Atruviell
Wrześniowe mamy'07
Witam wieczorkową porą!
Na "Rozdwojonych Wrześniówkach" już napisałam, ale dołożę jeszcze i tutaj:
Carioca dzisiaj urodziła syneczka - śliczny maluszek, aż się łezka ze wzruszenia w oku kręci; mam mms'a ale chwilowo nie mam jak przerzucić z komórki na komputer.
A ja dzisiaj byłam na wizycie no i oczywiście, wychodzi na to, że urodzę w grudniu:-):-):-).
Szyjki w zasadzie nie ma, zostało jakieś kilka minimetrów, ale jak to stwierdził mój doktor: "To żadna szyjka". Rozwarcia na razie większego nie ma - ledwie na opuszek. Niby trzyma się tylko na przysłowiowej "niteczce" ale jednak trzyma. Doktor chciał troszkę przyśpieszyć sprawę masażykiem, no ale chyba nici z tego. Morał z tego taki, że w zasadzie urodzić mogę w każdej chwili i postęp będzie bardzo szybki. Jak ta "niteczka" puści to od razu 5 cm. Dlatego, jak tylko poczuję jakiekolwiek regularne skurcze to mam nie czekać na 5-10 minutowe, tylko wiać na oddział, bo istnieje realna szansa, że urodzę w domu. Doktor "zważył" synka i wyszło mu niepokojąco mało - niecałe 3200g. Sam nie uwierzył w swój pomiar, więc umówiliśmy się na poniedziałek 17.09 do szpitala, żeby mnie zbadał jeszcze ordynator oddziału i ewentualnie zakwalifikował do cesarskiego cięcia. Wtedy operacja byłaby przeprowadzona 18 lub 19 września. Jeśli okaże się, że ordynator nie zakwalifikuje mnie do cięcia, to następną wizytę mam 21.09. I wtedy będziemy myśleć, co dalej. Qurcze, tak bardzo chciałabym już urodzić...
Po tym badaniu dzisiejszym i próbach masażu w wykonaniu mojego doktora miałam wrażenie, że pojawiły się skurcze. Brzuch twardy non stop, nawet jak się położyłam. No ale teraz, odkąd siedzę przy kompie, wszystko się uspokoiło.
Na "Rozdwojonych Wrześniówkach" już napisałam, ale dołożę jeszcze i tutaj:
Carioca dzisiaj urodziła syneczka - śliczny maluszek, aż się łezka ze wzruszenia w oku kręci; mam mms'a ale chwilowo nie mam jak przerzucić z komórki na komputer.
A ja dzisiaj byłam na wizycie no i oczywiście, wychodzi na to, że urodzę w grudniu:-):-):-).
Szyjki w zasadzie nie ma, zostało jakieś kilka minimetrów, ale jak to stwierdził mój doktor: "To żadna szyjka". Rozwarcia na razie większego nie ma - ledwie na opuszek. Niby trzyma się tylko na przysłowiowej "niteczce" ale jednak trzyma. Doktor chciał troszkę przyśpieszyć sprawę masażykiem, no ale chyba nici z tego. Morał z tego taki, że w zasadzie urodzić mogę w każdej chwili i postęp będzie bardzo szybki. Jak ta "niteczka" puści to od razu 5 cm. Dlatego, jak tylko poczuję jakiekolwiek regularne skurcze to mam nie czekać na 5-10 minutowe, tylko wiać na oddział, bo istnieje realna szansa, że urodzę w domu. Doktor "zważył" synka i wyszło mu niepokojąco mało - niecałe 3200g. Sam nie uwierzył w swój pomiar, więc umówiliśmy się na poniedziałek 17.09 do szpitala, żeby mnie zbadał jeszcze ordynator oddziału i ewentualnie zakwalifikował do cesarskiego cięcia. Wtedy operacja byłaby przeprowadzona 18 lub 19 września. Jeśli okaże się, że ordynator nie zakwalifikuje mnie do cięcia, to następną wizytę mam 21.09. I wtedy będziemy myśleć, co dalej. Qurcze, tak bardzo chciałabym już urodzić...
Po tym badaniu dzisiejszym i próbach masażu w wykonaniu mojego doktora miałam wrażenie, że pojawiły się skurcze. Brzuch twardy non stop, nawet jak się położyłam. No ale teraz, odkąd siedzę przy kompie, wszystko się uspokoiło.