy chcę coś przeciwbólowego stwierdziłam, że tak bo już ledwo ciągnę a to dopiero początek. Podpięto mi welfron i pozwolono zrobić kilka przysiadów a potem miałam iść pod prysznic. Po 3 przysiadach położna przyszła mnie zbadać no i z prysznica nici bo jeszcze bym tam urodziła. Godz. 15:15 poczułam, że już nie mogę oddychać i zaczęłam krzyczeć, że schodzi dostałam 3 gigantycznych skurczy leżałam na boku i miałam chuchać, potem przyleciała lekarka wyprosili Marcina (pewnie dlatego, że wcześniej miałam vacum i bali się, że sobie nie poradzę) i kazali przeć, 3 parcia (jak na moje całkiem mi wyszły:-)), czułam jak lekarka rozszerza mi wszystko i myślałam, że jej dam po twarzy, a położną tak ściskałam za rękę, że aż zieleniała. Godz. 15:35 nareszcie ulga i zobaczyłam czarną malutką główkę, położyli mi Madzię na brzuchu zawołali Marcina, jego mina warta milion, szok pomieszany z radością. Położna przecięła pępowinę i poszli sie mierzyć i ważyć. Ja w tym czasie rodziłam łożysko to był pikuś. Czas pobytu na porodówce 1h, II faza porodu 10 min.
Przyniesiono mi małą, przystawiono do cycka i przez 2 godz. karmiłam i podziwialiśmy nasze maleństwo.
Na położnictwie udało mi się bo dostałam jedyną salę z łazienką więc super luksus, największym problemem był straszny ból skurczającej się macicy, czułam się jakbym znów rodziła, masakra i 2 doby na przeciwbólach.
Po 48h czyli we wtorek godz. 16 wróciłyśmy do domku
Zapomniałam dodać, że ja wróżka jestem bo termin z OM był na 23.12 z USG na 19.12 a ja od miesiąca mówiłam, że urodzę 05.12 no i sprawdziło się:-)
Ostatnia edycja: