Madziulina, ja Cię nie krytykuję personalnie. To ja usłyszłam od Ciebie, że jestem fanatyczną i parę innych niesympatycznych rzeczy, ale specjalnie mnie to nie rusza, tak bywa, gdy temperatura dyskusji jest wysoka. Krytykuję natomiast, owszem, pogląd, który zdajesz się podzielać - że wszystkie szczepienia są kompletnie bez sensu, co więcej - są groźne, a funkcjonują jedynie wskutek spisku firm farmaceutycznych. Bo ja tego poglądu nie jestem w stanie pojąć, uważam go za nieracjonalny, sprzeczny z nauką, historią, doświadczeniem. Co nie znaczy, że nie dostrzegam zagrożen wiążących się ze szczepieniami i każdemu radzę się szczepić na co się tylko da, pisałam już o tym szerzej nie raz, nie będę się powtarzać do znudzenia, w końcu i tak już Cię nudzę. Staram się podawać źródła mojej wiedzy, jak rówież przedstawiać logicznie i na ile to możliwe jasno swój tok rozumowania i moje wątpliwości. Staram się także stawiać pytania i wykazywać błędy w rozumowaniu moich oponentów. Na tym polega polemika, czyż nie? Nie liczę na to, że wszyscy się ze mną zgodzą, zwłaszcza, że jak ktoś w coś święcie wierzy, to trudno jest mu wiarę odebrać. Piszesz, że moje argumenty już milion razy słyszałaś, że powtarzam coś bezmyślnie - OK, Twoje prawo tak pisać, mnie się też Twoje argumenty o uszy nie jeden raz obiły. Może jednak ktoś jeszcze nie słyszał Twoich czy moich argumentów i będzie nimi zainteresowany, zgodzi się z jednymi lub drugimi. Mam nie pisać co myślę, bo a nuż ktoś już gdzieś to przeczytał? Bo kogoś nudzę? No trudno, niech nudzą. Swoją drogą to mnie cieszy, że już gdzieś podobne opinie słyszałaś, bo to znaczy, że nie jestem, szczęśliwie, całkiem samotna w moich poglądach. Co do mojego sposobu myślenia, może być błędne, oczywiście, ale zapewniam Cię, że jest zdecydowanie samodzielne, pełne wątpliwości i zainteresowania argumentami obu stron. Jakoś tak mi sie zdaje, że wbrew temu, co mi zarzucasz, raczej nie jestem osobą bezmyślną, iloraz inteligencji w normie, lubię czytać, stykać się z różnymi opiniami, zadawać pytania, wyciągać wnioski. Miałam na studiach statystykę, miałam logikę, metodologię, i też mi to trochę pomaga w procesach intelektualnych. Także pozwolisz, że się nie zgodzę - bezmyślna nie jestem. Jak zerkniesz na początki Waszego ulubionego wątku o nieszczepiących rodzicach, to znajdziesz tam moje posty sprzed lat, które bynajmniej nie świadczą o fanatyzmie czy zatwardziałości w jakimś sposobie myślenia, raczej o poszukiwaniu odpowiedzi. Teraz mam już wyrobiony pogląd, co nie znaczy, że twardy i bez cienia wątpliwości i że nigdy nie ulegnie zmianie. Oczywiście, czas może pokazać, że nie miałam racji - zawsze tak może być i OK, wtedy się ucieszę, dołączę do nieszczepiącego i zdrowego społeczeństwa, i dam innym powiedzieć z satysfakcją "a nie mówiłem?". I fajnie.
Jeśli ktoś uważa, że akurat wyłącznie mamy szczepiące są agresywne tutaj, to mnie szczerze dziwi. Natomiast to, że sprawa szczepień wywołuje, u mnie osobiście emocje, a czasem wręcz złość - (no niestety, tak jest, nie jestem jakims buddyjskim guru, którego nigdy nic nie wkurza) - wynika z zajmowanego stanowiska w tej sprawie, jest jego naturalną konsekwencją. Uważam, że powszechna całkowita rezygnacja ze szczepień uznawanych w Polsce za obowiązkowe (z wyłączeniem może niektórych, na choroby, które nie są przenoszone łatwo z człowieka na człowieka) jest niebezpieczna dla zdrowia społeczeństwa, o ile procent niezaszczepionych przekroczy pewien próg.Dlaczego - wyjaśniałam wcześniej. Czyli jest to potencjalnie niebezpieczne także dla mojego, a w większym stopniu moich dzieci zdrowia. Dlatego mnie to obchodzi i dlatego w ogóle mam chęć od czasu do czasu zabierać głos w tej dyskusji. Bo ta sprawa, szczepić, czy nie, na co i dlaczego, nie jest, niestety, wyłącznie Waszą - nieszczepiących - prywatną sprawą. I dokładnie z tego samego powodu wtrąca się do tego Sanepid. Cóż, nie żyjemy w anarchii, państwo obywatelskie ustala pewne reguły współżycia, które uważa za korzystne dla ogółu i dla siebie. Jako jednostki możemy się z tymi regułami zgadzać lub nie, ale podlegamy prawu i przymusowi prawnemu. Jednym z praw są obowiązkowe szczepienia. I państwo czepia się ich nie dlatego, że tak bardzo dba o nasze zdrowie, lecz dlatego, że leczenie chorób jest kosztowne, skutki epidemii są kosztowne. Jest mnóstwo zakazów i nakazów tego rodzaju. Jak jedziesz autem bez zapiętych pasów - dostajesz mandat. A mogłoby się wydawać, że to przecież tylko Twoja sprawa, zapinasz, czy nie. Masz obowiązek je zapinać, bo ktoś uznał, że dzięki temu skutki wypadków będą lżejsze, a więc tańsze dla państwa. I inni się z nim zgodzili, przegłosowali ustawę. Jak nie zapinasz, łamiesz prawo - mandat. Tak samo jest ze szczepieniami obowiązkowymi i innymi kwestiami zdrowotnymi. Tyle, że nie zapinając pasów ryzykujesz tylko swoje zdrowie, i ewentualnie problemy dla rodziny. Nie szczepiąc masz wpływ także na bezpieczeństwo całej reszty tego społeczeństwa. Dlatego nie dziw się, że ktoś, kto uważa szczepienia za sensowne nie jest obojętny wobec tego, że coraz więcej osób nie szczepi. Bo to w dłuższej perspektywie mniej więcej to samo, co świadome przyprowadzanie chorego, zarażającego dziecka do szkoły czy przedszkola. Za co zresztą też można się narazić na określone skutki prawne. Myśleć i mówić każdy ma prawo to, co mu się podoba. W sprawie czynów podlegamy ustalonemu prawu. Oczywiście wolno je kwestionować i walczyć o zmianę prawa. Rodzice nieszczepiący tak robią i OK. Wasze prawo.
Wszystkim, zaszczepionym, czy nie, życzę zdrowia. Postaram się już za bardzo nie przynudzać, ustępując pola ciekawszym i nie tak jak moje bezmyślnym argumentom i poglądom.