Cześć, a raczej dobry wieczór
Zaczne od tego, że oba porody indukowane, bo sporo po terminie.
Przy Oli wody odeszły mi ok 23.00, a urodziłam o 9 rano. Niestety wzięłam ZZO przy 7 cm. Teraz sama się dziwię, że lekarze mi w ogóle podali w tym cm, ale byłam już bardzo wyczerpana nieprzespaną nocą i silnymi bólami.
Jak dostałam 1szą dawkę znieczulenia, to od razu dostałam bóle parte. 3-4 parcia i Ola była na swiecie.
Myślałam, że znieczulenie zmarnowane (bo jedna dawka podana, a 600 pln pękło
), ale nie mogłam urodzić łożyska i lekarz tak mi naciskał na brzuch, że myślałam, że zejdę. W końcu mnie uśpili i wyczyścili.
Nie było lekko, ale szybko zapomniałam.
Z Alą było śmiesznie, o ile tak mogę napisać, bo bolało. Po terminie 14 dni. "Znajomy" lekarz powiedział żebym do Niego przyjechała, to po 3 godz urodzę. Umówiliśmy się na piątek. W czwartek poszłam z MM na imprezę i przywiozłam Go do domu o 24.00
A rano byliśmy już w szpitalu. O g. 9.00 oksytocyna ,zaraz potem przebicie pęcherza i ...zaczęło się. Silne skurcze. Próbowałam się uśmiechać i czytać gazetę skacząc na piłce, ale przez pół godz. chyba czytałam ten sam akapit
Miałam super położną, która dużo ze mną ćwiczyła, pomagała i dbała o mnie. Miałam chwile zwątpienia i chciałam ZZO, ale położna tak robiła żebym o tym pomyśle zapomniała. I o 12.45 urodziła się Alunia.
A najciekawsze jest chyba to, że przy 1szym porodzie MM był bardzo zestresowany, nie wiedział co robić, a przy drugim zajadał kanapkę i żartował z lekarzem. Serio. Zaprawiony w bojach, bo porody szybko po sobie
Przepraszam za rozpisanie się, ale to opis dwóch porodów, a nawet 1 nie da sie by byłkrótki
)
Teraz marzę o porodzie nie indukowanym, bo mam wrażenie, że skurcze przy takim są gorsze, bo sztucznie wywołane. Mogę się mylić, ale tu nie ma sygnalu z głowy.