Dziewczyny, zostałam dziś bardzo niemiło potraktowana w sklepie z artykułami dla bejbisiów. Postanowiliśmy z mężem pójść do sklepu, pojeździć, sprawdzić wagę, ponosić, poskładać, porozkładać, porozkładać siedzisko dla dziecka, i coś wstępnie wybrać.
I poszliśmy jako do pierwszego sklepu do świetnego sklepiku, genialnie wyposażonego, dwupoziomowego, z ubrankami, wózeczkami, artykułami, zabawkami, czapeczkami, łóżeczkami, nosidłami i fotelikami.
Poszłam od razu na dół, gdzie jest wózkowy raj - 2000 metrów zastawionych samymi wózkami. Ponieważ żadna z pań do nas nie przyszła sama wyciągnęłam najpierw jakiś jeden wózek i zaczęłam nim jeździć. Bardzo był fajny, lekko skręcał, super się rozkładał - bodajże Baby Dreams Smart, bardzo fajnie wyglądał i miał pomysłowe rozplanowanie na pierwsze miesiące. Porozkładałam sobie wózek, poodpinałam nosidełko - i kiedy podeszłam do wózka Graco jakiegos tam to rozłożyłam budkę - która tak jakby lekko strzelała, przy każdym przełożeniu. I wtedy przyszła pani. Od razu na mnie naskoczyła 'A pani co tutaj robi?' Na co ja jej grzecznie: 'Przyszłam pooglądać wózki, jestem zainteresowana ofertą wózków Quinny...' - tu panna mi przerwała i wyskoczyła z tekstem: 'Ale po co pani rozkłada budkę i w ogóle rusza nimi z miejsca? Jeszcze pani coś popsuje!' - obruszyła się. Na co ja: ' Czy to jest muzeum, czy sklep?' a ona: 'Sklep, ale ja mogłabym pani wszystko pokazać...' - tu ja jej przerwałam z moim ciętym językiem: 'Teraz to ja straciłam zainteresowanie, rozumie pani? Moja noga tu więcej nie postanie' - i wyszłam, potrącając celowo pannę, która musiała się oprzeć i złożyć budkę jednego z wózków.' Niech pani nie dotyka, bo jeszcze zepsuje' - odparłam na koniec i wyszłam na maksa wkurzona.. no i zakupy się skończyły
:/