u nas 3 dzien masakra jakas. w sobote polozylam spac do lozeczka o 19, o 19.30 wstala,ale mialysmy bardzo napiety dzien, mala malo spala wiec myslalam, ze za duzo wrazen. pobawilam, dalam jescc i o 21 zasnela. o 22 obudzila sie z placzem i juz spania nie bylo, a ja rano do pracy

myslalam, ze zeby, plakala, marudzila, straaaasznie zmeczona a zasnac nie mogla za nic. paracetamol, jak zwykle wyplula.w koncu poddalam sie i dalam viburcol. pomogl o tyle, ze przestala plakac, a tylko troche pojekiwala od czasu do czasu,ale spac dalej nie chciala.

ostatnie mleko bylo o 20 i od tego czasu nie chciala nic,ani cyca,ani butli ani nawet smoka. na wszystko reagowala placzem. w moim lozku, jak zwykle zasypia bez problemu, tez nie chciala sie uspokoic. jedyne,co pomagalo to trzymanie jej w ramionach pionowo i kolysani sie w przod i tyl

w koncu zasnela o 3 rano, a ja mialam wstac o 4, wiec nawet sie nie kladlam,bo wiedzialam,ze sie nie dobudze pozniej. zrobilam kawe, sniadanie do pracy i czekalam na mojego. on tez jakis nie w sosie przyjechal o 4.30, stwierdzil,ze to pewnie przez to,ze zdezorganizowalam jej caly dzien w sobote (przez gosci mala nie chciala popoludniowej drzemki i nie spala od 12 w poludnie). amelka obudzila sie o 4.45. probowalam ja jeszcze nakarmic, zanim wyszlam do pracy,ale nie chciala dalej nic, za to humorek wrocil, bo rechotala jak tato pstrykal mame w tylek
pojechalam do pracy, na przerwie zadzwonilam i dowiedzialam sie,ze jesc jadla (tosta i takie tam stale rzeczy) ale pic za chiny a na widok butelki ryk. troche pobawila sie niekapkiem i kapkiem, ale wypic nie wypila. za to pospali chyba 1,5h. zadzwonilam na drugiej przerwie o 12. dalej nic nie wypila, czyli juz 16h bez zadnych plynow. moj powoli zaczal panikowac i stwierdzil,ze trzeba bedzie do szpitala,bo sie odwodni. zwolnilam sie z pracy,zeby zobaczyc, czy moze woli piers, ale tez nie, za to od razu wziela butelke i wypila z pol
przez to,ze nie spalam cala noc,, to prawie od razu poszlam spac, ona ze mna i spalysmy 3h, wstalysmy o 17, zjadla kolacje, wykapana, mleko i o 19 poszla spac bez problemow. o 22 cyc, o 22.30 wycie. i dokladnie to samo, co poprzedniej nocy, ale doszlo takie charczenie w gardle. dostala strasznego kataru i zamiast wychodzic noskiem, wszystko chyba splywalo jej do gardla. nosa nie dala mi dotknac, w koncu po wielu probach gruszka cos tam wyszlo,ale glownie splywalo dalej.. ona sie krztusila, przelykala, czasami miala odruch wymiotny, plakala. masakra, jak sie meczyla. ja wykonczona po 3h snu. dalam znowu viburcol i zasnela, ale tak niespokojnie i caly czas charczala i sie krztusila. zjadla troche mleka dopiero 5 rano (z 30ml) i potem butelke 125 na raty miedzy 10 a 11, i pozniej jeszcze z 80ml o 12 i zasnela. na 15 idziemy do lekarza, bo 3 takiej nocy juz nie wytrzymam.